Reklama

W białostockich szkołach dzieje się bardzo źle. Mówią o tym sami uczniowie

04/05/2021 15:39

Bardzo źle dzieje się w białostockich szkołach, o czym poinformowali ostatnio sami uczniowie. Jak przekazali członkowie Młodzieżowej Rady Miasta, aż około 80 proc. uczniów stwierdziło, że w placówkach oświatowych w Białymstoku łamane są prawa ucznia. Jednak do tej pory nikt w Radzie Miasta, ani w magistracie, nie zareagował na właściwym do problemu poziomie.

Mało kto zauważył, co właściwie przekazali uczniowie białostockich szkół. Niespełna tydzień temu poinformowali bowiem, że potrzebują rzecznika praw ucznia. Przedstawiciele Młodzieżowej Rady Miasta z Białegostoku, w obecności szefowej Komisji Edukacji w Radzie Miasta argumentowali ten pomysł ankietami, które przeprowadzili wśród uczniów białostockich szkół. Zebrali ich aż 600, ale najbardziej ciekawe są tu dane, które udało się dzięki nim pozyskać.

- Na pierwsze pytania, czy doświadczyli łamania praw ucznia w swoich szkołach, bądź byli świadkami łamania takich praw, aż 80 proc. odpowiedziało twierdząco. Z kolei na pytanie, czy są oni za tym, aby w Białymstoku funkcjonował niezależny, miejski rzecznik praw ucznia, ponad 92 proc. powiedziało, że tak, są oni za tym. I to właśnie badanie pchnęło nas do tego, aby podjąć współpracę z panią przewodniczącą – mówiła podczas konferencji prasowej przewodnicząca Młodzieżowej Rady Miasta Dominika Łapińska.

I owszem, można wobec tego zastanawiać się, czy w takiej sytuacji nie jest potrzebny rzecznik praw ucznia, ale to co jednocześnie umyka w kontekście nowego urzędnika, to fakt, że w białostockich szkołach dzieje się bardzo źle. Skoro aż 80 proc. uczniów wyraźnie powiedziało w anonimowych ankietach, że łamane są prawa ucznia, to pani Joanna Misiuk, szefująca Komisji Edukacji w Radzie Miasta, nie powinna siedzieć z młodzieżą rozmawiając o rzeczniku, tylko natychmiast powinna zlecić lub przeprowadzić kontrolę w departamencie edukacji urzędu miejskiego w Białymstoku i wezwać do natychmiastowych wyjaśnień zastępcę prezydenta miasta odpowiedzialnego za edukację, który powinien wytłumaczyć, dlaczego w nadzorowanych przez niego szkołach dochodzi do nadużyć aż w takiej skali.

Bo trudno tu podejść do sprawy inaczej. Skoro przeprowadzone ankiety w liczbie 600 są miarodajne dla powołania rzecznika praw ucznia, to powinny być także miarodajne dla ogólnej oceny tego co się dzieje w białostockich placówkach oświatowych. Gdyby chodziło o 8 proc. przypadków łamania praw ucznia, czy nawet 18 proc., można byłoby uznać, że rzecznik praw ucznia jest w Białymstoku potrzebny i jakoś rozwiąże istniejące problemy. Jednak młodzież sama mówi aż o 80 proc. przypadków łamania takich praw. A to już jest sytuacja alarmowa. Ona w ogóle nie powinna mieć miejsca.

Około tydzień przed konferencją prasową Młodzieżowej Rady Miasta, inna z radnych zasiadających w Komisji Edukacji wystosowała interpelację do prezydenta Białegostoku, w której poprosiła o zorganizowanie pomocy psychologicznej dla uczniów w białostockich szkołach. Jednak jako powód wskazała nie łamanie praw ucznia, tylko zdalne nauczanie i tym samym izolację społeczną dzieci oraz młodzieży.

W związku z trwającą od ponad roku pandemią i nauką zdalną w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych obserwuje się narastające problemy natury psychicznej – poczucie zamknięcia, zniechęcenia, obniżenia nastroju, depresja i szereg innych wśród dzieci i młodzieży. Zapowiadany i z tygodnia na tydzień przesuwany przez rząd termin powrotu do szkół do nauki stacjonarnej wywołuje wśród młodych ludzi strach, niepewność przed zmianą, powrotem do grupy rówieśników” – wskazuje powody do zapewnienia pomocy psychologicznej uczniom w swojej interpelacji radna Katarzyna Kisielewska – Martyniuk.

Ale jeśli dodamy do tego łamanie praw ucznia w szkołach i to aż w 80 proc., to powrót do szkół w tej sytuacji dla dzieci i młodzieży może być jeszcze większą traumą niż nauka zdalna i odosobnienie. Trudno powiedzieć, dlaczego obecna na konferencji prasowej szefowa Komisji Edukacji w Radzie Miasta Joanna Misiuk, ani słowem nie odniosła się do tak zatrważających danych, jak też i do tego, co mówiła sama młodzież, która zebrała anonimowe ankiety.

My skontaktowaliśmy się już z Podlaskim Kuratorem Oświaty i poprosiliśmy o informację, czy zamierza w związku z tym podjąć interwencję. Bo jeśli aż 80 proc. uczniów twierdzi, że łamane są ich prawa w szkołach, to nie można czekać, tylko podjąć działania w zasadzie natychmiast. W rozmowie telefonicznej Beata Pietruszka, podlaska kurator oświaty przekazała, że to od nas dowiedziała się o anonimowych ankietach zebranych przez samych uczniów, jak też i o ich wynikach. Musi rozpoznać temat i na pewno nie pozostanie obojętna.

- Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że nie widzę przeszkód w powołaniu rzecznika praw ucznia. Na resztę pytań odpowiemy wkrótce jako Kuratorium Oświaty. Ale faktycznie sytuacja jest poważna, skoro młodzież przedstawiła takie dane. Dodam, że do nas nie zgłaszano tego rodzaju problemów – przekazała w rozmowie telefonicznej Beata Pietruszka, Podlaski Kurator Oświaty.

Dlatego czekamy w tej chwili na odpowiedź z kuratorium w tej sprawie, aby wiedzieć, czy i jakie czynności będzie podejmowało w związku z tak tragicznie złą oceną pracy białostockich szkół. W tym przecież nauczycieli i dyrektorów. Sama szkoła, jako budynek, przecież praw ucznia nie łamie, muszą robić to konkretni ludzie. A młodzi ludzie na razie wpadli na pomysł z rzecznikiem praw ucznia, bo taki funkcjonuje w innych miastach w Polsce.

- Oczywiście takie stanowisko rzecznika praw ucznia istnieje w wielu szkołach. Natomiast zazwyczaj jest to nauczyciel. A nam zależy na podkreśleniu tej niezależności i żeby ta osoba w wypadku zaistnienia konfliktu na linii uczeń – nauczyciel, bądź dyrekcja, pochodziła właśnie spoza szkoły i była obiektywna i niezależna. Takie stanowisko istnieje między innymi w Lublinie, w Warszawie, bądź w Poznaniu. Jesteśmy przekonani, że taka osoba w Białymstoku poprawi komfort nauczania w białostockich szkołach – mówiła przewodnicząca Młodzieżowej Rady Miasta Dominika Łapińska.

Szkoda, że nikt młodzieży do tej pory nie wyjaśnił, że wobec problemów na linii uczeń – nauczyciel, albo uczeń – dyrektor, pomocy mogą i powinni szukać w Kuratorium Oświaty, czy w Ministerstwie Edukacji. Mogliby ją znaleźć, a w zasadzie powinni także znaleźć w Radzie Miasta Białegostoku. Jednak skoro obok nich siedziała szefowa Komisji Edukacji, która nawet nie zająknęła się o pomocy w tym względzie – poza powołaniem rzecznika, który zrobić będzie mógł niewiele, wydaje się, że z tej strony młodzież pomocy raczej może nie uzyskać.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do