Reklama

W Białymstoku #PiekłoKobiet… zamarzło

03/12/2020 15:41

Ostatni protest w ramach Strajku Kobiet w Białymstoku zgromadził już tak niewielką garstkę ludzi, że w zasadzie wypada powiedzieć wyłącznie jedno, to co jest już w zasadzie wiadome od około dwóch tygodni – protesty wygasają i mało kto chce identyfikować się z wysuwanymi postulatami. Mimo to, organizatorki wciąż uważają, że przemawiają w imieniu większości społeczeństwa.

Ostatni protest Strajku Kobiet w Białymstoku odbywał się pod hasłem „Przeciwko brutalności Policji”. Jednak patrząc na całość zgromadzenia, jego hasła, jak i jego frekwencję, Policja powinna raczej być mało, albo i w ogóle nie zainteresowana postulatami i hasłami, jakie padły z megafonów. Na Rynku Kościuszki zgromadziło się mniej niż 40 osób, z czego znakomitą część stanowili dziennikarze, operatorzy i fotoreporterzy, a także kilku gapiów. Organizatorki podkreślały, że solidaryzują się z kobietami, które zostały – jak twierdzą – brutalnie potraktowane przez policjantów w innych miastach w Polsce. Bo trzeba tu dodać, że w Białymstoku ani razu nie było mowy o żadnym brutalnym, ani nawet niewłaściwym traktowaniu uczestników nielegalnych zgromadzeń.

Nielegalnych, bo z powodu epidemii koronawirusa zostały wprowadzone obostrzenia, które ograniczyły ilość protestujących do 5 osób. Jeśli na zgromadzeniu jest ich więcej, mamy do czynienia ze zgromadzeniem nielegalnym. Nie wszyscy protestujący to rozumieją, co widać także i w Białymstoku, w którym z megafonów wyraźnie wybrzmiało, że nikt nie ma prawa ograniczać rozporządzeniami protestów, bo gwarantuje je Konstytucja. Z tym, że protestów w Polsce nikt nie ogranicza i nie zakazuje, bo ograniczona jest wyłącznie ilość uczestników. I nie dlatego, że duża liczba nie podoba się Policji lub polskiemu rządowi, a dlatego, że cały świat, także i Polska, zmaga się z epidemią, która zbiera śmiertelne żniwo każdego dnia.

- Spisywania, bez podania przyczyny. Wystawianie mandatów bezprawne. Zatrzymania i wywożenie na komisariaty. Utrudnianie kontaktów z prawnikami i prawniczkami. I w końcu bicie i gazowanie ludzi na ulicach. Czy tak powinno wyglądać państwo prawa? – krzyczała do megafonu Małgorzata Linkiewicz, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet w Białymstoku.

To nawiązanie do wydarzeń w Warszawie z minionej soboty, kiedy jedna z posłanek została przez mundurowych potraktowana gazem, a także do sytuacji, w których policjanci musieli podejmować interwencje w związku z blokowaniem ulic i utrudnianiem przejazdu kierowcom. Policja wówczas wyprowadzała protestujących, spisywała ich, wystawiała mandaty, a część z nich odwiozła na komisariaty, z których po wykonaniu czynności zostali wypuszczeni.

Liderka Strajku Kobiet w Białymstoku, a także jej koleżanka, która również miała megafon, pominęły zupełnie takie działania protestujących, jak obrażanie policjantów, plucie na nich, przepychanie się, kopanie policjantów, czy w końcu podawanie prywatnych adresów domowych do wiadomości publicznej. Policjanci byli bardzo długo bierni wobec działań protestujących, kiedy w stronę mundurowych leciały race, kamienie i butelki. Co miała im za złe znaczna część Polaków krytykująca bierność Policji w tym względzie. I co najważniejsze w tej sprawie – Policja nie podejmowałaby żadnych interwencji, gdyby nie to, że na ulice robić burdy w kraju wyszło sporo ludzi, w tym także liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet z Martą Lempart na czele.

W Białymstoku natomiast rząd, premier Morawiecki i wicepremier Kaczyński zostali oskarżeni o wywołanie kryzysu gospodarczego i pandemii. Ale nie zabrakło też słów o wyprowadzaniu Polski z Unii Europejskiej – czego akurat polski rząd nie ma zamiaru robić i nigdy tego nie zapowiadał. Szczególnie mocno wybrzmiały słowa tegorocznej maturzystki, która w ramach życzeń noworocznych życzyła Jarosławowi Kaczyńskiemu, by jak najszybciej dołączył do brata. Tego brata, który zginął w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem.

- Stoję tu i protestuję, żeby Jarosław Kaczyński zamknął mordę. Żeby przestał rządzić i wrócił do brata. Naprawdę, ja mam dla niego życzenia noworoczne, żeby się w końcu zamknął, raz na zawsze. Przestanie rządzić nami, kobietami, przestanie niszczyć polską gospodarkę i w końcu się zamknie i przestanie gadać farmazony. Bo jeżeli ślepy dziadek nie rozróżnia błyskawicy od symbolu SS, no to przepraszam bardzo, dziadek idzie na emeryturę i dziadek się zamyka, a nie dalej kłapie jęzorem – mówiła tegoroczna maturzystka do megafonu i dodała, że jeśli nadal będzie zakazywał aborcji, będzie tarzał się w gównie.

To między innymi takie słowa i zdania, a także wulgarność liderek Strajku Kobiet w Polsce odstraszyły skutecznie większość ludzi, którzy nie chcą mieć ze Strajkiem Kobiet nic wspólnego, ani z postulatami, które padają podczas takich wystąpień. Także i to, że aborcję na życzenie nazywa się prawem człowieka, bo jak twierdzą niektóre protestujące, nikt nie ma ich prawa zmuszać do rodzenia dzieci, jeśli nie chcą być matkami. W Białymstoku podkreślano, że każda kobieta ma prawo do seksu, a kiedy zajdzie w niechcianą ciążę, powinna mieć możliwość pozbycia się ciąży, jeśli nie chce być matką. I to między innymi też ma być prawem człowieka.

- Utrudniony jest dostęp do antykoncepcji awaryjnej, tak zwanej „tabletki po”. Nie wiadomo dlaczego lekarze mogą się zasłaniać klauzulą sumienia. Kobiety są pozbawione podstawowych praw do własnego ciała, do wyboru – mówiła Małgorzata Linkiewicz. – Seks to nie jest zbrodnia. Ciąża nie jest karą za seks. I to nie jest tak, że jeśli zajdę w ciążę, to muszę to odpłacić własnym zdrowiem, własnym życiem – dodała.

Czyli wychodzi na to, że za zajście w ciążę przez kobiety własnym zdrowiem, a w zasadzie życiem, zapłaci dziecko, które powstało w wyniku seksu, który nie jest zbrodnią. I nie wiadomo, dlaczego teraz wyciągana jest na światło dzienne klauzula sumienia, która w Polsce obowiązuje od 1997 roku. Zresztą temat ten był analizowany wielokrotnie, także w Trybunale Konstytucyjnym przy innym niż obecnie składzie i jak się okazało – klauzula sumienia jest zgodna z Konstytucją.

Liderki Strajku Kobiet w Białymstoku mało uwagi jednak poświęciły przewodniemu hasłu – czyli tej brutalności Policji, krzycząc jednocześnie do megafonu: „To jest wojna”. Pojawiły się postulaty rozdziału Kościoła od państwa, które to stosunki w Polsce reguluje tak zwany Konkordat. Domagano się także usunięcia z grona honorowych obywateli Białegostoku Arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia oraz Jana Pawła II, a nie Pawła Adamowicza, którego honorowemu obywatelstwu sprzeciwiała się i sprzeciwia do tej pory zdecydowana większość mieszkańców naszego miasta.

Postulaty, jak też i hasła oraz język używany podczas wystąpień publicznych sprawiły tym samym, że protestujących jest obecnie garstka. Ale wciąż ta garstka ludzi, w zasadzie pojedyncze osoby, uważają, że walczą w imieniu większości społeczeństwa. Ostatni protest na Rynku Kościuszki w Białymstoku organizował Strajk Kobiet Białystok, Tęczowy Białystok, partia Razem oraz jej młodzieżówka. Liczba protestujących nie przekroczyła 40 osób, więc nie będzie przesadą stwierdzić, że to tak zwane piekło kobiet po prostu zamarzło.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: zrzut ekranu z kamery online na Ratuszu)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do