Co najmniej kilkadziesiąt podmiotów gospodarczych z szeroko rozumianej branży gastronomicznej w Białymstoku ma kłopoty i może zakończyć działalność w ogóle. Chodzi o opłaty za śmieci, które chociaż ponoszą, trzeba zapłacić po raz drugi. Tyle, że w większej kwocie i z odsetkami. Spółka Lech właśnie zauważyła, że ma ogromną dziurę w finansach. Trwają kontrole.
Restauracje, puby, sale bankietowe, hotele, a także inne podmioty prowadzące działalność w szeroko rozumianej branży gastronomicznej, mają poważne kłopoty. Spółka Lech od niedawna rozpoczęła kontrole związane z odbiorem śmieci. Przedsiębiorcom naliczane są dodatkowe opłaty za trzy lata wstecz, plus do tego odsetki karne. Przedsiębiorcy mówią o rozboju w biały dzień, ponieważ z jednego takiego lokalu do kasy miasta może wpływać po 100 tys. złotych i więcej z tytułu opłat za odbiór śmieci. Problem polega jednak na tym, że przedsiębiorcy płacą za wywóz odpadów. Na dodatek takie rozwiązanie miała im wskazać sama spółka Lech, która teraz żąda opłat innych, bo wyższych.
Jak to możliwe? Możliwe, a na pewno w Białymstoku. Początek sprawy sięga jeszcze 2013 roku, kiedy wprowadzana była tak zwana ustawa śmieciowa, zgodnie z którą to prezydent Białegostoku – w przypadku naszego miasta – odpowiada za gospodarkę odpadami. Wówczas radni kłócili się o stawki za wywóz śmieci, ale nade wszystko po zmianie przepisów cały Białystok tonął w śmieciach. W niektórych miejscach sytuacja się unormowała po około dwóch tygodniach, w innych częściach miasta nikt nie odbierał śmieci przez ponad miesiąc i dłużej. Problemy mieli i pojedynczy mieszkańcy, ale przede wszystkim lokale gastronomiczne. Wystarczy sobie wyobrazić, że w środku lata, bo przecież w lipcu, nawet przez ponad dwa tygodnie lokale były pozbawione dostępu do pojemników na śmieci i nikt nie odbierał wyrzucanych resztek jedzenia lub innych odpadów. Co lokal miał zrobić na przykład po przyjęciu weselnym, kiedy trzeba było uprzątnąć salę ze śmieci i innych odpadów?
- Musieliśmy zgodnie z przepisami prawa wypowiedzieć umowy dotychczasowym odbiorcom naszych śmieci. Problem polegał na tym, że potem nikt się nie pojawiał, żeby zabrać śmieci. Nie było nawet pojemników. Złożyliśmy deklarację, tak jak chyba wszyscy i prosiliśmy o pojemniki. Nie ma ich do dzisiaj. Całe osiedle narzekało na smród, na biegające szczury, na robactwo, które latem było wszędzie. Gdybyśmy czekali na te pojemniki, to czekalibyśmy do dzisiaj. I co? I przez trzy lata lokal gastronomiczny może funkcjonować bez pojemników na śmieci? To jakiś żart? A teraz nam się mówi, że mamy płacić za odbiór śmieci do tych pojemników, których nadal nie mamy – mówi naszej redakcji jedna z osób prowadzących działalność w branży gastronomicznej w Białymstoku.
Zgodnie z tym, co mówią naszej redakcji przedsiębiorcy, trzy lata temu w sytuacji kryzysowej, Spółka Lech miała sama polecić, aby do czasu rozwiązania kryzysu z pojemnikami, przedsiębiorcy zawarli umowy z dotychczasowymi odbiorcami ich odpadów. To mówią właściciele lokali, którzy kontaktowali się z naszą redakcją, ale także i wszyscy przedsiębiorcy, do których dzwoniliśmy jeszcze w miniony piątek. Wszyscy, co do jednego, twierdzą, że pracownicy Spółki Lech polecali zawierać ponownie umowy z tymi podmiotami, z którymi niedawno umowy rozwiązywali.
- Wiemy już, że teraz Lech się wypiera, że ktokolwiek takich informacji udzielał. Ale my sami byśmy na to nie wpadli i to wszyscy naraz. Powiedziano nam, żebyśmy podpisali umowy z tymi firmami, które do tej pory zabierały śmieci i tak właśnie zrobiliśmy. Nikt później nie mówił, że już możemy ponownie umowy rozwiązać. Tym bardziej, że nie mamy podstawionych przez miasto pojemników. Cały czas, od trzech lat używamy pojemników firmy, która zabiera od nas śmieci – mówi inny białostocki przedsiębiorca z branży gastronomicznej.
- Odpady komunalne mogą być odbierane wyłącznie w ramach opłaty wnoszonej do budżetu gminy, zgodnie ze złożoną wcześniej deklaracją, o czym mieszkańcy byli wielokrotnie informowani. Każde inne postępowanie jest niezgodne z obowiązującą Ustawą o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Działania PUHP Lech mają na celu zgodne z prawem działanie systemu gospodarki odpadami komunalnymi co jest w interesie całej społeczności Białegostoku, która poniosłaby koszty występowania takiego zjawiska – mówi Zbigniew Gołębiewski Specjalista ds. Komunikacji Spółki Lech.
Obecnie śmieci jest odbieranych mniej niż wynikałoby to ze złożonych deklaracji. A to dlatego, że przedsiębiorcy choć złożyli deklaracje, to śmieci nadal nie mają odbieranych przez Miasto Białystok. Nikt nie powiedział, że ponownie mają rozwiązać umowy z dotychczasowymi odbiorcami odpadów i płacić zupełnie inne stawki. Nikt w momencie składania przez nich deklaracji – jak twierdzą – nie potrafił wyjaśnić wskaźników. Te określiła akurat Rada Miasta w uchwale. Czytamy w niej, że „Ustala się minimalną pojemność pojemników przeznaczonych do gromadzenia zmieszanych odpadów komunalnych: lokale gastronomiczne (z ogródkami przylokalowymi) – co najmniej 0,015 m3 /miejsce konsumpcyjne/tydzień”.
I tu pojawia się kolejny problem oprócz braku pojemników i to od trzech lat. Mianowicie miejsce konsumpcyjne wcale nie musi być zajęte. Tymczasem według informacji od przedsiębiorców, kontrole jakie obecnie są przeprowadzane przez pracowników Spółki Lech, określają miejsce konsumpcyjne jako takie, niezależnie od tego, czy ktoś w lokalu gastronomicznym je zajmuje, czy stoi puste. To samo zresztą dotyczy hoteli w Białymstoku.
- Proszę sobie wyobrazić, że mamy salę bankietową na przykład na 300 osób. Ale to nie znaczy, że tam codziennie bywa tyle osób. Obecnie liczba wesel spadała i w naszym lokalu jest jedno na tydzień. Nie pamiętam żadnego wesela, na którym by było 300 osób. A tak obecnie opłaty są nam naliczane, jakby codziennie było tu 300 ludzi. Poza tym my płacimy za odbiór śmieci i nie rozumiem dlaczego mamy płacić jeszcze raz tylko dlatego, że spółka Lech zaniedbała swoje obowiązki. To jest podwójne opodatkowanie i niezgodne z prawem. Będziemy walczyć w sądzie – mówi właścicielka jedne z sal bankierowych.
- Czynności sprawdzające zostały podjęte bezpośrednio po powzięciu wątpliwości co do danych zawartych w złożonych deklaracjach. Te wątpliwości wzbudziło zmniejszenie deklarowanych ilości wytwarzanych odpadów komunalnych. Z wyjaśnień wynika, że powodem było zawarcie umów komercyjnych z firmami świadczącymi usługi wywozu odpadów. W ramach tych umów odbiór odpadów komunalnych odbywał się, poza systemem gminnym – wyjaśnia Zbigniew Gołębiewski ze Spółki Lech.
W związku z tym, że według ustawy śmieciowej z 2013 roku kwestie opłat za śmieci to sprawy podatkowe, spółka Lech ma dziś nie lada problem. Od trzech lat bowiem w systemie nie ma ujętej bardzo dużej grupy przedsiębiorców, którzy opłaty za odbiór odpadów uiszczają, ale zupełnie poza całym systemem gospodarki odpadami. W związku z tym obowiązkowe opłaty za odbiór śmieci nie trafiają do kasy miasta, ale do poszczególnych firm zajmujących się odbiorem śmieci. I to dlatego od kilku miesięcy trwają kontrole, które niejako mają uregulować bezprawny stan.
- Spółka Lech prowadzi systematyczną weryfikację poprawności złożonych deklaracji na odbiór odpadów komunalnych. Zgodnie z przepisami zawartymi w ustawie Ordynacja podatkowa, mamy na to pięć lat od momentu ich złożenia. W naszym systemie jest ok. 100 tysięcy deklaracji. Na należyte sprawdzenie wszystkich dokumentów potrzeba czasu – powiedział Zbigniew Gołębiewski ze Spółki Lech.
- Nie wiem, czy urzędnicy z Lecha mają świadomość, że my nie mamy jednorazowo do zapłacenia za trzy lata takiej sumy pieniędzy. W naszym przypadku to kwota ponad 120 tys. złotych. W innych lokalach, jest jeszcze więcej. Mogę tylko pogratulować Lechowi całkowitego zamknięcia całej praktycznie branży gastronomicznej i hotelarskiej w Białymstoku. Bo dokładnie tym to się skończy, że przedsiębiorcy będą musieli zamknąć działalność – mówi jedna z właścicielek lokalu gastronomicznego.
Sprawa jest poważna, a nawet bardzo poważna. W najbliższą środę zajmować się tym będą radni z Komisji Zagospodarowania Przestrzennego i Ochrony Środowiska. Nie wiadomo czym się skończy to, co obecnie ma miejsce – czyli z jednej strony naliczanie opłat za wywóz śmieci za trzy lata wstecz – z drugiej strony egzekwowanie takich opłat może doprowadzić do likwidacji całej branży gastronomiczno – hotelarskiej w Białymstoku. I to wszystko dlatego, że trzy lata temu nie było komu stanąć w mieście na wysokości zadania i przeprowadzić prawidłowo przez zmiany w prawie. Dodamy tylko, że nawet ta niewielka część przedsiębiorców, która ma zawarte umowy i płaci według obowiązujących stawek, wciąż nie ma wystarczającej ilości pojemników, zgodnie ze złożonymi przez nich deklaracjami.
- Ja na przykład swoje śmieci wyrzucam do pojemnika sklepu, który jest obok. Dogadaliśmy się z właścicielem sklepu i tak jest od trzech lat. Lech był głuchy na moje wielokrotne prośby o dostarczenie pojemnika, a śmieci gdzieś muszę wyrzucać. Słyszałem o tych kontrolach w mieście i tak sobie myślę, że Lech niech zacznie najpierw kontrolę u siebie i sprawdzi kto nie dopełnił obowiązków, a potem bierze się za nakładanie kar na innych. Mimo, że jesteśmy konkurencją z innymi lokalami, to po prostu tak się nie robi. To jest sprawa poważna i myślę, że powinna się tym zająć prokuratura – mówi jeden z lokalnych przedsiębiorców gastronomicznych.
Niezależnie od tego, czym się sprawa zakończy, z pewnością mamy tu do czynienia z naruszeniem dyscypliny finansów publicznych. Skoro od trzech lat nie wpływały należne podatki z tytułu opłat za śmieci i nikt do tej pory tego nie zauważył, osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy powinny ponieść konsekwencje służbowe, ale także i karne. Dziś wydaje się, że Spółka Lech idzie po najłatwiejszej linii – czyli ściągania opłat za wywóz śmieci od przedsiębiorców, którzy przecież od trzech lat płacą za wywóz śmieci. Tyle, że poza systemem, czego nikt przez te trzy lata nie widział.
Komentarze opinie