
Cztery osoby nie żyją, choć w momencie wybuchu prawdopodobnie dwie z nich już nie żyły. Jedna kobieta, której wówczas nie było w domu, dzięki czemu uniknęła śmierci, objęta została opieką psychologiczną. Policja mówi już, że najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z samobójstwem rozszerzonym.
O tragedii informowaliśmy w miniony poniedziałek, 31 sierpnia, na naszych łamach. Do wybuchu w domu jednorodzinnym przy ulicy Kasztanowej w Białymstoku została wezwana Policja, Straż Pożarna i karetki pogotowia ratunkowego. Wszystkie służby przybyły na miejsce już po kilku minutach, ale na ratunek dla osób, które znajdowały się w środku w momencie wybuchu, było już za późno. Najmłodszą ofiarę próbował najpierw reanimować przechodzący tamtędy mężczyzna. Wyniósł ją z płonącego domu. Później, po przybyciu na miejsce załogi karetki pogotowia, ratownicy próbowali resuscytacji dziewczynki, ale jak się okazało, było już za późno.
Sąsiedzi podkreślali od razu, że wybuch był ogromny. W ich domach zatrzęsły się okna, drzwi, ściany i podłogi. I trudno się dziwić, ponieważ w domu, w którym wybuchł gaz, na zewnątrz wyleciały okna i drzwi. Strażacy musieli sprawdzić konstrukcję budynku wraz z inspektorem nadzoru budowlanego. Wiadomo już, że uszkodzone zostało całe wnętrze, a także ściany działowe. Na razie nie ma jednak informacji o tym, że budynek grozi zawaleniem.
- Zadrżały szyby i zatrzęsły się ściany i podłogi. Było słychać ogromny huk, jak przy wybuchu. I to był wybuch. Nie było wiadomo co się stało, ale musiało być blisko. Po tym jak wyszłam na zewnątrz było już widać, że to w domu obok – relacjonowała w miniony poniedziałek kobieta będąca w budynku po sąsiedzku.
- Są uszkodzone okna, drzwi, wewnątrz też uszkodzone są ściany działowe, ale najlepiej oceni to inspektor nadzoru budowlanego, który tam z nami na miejscu współpracuje i który w chwili obecnej powiedział, że niebezpieczeństwo występuje tylko i wyłącznie w jednym z pomieszczeń piwnicznych – przekazał mediom bryg. Paweł Ostrowski z komendy Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku.
Sąsiedzi po tym co się stało, nie kryli, że tragedią nie są mocno zdziwieni. Wielu z nich wiedziało o tym, że w tym domu nie działo się dobrze od dłuższego czasu. Mężczyzna, mąż i ojciec rodziny, był agresywny wobec członków swojej rodziny. Miał też im wielokrotnie grozić śmiercią. Mówił nawet, że ich pozabija, że dom wysadzi w powietrze. I wygląda na to, że w konsekwencji spełnił swoją groźbę.
Jeszcze w miniony poniedziałek, kiedy pojawiały się pierwsze doniesienia o tragedii przy ulicy Kasztanowej w Białymstoku, Policja była dość oszczędna w komunikatach. Ale już wówczas podejrzewano, że może chodzić o tak zwane samobójstwo rozszerzone. Czyli, że jedna z osób spowodowała śmierć członków swojej rodziny i na końcu sama popełniła samobójstwo. I po kilku godzinach Policja potwierdziła, że z taką sytuacją mieliśmy jednak do czynienia.
- Mamy tu najprawdopodobniej do czynienia z samobójstwem rozszerzonym. Zarówno 10-letnia dziewczynka, jak i matka (40 lat) i babcia (72 lata) miały rany cięte od ostrego narzędzia. Na ich ciele były też obrażenia świadczące o tym, że te osoby wcześniej broniły się przed napastnikiem. Kiedy mężczyzna (47 lat) został wyniesiony z tego domu, na jego szyi była zaciśnięta pętla wisielcza – poinformował rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku, podinsp. Tomasz Krupa.
Dodał również, że rodzina miała założoną niebieską kartę, co oznacza, że sytuacja i warunki panujące w tym domu były znane Policji. Po kilku godzinach było też wiadomo, że w wyniku wybuchu nie ucierpiały sąsiednie budynki, mimo, że eksplozja była bardzo duża. Na miejsce oprócz służb ratunkowych przyjechał także prokurator, a po nim zjawili się przedstawiciele władz miasta oraz wojewoda podlaski. Z uwagi na to, że tragedię przeżyła jedna osoba, dorosła córka w wieku 22 lat, trzeba jej było zapewnić pomoc psychologiczną.
Pomoc ze swojej strony zadeklarowały także władze Białegostoku. Na miejsce tragedii przyjechał zastępca prezydenta Białegostoku Przemysław Tuchliński, bo Tadeusz Truskolaski przebywał w Gdańsku na obchodach 40-lecia Porozumień Sierpniowych. Jednak poprzez media społecznościowe zapewnił, że służby miejskie będą pomagać w wyjaśnieniu tej tragedii.
„Z wielkim bólem przyjąłem wiadomość o tragedii, jaka wydarzyła się dziś w Białymstoku. Rodzinie ofiar z ul. Kasztanowej składam najszczersze kondolencje. Jednocześnie zapewniam o pełnej współpracy służb miejskich przy wyjaśnianiu przyczyn tego zdarzenia” – napisał na swoim profilu na twitterze Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.
Z wielkim bólem przyjąłem wiadomość o tragedii, jaka wydarzyła się dziś w Białymstoku. Rodzinie ofiar z ul. Kasztanowej składam najszczersze kondolencje. Jednocześnie zapewniam o pełnej współpracy służb miejskich przy wyjaśnianiu przyczyn tego zdarzenia.
— Tadeusz Truskolaski (@TTruskolaski) August 31, 2020
„Przerażające informacje o wybuchu na ul. Kasztanowej w Białymstoku. Rodzinie ofiar składam wyrazy najgłębszego współczucia” – odniósł się także na twitterze, przekazując kondolencje, marszałek województwa podlaskiego Artur Kosicki.
Przerażajace informacje o wybuchu na ul. Kasztanowej w Białymstoku. Rodzinie ofiar składam wyrazy najgłębszego współczucia.
— Artur Kosicki (@artur_kosicki) August 31, 2020
Szczegóły tej tragedii będzie wyjaśniała Prokuratura. Wiadomo już, że zniszczenia spowodowane wybuchem i pożarem ograniczyły się praktycznie do tego jednego domu, w którym doszło do tragedii oraz posesji, na której się znajduje. Najważniejsze w tej chwili to przede wszystkim pomóc dorosłej córce, która straciła całą rodzinę w tak tragicznych okolicznościach. Trzeba będzie także zabezpieczyć dom, jak też i całą posesję. Policjanci, strażacy i sąsiedzi zgodnie podkreślają, że wybuch był ogromny, więc można mówić o cudzie, że nie zginął nikt więcej z sąsiedztwa, czy też przypadkowych przechodniów.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: twitter.com/ WBialystok)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie