– z okazji jubileuszowego koncertu z Haliną Frąckowiak rozmawiał Paweł Waliński.
Pani koncert jest koncertem jubileuszowym. Jak ocenia pani zmiany na polskiej scenie muzycznej jako osoba nie od wczoraj z nią związana? Halina Frąckowiak: Zależy co kogo interesuje oczywiście, ale wraz z wszelkimi zmianami, które dzieją się wokół nas, zmienia się także muzyka. Powiedziałabym, że technicznie wszystko jest na pewno fantastyczne. W młodych jest duch i świetnie, że są. I są przygotowani – większość z nich jest po szkołach muzycznych, podczas gdy kiedyś większość wychodziła z ruchu amatorskiego. Niemniej jednak zatracił się jakiś rodzaj prawdy, miłości do muzyki, dążenia do tego by coś ludziom dać, a wszystko jest poniekąd obliczone na sukces. Kiedy zaczynałam nie kierowałam się myśleniem, co z tego ma wyniknąć. Śpiewałam dlatego, że muzyka była dla mnie jakimś zjawiskiem, cudem. Szczęśliwie dla mnie bardzo długo wspierano nas w tym klimacie. A w tej chwili muzyka to produkcje, które potrzebują bardzo dużo wkładu finansowego. Powstają płyty z ludźmi, których się dobiera, w których się inwestuje. Wszystko jest obliczone na krótki sukces.
Ale czy teraz jest łatwiej zacząć, czy kiedyś było łatwiej? HF: Myślę, że kiedyś, żeby ktoś został zauważony, musiało w nim być coś indywidualnego, szczególnego. Natomiast dziś głównie śpiewa się muzykę zachodnią, chce się sprawdzić, skonfrontować z tamtym repertuarem. A przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, co możemy dać drugiemu człowiekowi: dobrego, prawdziwego. Dopiero wtedy czuć indywidualność, niepowtarzalność i tę jedną jedyność w swoim rodzaju.
Nagrała pani swój utwór, "Papierowy księżyc", wspólnie z grupą Muchy. Jak się współpracowało z Michałem Wiraszko? HF: Oczywiście świetnie! Kiedy chłopcy przyszli do mnie z tą propozycją, potraktowałam to jako fajną ciekawostkę. Bo później "Papierowy księżyc" śpiewałam też z Łukaszem Zagrobelnym w aranżacji Adama Sztaby i to było trochę większe przedsięwzięcie – aranżacyjnie bardziej skomplikowane i wyrafinowane. A sama współpraca... Wszystko jest dobre, o ile niesie nas serce, a nie tylko głowa.
Rok temu w wywiadzie zapowiadała pani nową studyjną płytę z nowym materiałem... HF: Ostatnią płytę autorską skończyłam nagrywać w 2006 roku, ale później nagrałam też album "Kolędy litanie". Potem też utwory na okoliczność beatyfikacji Jana Pawła II. A żeby wydać całą płytę... Nie można tak rok minął i już! - nowa płyta...
Ale czy możemy liczyć na nowy materiał w najbliższym czasie? HF: Oczywiście, że tak. Może nie w najbliższym, bo jestem taką osobą, która musi mieć materiał bardzo dokładnie wybrany. Kiedy decydowałam się na "Przystanek bez drogowskazu" [ostatnia studyjna płyta Haliny Frąckowiak – red.], miałam bardzo dużo utworów i dobór był bardzo trudny, piosenki musiały do siebie pasować. Teraz wychodzi album "50 na 50", czyli pięćdziesiąt piosenek na pięćdziesięciolecie, złożona z wcześniej nagranego materiału, przekrojowego – pokazuje mój rozwój od momentu, kiedy zaczynałam, do "Przystanku...". Chciałam tam też umieścić utwór, który ostatnio nagrałam, "Hej Biało-czerwoni" [utwor nagrany z okazji Euro 2012 – red.], ale finalnie uznałam, że może niekoniecznie pasuje do reszty materiału.
Jak wytrwać na scenie w tak dobrej formie? Bo zawód muzyka do najlżejszych nie należy... HF: Na pewno higiena – dbałość o głos, o swój styl życia. Bo nie zawsze da się odpocząć, wyspać. Teraz na przykład jestem w trasie, koncerty kończą się późno... Powiem tak: nie piję alkoholu, nie palę papierosów, staram się żyć higienicznie. Wzmacniać ciało przez ćwiczenia, sposób odżywiania. Bo wszystko ma wpływ. To, co czytamy, oglądamy, czego słuchamy. Czym się karmimy, tym jesteśmy. I to potem dajemy ludziom. I z tego mamy siłę... lub jej brak.
A jeśli chodzi o młodą polską scenę – w czym pokłada pani nadzieję?
HF: Oglądałam ostatnio "The Voice of Poland", gdzie pojawiało się wiele osób z bardzo mocnymi głosami. To świetnie, bo głos jest podstawą, ale na głosie się nie kończy. Była tam na przykład Dorotka Osińska, którą pamiętam od samego początku, kiedy zaczęła śpiewać. Dziewczyna z bardzo dużymi możliwościami głosowymi. Ale nie to jest jej siłą. Jej siła, to wnętrze. Kiedy ona jest na scenie – mam dreszcze kiedy o tym mówię – ja jej wierzę, ona jest prawdziwa. Ona robi to z miłości do tej muzyki.
Bo pięknie można śpiewać rzeczy błahe, a można brzydko śpiewać rzeczy ważne... HF: ...Można włożyć w to serce, ducha. Więc pojawiają się osoby wyjątkowe, ale jest też cała masa takiego biznesowego podejścia. I też nie mówię, że są to osoby złe. Ale gdybym miała im coś polecić, to wskazałabym, żeby spróbowały śpiewać to, co śpiewają, po polsku. Bo po polsku trudniej jest śpiewać. Niech spróbują przekazywać to w naszym języku, wtedy ten przekaz może bardziej dotrze?
Komentarze opinie