
Jedni klienci je lubią, bo nie muszą stać w kolejce do kasy, inni wręcz odwrotnie – wolą odstać, aby tylko nie musieć za chwilę wołać kogoś obsługi. Kas samoobsługowych w sklepach w Białymstoku przybywa. Pytanie, czy zostaną z nami na dłużej?
Jedną z pierwszych sieci, która wprowadziła kasy samoobsługowe w Białymstoku był Lidl. Jednak niemal w tym samym czasie kasy samoobsługowe pojawiły się w Biedronkach i Stokrotkach. Ale też są w innych sklepach. Warto jeszcze odnotować, że najwcześniej mini kasy samoobsługowe miały w Białymstoku niektóre Żabki. Korzystali z nich głównie młodsi klienci, dla których mniejszym problemem jest korzystanie z tego rodzaju urządzeń.
Kasy samoobsługowe w założeniu miały nie tyle skrócić czas robienia zakupów, a właściwie płacenia za zakupy, co zmniejszyć zatrudnienie pracowników w dyskontach. Pracownik nie musiał już przez kilka godzin siedzieć tylko na kasie, ale w tym samym czasie mógł zajmować się innymi działaniami. Jak choćby wykładaniem towaru na półki, czy pracami w magazynie. Zamiast kilku kasjerów, sieci postawiły na jednego pracownika, który pomaga klientom, gdy ci sobie nie radzą z urządzeniami skanującymi kody, ważącymi produkty, czy pytającymi o aplikację lub posiadanie własnej torby na zakupy.
- Bardzo dobra sprawa taka kasa. Zwłaszcza jak kupuje się niewiele, a trzeba stać za klientem z wyładowanym koszem pod korek. Człowiek sobie pójdzie, zeskanuje i szybko można wyjść ze sklepu, zamiast stać w kolejce – mówi naszej redakcji Wioletta, która chwilę wcześniej zrobiła zakupy i skorzystała z kasy samoobsługowej.
- Nie podoba mi się to. Ja nie umiem z tego ustrojstwa korzystać. W normalnej kasie to można o coś kasjerkę zapytać, cenę sprawdzić. Odkąd pojawiły się te kasy, to zakupy robię tylko z córką, która mi pomaga. Sama już tu nie przychodzę. Można powiedzieć, że sklep stracił trochę tak jakby klienta – to słowa Anny, która właśnie z córką wychodziła ze sklepu z zakupami.
Wiemy, że białostoczanie mają różne zdania odnośnie kas samoobsługowych. Ale nie wiadomo, jak długo te urządzenia pozostaną w sklepach. Już pojawiają się głosy, że zdarzają się klienci nieuczciwi, którzy skanują kody tańszych produktów, zwłaszcza tych kupowanych na wagę. Choć zdarzają się też i zwykłe kradzieże. I to, co sklep czy dyskont zaoszczędzi na pracownikach na kasie, tracić może na kradzieżach i oszustwach klientów. Niektóre sieci rozważają likwidację kas samoobsługowych, ale inne je dopiero wprowadzają idąc za nowym trendem.
W państwach zachodnich, zarówno w UE, jak i poza nią, gdzie takie kasy samoobsługowe funkcjonują od lat, coraz częściej wraca się do tradycyjnych kas. Powód jest dokładnie taki sam, jaki opisaliśmy powyżej. Choć klienci wskazują również i na to, że supermarkety nie płacą im przecież za obsługę, a inni z kolei twierdzą, że nie chcą odbierać pracy kasjerom.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: pixabay.com/ supermarket)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie