Posłowie zdecydowali, że od stycznia 2016 roku od wszystkich umów – zlecenie trzeba będzie odprowadzać składki do ZUS. W ten sposób przedstawiciele narodu w polskim parlamencie zakończyli walkę z tak zwanymi śmieciówkami. Cieszą się posłowie, cieszą związki zawodowe. Ale czy na pewno jest z czego się cieszyć?
W głosowaniu przepadł wniosek posła SLD, który zakładał ozusowanie umów zlecenie już od połowy przyszłego roku. Ekonomiści twierdzą, że to dobrze, bo być może uda się w kolejnej kadencji Sejmu zmienić ich zdaniem niekorzystne dla pracowników i przedsiębiorców zapisy. Tymczasem z przyjętych w minionych czwartek regulacji cieszą się przedstawiciele związków zawodowych. Piotr Duda w wywiadach dla mediów podkreślał, że politycy w końcu posłuchali tego, o co walczyli związkowcy przez ostatnie lata.
Według nowego projektu nie będzie można uciekać od składek ZUS – owskich. Dotychczas pracodawcy omijali obowiązkowe składki zawierając z pracownikiem dwie umowy. Jedna na niską kwotę, od której tylko minimalna część trafiała do budżetu państwa oraz na wyższą, od której już składki nie były płacone. Dla takich miast jak Białystok, w którym stopa bezrobocia jest najwyższa ze wszystkich miast wojewódzkich, przyjęte właśnie przepisy mogą oznaczać tylko jedno – jeszcze większe bezrobocie.
- Ta regulacja przyniesie negatywne efekty. Bezrobocie wzrośnie i powiększy się szara strefa. Wyższe będą tzw. pozapłacowe koszty pracy, a tym samym praca stanie się droższa. A jak coś jest droższe, to spada na to popyt. Więc nie ma mowy, że wynikną z tego korzyści dla pracowników, bo część z nich po prostu straci pracę, a niektórzy będą mniej zarabiać – powiedział nam Zbigniew Sulewski z Centrum im. Adama Smitha.
Wielu pracodawców może w ogóle zrezygnować z zatrudnienia kogokolwiek. Nie stać ich będzie na opłacanie składek, które w Polsce są bardzo wysokie. Przyjęte regulacje przez Sejm mogą okazać się wręcz katastrofalne dla polskiej gospodarki. W takim mieście jak Białystok będzie znacznie gorzej. Tu nie ma dużych firm, nie ma konkurencji. O miejsca pracy trzeba walczyć.
- Gdybym mógł zatrudniłbym ludzi normalnie na umowy o pracę. Chciałbym, bo mi się by to opłaciło. Ludzie byliby związani z firmą. Ale gdybym to zrobił, to musiałbym zamknąć interes w ogóle. Koszty są piekielne. Mam teraz 4 ludzi u siebie. I gdybym musiał teraz zapłacić za nich ZUS, to do wszystkich razem dołożyłbym około 5 tys. złotych. A skąd ja mam te 5 tysięcy wziąć? Pozostanie mi tylko albo zwolnić kogoś, albo samemu zamknąć biznes, bo nie ma mowy, że przy tym jakie mamy dochody wyczaruję sobie dodatkowe tysiące – powiedział nam jeden z białostockich przedsiębiorców w branży usługowej.
Podobnie mówili jeszcze przed przyjęciem nowych przepisów ekonomiści i specjaliści. Zwracali uwagę, że ozusowanie śmieciówek wpłynie negatywnie na rynek pracy. Zwiększy obciążenia dla przedsiębiorców, które w naszym kraju i tak są bardzo wysokie w porównaniu do innych państw.
- Po wejściu w życie tych przepisów część osób pracujących na umowach zlecenia będzie musiało poszukać sobie innej pracy lub będzie zarabiało mniej. Inni przeniosą się do szarej strefy. Straci na tym nie tylko pracownik, ale i budżet państwa, bo trzeba będzie więcej przeznaczyć na zasiłki dla bezrobotnych – podkreśla Zbigniew Sulewski z Centrum im. Adama Smitha.
Już dziś, o czym pisaliśmy na naszym portalu, środki przeznaczane na walkę z bezrobociem są w większości marnotrawione. Urzędy pracy są nieefektywne. Oferowane szkolenia i staże dawały głównie pracę tym, którzy je prowadzili. Pieniądze przeznaczone na dofinansowywanie zakładania działalności gospodarczej również niewiele pomogły. Głównie dlatego, że zdecydowana większość nowo powstających firm nie była w stanie utrzymać się dłużej niż dwa lata. Czyli dokładnie tyle, ile wynosił okres z niższą składką ZUS. Później najczęściej dochodziło do likwidacji biznesu. Firmy przenosiły się do szarej strefy. W innym przypadku szukali miejsc pracy u innych przedsiębiorców.
- Można powiedzieć, że mam dwóch pracowników. Wszyscy jesteśmy kolegami i dzielimy się po równo, z tym, że szefem jestem ja. Teraz jak wejdą te przepisy, wszystko się zmieni. Nie damy rady się utrzymać. W tym kraju, ani w tym mieście nie da się normalnie żyć, ani pracować. Już w piątek podjęliśmy razem decyzję, że firmę zarejestrujemy sobie w Anglii. Chory kraj, chore przepisy. Tu nigdy nie będzie dobrze, z takimi politykami i takim myśleniem – skwitował Robert, prowadzący niewielką firmę w branży doradczo – wizerunkowej.
Tymczasem kilka urzędów miast w Polsce w swoich komórkach organizacyjnych ma uruchomione biura informacji dla przedsiębiorców. Doradzają, gdzie i w jaki sposób zarejestrować firmę poza granicami Polski. Dopóki koszty pracy i podatki będą podwyższane, małe i średnie firmy utrzymujące w większości budżet państwa, będą się przenosić gdzie indziej. Czym to grozi dla budżetu państwa i poszczególnych miast, mówić nie trzeba. Za to należy się spodziewać w niedalekiej przyszłości, dziury budżetowej, której nie da się załatać kolejnymi podwyżkami.
Komentarze opinie