
Wymalowanie kilku białych pasów na jezdni przekraczało możliwości urzędników przez grubo ponad pół roku. Ich możliwości przekroczyło także zachowanie przejścia do przychodni na Bema, które istniało od wielu lat. Wydaje się, że urzędnicy jednak powoli uporają się z problemem, który sami stworzyli.
Historia niewielkiej inwestycji, jaką jest przejście dla pieszych na ulicy Kaczorowskiego, to niestety dramat. I to na dodatek dramat w czterech aktach. W zasadzie to nawet w pięciu. Bo gdyby nie pierwszy dramat, jaki nastąpił – w postaci zatrudnienia niekompetentnej kadry w urzędzie miejskim – nie byłoby czterech kolejnych. Ten pierwszy dramat nastąpił w momencie, w którym jakiś urzędnik zdecydował, że przejście ulicą do przychodni lekarskiej i do komendy miejskiej w Białymstoku oraz do biura paszportowego, nie jest potrzebne. Przejście zlikwidowano i miał być święty spokój.
Ale święty spokój nie nastąpił. Szybko po przebudowie ulicy Legionowej, która pochłonęła przejście dla pieszych wraz z pasem zieleni i całą na nim zielenią, okazało się, że ludzie chcą dotrzeć do przychodni, komendy miejskiej i biura paszportowego. Chcą, tylko nie mają jak. Nie tylko zlikwidowano przejście, ale jeszcze urzędnicy zdecydowali o postawieniu wygrodzeń, które uniemożliwiały przejście – choć bez oficjalnego przejścia. Bo po ulicy, a nie po pasach. Interweniowali mieszkańcy, interweniował radny Wojciech Koronkiewicz i prezydent obiecał, że przejście wróci na swoje miejsce bardzo szybko. Miało powstać do marca tego roku.
Szybko okazało się, że marzec minął, a przejścia nie ma. Przyszedł kwiecień, kolejny przetarg, a przejścia nadal było brak. Minął nawet maj z potem na czołach urzędników, którzy nadal nie byli w stanie doprowadzić do tego, żeby na ulicy pojawiło się namalowanych białą farbą kilka pasów. Prezydent z całą świtą urzędniczą od momentu likwidacji przejścia podchodzili aż cztery razy do tematu jego przywrócenia. Dziś może jeszcze nie jest pora na otwieranie szampana, ale w końcu pojawiło się światełko… na razie w tunelu. Na te sygnalizacyjne trzeba trochę poczekać, bo jeszcze nie bardzo działa. A ma działać. Urzędnicy wpadli bowiem na pomysł, żeby do pasów dostawić sygnalizację świetlną, która zatrzyma kierowców. Zresztą sygnalizacja świetlna tak działa, że wszędzie wstrzymuje kierowców, gdzie tylko jest włączona.
W każdym razie od kilku dni montowana jest sygnalizacja, więc znakiem tego, przejście wróci na swoje miejsce. Szkoda tylko, że całą zimę piesi musieli nadrabiać chodzeniem po błocie, żeby dostać się na przykład o kulach lub z gorączką do przychodni. Urzędnicy mogą sobie pogratulować sukcesu, który bohatersko odnieśli stwarzając najpierw do tego problem. Wkrótce pierwsi piesi będą mogli dotrzeć normalnie do instytucji publicznych przekraczając ulicę Kaczorowskiego.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie