
„Mamy sygnały, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach. Naszym obowiązkiem jest natychmiastowa reakcja na takie informacje” – zakomunikowało ministerstwo edukacji. W ślad za tym kuratorzy oświaty zostali zobowiązani do sprawdzenia czy na terenie poszczególnych województw dochodziło do namawiania uczniów do udziału w protestach. W Podlaskiem jak dotąd nie ma takich sygnałów.
Żadną tajemnicą nie jest, że na protesty trwające ponad tydzień przychodziła przede wszystkim młodzież, a nawet i dzieci. Ale już dla niektórych jest tajemnicą, że skrzykiwały się do wyjścia z domów przez internet na kilku portalach społecznościowych. Choć w niektórych miastach nastolatki zachęcane były do uczestnictwa w protestach przez polityków opozycyjnych, którzy uważali, że to ważny głos młodego pokolenia, mimo że na miejscu okazywało się zazwyczaj, że chodzi o rozróbę i wspólną zabawę.
Możliwe jest jednak, że uczniów do wyjścia na protesty uliczne z bardzo wulgarnymi hasłami, zachęcać mogli także nauczyciele lub dyrektorzy szkół. Co oprócz treści wykrzykiwanych i skandowanych nie służy z pewnością edukacji, nawet obywatelskiej, ale przede wszystkim stwarzało to zagrożenie dla samych młodych uczestników demonstracji i protestów, jak i ich bliskich. Od dłuższego czasu szaleje epidemia koronawirusa, dlatego apelowano o zaprzestanie ulicznych manifestacji i te słowa szczególnie były kierowane do tych najmłodszych uczestników, którzy byli zdecydowanie najliczniejszą grupą protestujących. W każdym razie o możliwej zachęcie uczniów do dołączania do protestów przez nauczycieli i dyrektorów szkół mówi ministerstwo edukacji.
„Mamy sygnały, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach. Naszym obowiązkiem jest natychmiastowa reakcja na takie informacje. Zgodnie z zapowiedzią poprosiliśmy kuratorów oświaty o sprawdzenie czy takie sytuacje miały miejsce w ich regionie i jaka była na nie reakcja dyrektorów szkół. Jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, powodując zagrożenie w czasie epidemii i zachowując się w sposób uwłaczający etosowi ich zawodu, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem” – czytamy na facebookowym fanpage ministerstwa edukacji.
W ślad za tym odezwało się znów wielu polityków opozycyjnych, którzy uważają, że ministerstwo nie ma prawa ograniczać takiej aktywności. Kolejny raz pomijają aspekt wulgarności, a nawet wandalizmu, który był często obecny. Twierdzą, że to nagonka na młodych ludzi i działanie na rzecz ograniczania swobód obywatelskich. Ale kuratorzy oświaty będą musieli sprawdzić, czy na terenie ich działania dochodziło do nawoływania młodzieży do protestów przez kadrę nauczycielską.
- Nie pozyskiwaliśmy takiej informacji bezpośrednio od dyrektorów. Też nie mieliśmy takiej informacji od rodziców. Również nie informowali nas o tym dyrektorzy szkół, o tym żeby w naszych szkołach odbywała się agitacja związana z manifestacjami, o tym, aby nauczyciele namawiali uczniów do udziału w tych manifestacjach. Natomiast jeśli trzeba będzie, to na pewno będziemy pozyskiwać takie informacje – powiedziała Polskiemu Radiu Białystok Małgorzata Palanis, rzecznik Podlaskiego Kuratora Oświaty.
Trzeba będzie zatem poczekać na ustalenia w tym temacie. Niemniej, resort edukacji wyraża mocne oburzenie wobec już samego pozwalania i przyzwalania na udział nieletniej młodzieży w protestach ulicznych, które miały wyjątkowo agresywny i wulgarny przebieg. Ministerstwo edukacji zapowiada też wyciągnięcie surowych konsekwencji wobec tych pedagogów, co do których potwierdzi się, że zachęcali uczniów do dołączania do protestów ulicznych.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie