Reklama

W uśmiechniętej Polsce jakoś nauczyciele przestali się uśmiechać. W naszym regionie też im miny zrzedły

12/12/2024 07:05

Nie podobało się nauczycielom za czasów poprzedniego rządu. Wyrażali swoje niezadowolenie w protestach, na których można było zobaczyć ich nawet w przebraniu krów. Po zmianie rządu, miało być lepiej, miały być podwyżki i ogólnie wszyscy mieli się do siebie uśmiechać. Z tym, że coś ewidentnie poszło nie tak. Uśmiechy znikły w niespełna rok od zmiany władzy.

Coraz większe zaniepokojenie panuje wśród nauczycieli. Z terenu całego kraju płyną informacje, że w gminach brakuje pieniędzy na wypłaty wynagrodzeń dla nauczycieli. Powód do spóźnione przelewy z państwowej kasy środków z subwencji oświatowej. O braku wynagrodzeń wiadomo już w gminie Bodzentyn (świętokrzyskie), Bytomiu, Siemianowicach Śląskich (śląskie) oraz Sztutowa (pomorskie). A to dopiero czubek góry lodowej. Czy w podlaskim też może dojść do takiej sytuacji? 

Pytaliśmy o to kilku włodarzy z terenu województwa podlaskiego. Oficjalnie żaden nie przyznał, że będą problemy z wypłatami podkreślając, że nawet gdyby pieniądze z budżetu centralnego nie przyszły na czas to samorządowa kasa ma środki i możliwości na terminowe zapłacenie wynagrodzeń. Wszyscy jednak przyznają, że jest problem z terminowymi przelewami na oświatę z budżetu państwa i w kilku przypadkach gminy musiały zabezpieczyć się kredytami, gdyby sytuacja stała się podbramkowa. Nasi rozmówcy (a rozmawialiśmy z burmistrzami i wójtami z różnych części województwa) podkreślają jednak, że gdyby nie wcześniejsza zapobiegliwość i zgodna współpraca z radnymi w sprawie zabezpieczenia się przed opóźniającą się wpłatą z tytułu subwencji oświatowej byłby kłopot. 

- Dostaliśmy pieniądze z subwencji ale to 60 procent tego co powinniśmy dostać. W Wysokim Mazowieckim oszczędnie gospodarujemy pieniędzmi i nie braliśmy kredytów na bieżącą działalność, ale wiem, że są samorządy, które muszą to robić. Subwencja oświatowa - nawet zapłacona na czas i w pełnej wysokości nie zaspokaja wszystkich potrzeb. W sytuacji jak nasza, gdy mamy i przedszkola i szkoły, musimy dokładać z własnych środków prawie połowę musimy dopłacać. Subwencja nie pokrywa wszystkich kosztów związanych z wydatkami na oświatę - powiedział Jarosław Siekierko, burmistrz Wysokiego Mazowieckiego. 

Jego zdaniem jest możliwe, że niektóre podlaskie samorządy muszą brać kredyty na wydatki oświatowe w sytuacji zmniejszonych wpłat z subwencji oświatowej. Wysokie Mazowieckie ma stabilną sytuację finansową i przyzwoite własne wpływy do budżetu. Mimo to musi mocno oszczędzać, aby starczyło na wypłaty dla nauczycieli. 

- Nie ma zagrożeń dla tych wypłat , ale to dlatego, że przez cały rok żyjemy z kalkulatorem w ręku. Przez 20 lat nie służbowego auta i zastępcy. W urzędzie nie ma etatu służbowego kierowcy. Liczymy każdą złotówkę, którą wydajemy i jesteśmy przygotowani na takie przykre niespodzianki. Ale to nie powinno tak wyglądać: przyobiecane pieniądze przez rząd - nawet jeżeli są niewystarczające - muszą się być płacone terminowo i w pełnej wysokości, bo finanse publiczne to zbyt poważna sprawa - podsumowuje burmistrz Siekierko. 

Czym jest subwencja oświatowa? To fundament finansowania wydatków na edukację w Polsce. Rząd - z pieniędzy, którymi dysponuje w ramach budżetu - przekazuje jednostkom samorządu terytorialnego (powiatom i gminom) pieniądze na prowadzenie szkół i przedszkoli. Od lat wójtowi, burmistrzowie, prezydenci i starostowie domagają się zwiększenia wysokości subwencji wskazując, że po podwyżkach na wynagrodzenia wprowadzanych przez rządzących wydatki rosną, a subwencja pokrywa czasami tylko połowę potrzeb. Brak terminowego wypłacania subwencji w pełnej wysokości wyliczonej przez rząd powoduje problemy, za które trudno winić samorządowców. Sytuacja w podlaskim i tak jest na tyle dobra, że niemal wszystkie gminy i powiaty przewidując problemy zabezpieczyły pieniądze na nieprzewidziane wydatki na koniec roku. Dlatego właśnie w naszym województwie nie powinno dojść do sytuacji jaka zdarzyła się w Bytomiu, gdzie brakuje aż 32 milionów na wynagrodzenia nauczycieli. Różnica między kosztami, a środkami z kasy państwowej to aż 170 milionów złotych. Mamy jednak sygnały, że także w podlaskim możliwe jest, że gminy wypłacając terminowo wynagrodzenie mogą mieć kłopot ze znalezieniem środków na pełną składką na ZUS dla szkół lub pracowników zatrudnionych w samorządzie. 

 - To jest subwencja wyrównawcza najniższa od lat. W zeszłym roku były to 53 mln zł, w tym natomiast tylko 25 mln zł, ale co najciekawsze ta kwota do dzisiaj na konta nie wpłynęła, a pensje wypłacamy nauczycielom 1 grudnia. Pierwszym problemem jest więc to, że jest to kwota zbyt niska, żeby do końca roku poradzić sobie z różnymi płatnościami, a po drugie to, że jej po prostu fizycznie nie ma - to wypowiedź Mariusza Wołosza, burmistrza Bytomia w wywiadzie telewizyjnym dla TVP Katowice.

Taki scenariusz realizowany jest w Bytomiu i Siemianowicach Śląskich. 

- To się może wydarzyć w naszym województwie. Jeszcze nie teraz, ale za jakiś czas z pewnością. Nie da się w nieskończoność dokładać z własnych dochodów, z których trzeba pokrywać wydatki na inne cele: np. drogi, remonty, pomoc dla najuboższych. Gminy nie mogą brać kredytów na to, żeby zapłacić za to co ministrowie obiecują nauczycielom. W grudniu dostaliśmy kroplówkę: milion złotych. Z tego 300 tysięcy od razu muszę przeznaczyć na podwyżki dla nauczycieli. Pozostała kwota jest kompletnie niewystarczająca, więc jak zawsze dołożymy z własnej kasy. Ale to nie jest studnia bez dna, żeby w nieskończoność z niej dokładać - komentuje Agata Puchalska, burmistrz Brańska. 

Problem ma zostać rozwiązany w 2025 roku: samorządy nie będą już otrzymywały subwencji oświatowej, ale do podziału między nie zostanie przekazana łączna kwota z budżetu państwa. Ministerstwo Edukacji pracuje obecnie nad projektem rozporządzenia w tej sprawie. W uzasadnieniu do tego dokumentu znajduje się następujący zapis: „łączna kwota potrzeb oświatowych będzie ustalana – co do zasady – analogicznie jak obecna część oświatowa subwencji ogólnej, dlatego projektowane rozporządzenie powiela – co do zasady – rozwiązania obowiązujące w poprzednim roku budżetowym”.

Podlascy samorządowcy podkreślają, że diabeł tkwi w szczegółach.

- Oceniamy to jako krok w dobrą stronę, natomiast podczas opiniowania musimy dokładnie przeliczyć zaproponowane wagi - ocenił Marek Wójcik, Pełnomocnik Zarządu Związku Miast Polskich i ekspert ds. legislacyjnych. 

- Jestem bardzo krytyczna wobec tego rozwiązania. Wszystkie pieniadze z państwa na wszystkie zadania zostaną wrzucone do jednego worka. Według naszych obliczeń jako miasto w 2025 roku stracimy na tym rozwiązaniu i będziemy musieli więcej dołożyć z własnych środków. Trudno tego nie traktować jako oszustwo wobec samorządów. Bez zwiększenia pieniędzy przekazywanych na edukację połączenie wszystkich należnych środków w jedną dotację niczego nie zmienia. Po prostu: od mieszania łyżeczką herbaty ona się nie zrobi od tego słodsza - podsumowała burmistrz Puchalska. 

Wszystko zależy od algorytmów, według których Ministerstwo Finansów wylicza wysokość środków, które w 2025 roku zostaną przekazane do samorządów. Według informacji, których źródłem są właśnie samorządowcy: im mniej mieszkańców ma gmina tym mniej korzystne są algorytmy, które - przy likwidacji subwencji oświatowej - mogą sprawić, że mniejsze samorządy dostaną mniej. Jeżeli Ministerstwo Edukacji nie wprowadzi tu korekt może okazać się, że beneficjentami staną się tylko bardziej ludne duże miasta i miasteczka. Mniejsze miasta w województwie prawdopodobnie ogólnym rozliczeniu wyjdą na tym rozwiązaniu gorzej niż w 2024 roku. Tymczasem bardzo prawdopodobne, że od 1 stycznia podwyżki cen prądu, ogrzewania i wody zwiększą koszty utrzymania szkół i przedszkoli w znacznie większym stopniu niż wprowadzony wzrost płacy minimalnej. 

(Przemysław Sarosiek/ Foto: bialystok.pl)

Aktualizacja: 14/12/2024 04:48
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do