Białystok nie jest przygotowany na wojnę w pełnej skali, jaką widzimy w tej chwili na Ukrainie. Ale też nie jest jakimś wyjątkiem w skali kraju. W Polsce od lat nikt nie myśli o budowie schronów, więc zwyczajnie nie są one budowane. Te, które są, pamiętają jeszcze niekiedy czasy II wojny światowej, a najczęściej początkowe lata komuny. W stolicy Podlasia schrony istnieją praktycznie tylko w ścisłym centrum.
Rozgrywające się piekło wojenne za naszą wschodnią granicą pokazuje jak ważne jest odpowiednie przygotowanie na takie sytuacje. Ukraina, na której terytorium działania zbrojne trwały przecież od 2014 roku, była lepiej przygotowana na wojnę niż jest do niej przygotowana Polska. Przynajmniej jeśli chodzi o miejsca, gdzie może chronić się ludność cywilna. Z tym, że i na Ukrainie sporo schronów, do których ludzie muszą schodzić każdorazowo po dźwiękach alarmu, powstało jeszcze za dawnych lat.
W Polsce schronów mamy jak na lekarstwo. Można powiedzieć, że praktycznie ich nie ma. Jeszcze w pierwszych latach po wojnie, schrony były budowane w odbudowujących się miastach, ale później zaprzestano takich inwestycji. Już w wolnej Polsce w zasadzie nikt nie myślał o bezpieczeństwie cywili realizując różnego rodzaju obiekty budowlane. Eksperci są zgodni, że parkingi podziemne zbudowane pod nowoczesnymi blokami, nie spełnią roli schronów. Są po pierwsze zbyt blisko powierzchni ziemi, a ich konstrukcja nie ochroni przed atakiem bombowym czy rakietowym. Jako schronów można częściowo używać piwnic w blokach, ale głównie tych zbudowanych z wielkiej płyty.
W samym Białymstoku schrony są zbudowane, ale jest ich niewiele. W sumie to nie wiadomo też w jakim są stanie. Miasto Białystok co prawda przekazuje środki na remont budynków, z których powinny też być remontowane lub modernizowane istniejące schrony, ale w jakim one są stanie, nikt nie jest na chwilę obecną nic powiedzieć. Te schrony znajdują się przede wszystkim w ścisłym centrum miasta. Ostatnio kilku radnych interesowało się tym tematem, więc pytało prezydenta Białegostoku o infrastrukturę i możliwości zapewnienia bezpieczeństwa ludności cywilnej na wypadek działań zbrojnych na terytorium Polski.
„(…) informuję, że na terenie Miasta Białegostoku znajdują się stałe budowle ochronne do których zaliczają się schrony i ukrycia, zlokalizowane pod budynkami mieszkalnymi w większości w centrum Miasta. Łączna pojemność budowli to ok. 18 tys. miejsc. Wszyscy administratorzy budynków, w których znajdują się budowle ochronne mają obowiązek utrzymania i konserwacji” – to fragment odpowiedzi na interpelację udzielonej radnemu Zbigniewowi Klimaszewskiemu, który interesował się tym tematem.
Sekretarz miasta, odpowiadający radnemu z upoważnienia prezydenta, w swoim piśmie poinformował też, że tego rodzaju obiekty są kontrolowane przez Biuro Zarządzania Kryzysowego, zgodnie z planem kontroli. Jednak nic już nie jest wiadomo, jak te kontrole wypadają. Nie wiadomo zatem czy schrony mogą spełniać swoje funkcje, czy wymagają prac naprawczych.
Eksperci są zgodni, że myśląc o obronności, trzeba uzupełniać broń między innymi o artylerię i ciężki sprzęt, co pokazuje, że ewentualna druga strona konfliktu taką broń też może wykorzystywać. A jeśli tak, to najwyższa pora pomyśleć o zwiększeniu bezpieczeństwa obywateli cywilnych, którzy dziś zwyczajnie nie mieliby się gdzie schronić. Te 18 tys. potencjalnych miejsc w Białymstoku, jakie mają zapewniać schrony, to na 300-tysięczne miasto zdecydowanie za mało.
(Cezarion/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie