Reklama

Woodstock: podsumowanie

07/08/2013 18:00
Najpiękniejszy festiwal świata, jak mówi o nim Jurek Owsiak, dobiegł końca. Kostrzyn znowu stał się cichym miasteczkiem, w cichej krainie leniwie płynących Odry i Warty do niej wpadającej. I mimo, że lubuskie w ten sam sposób ożyje dopiero za rok, to każdy kto choć raz był na Woodstocku będzie już na zawsze miał ze sobą ten festiwal w duszy – bo Woodstock żyje w sercach i przede wszystkim głowach ludzi którzy Przystanek co roku odwiedzają.

Miałem przyjemność bawić na Przystanku pierwszy raz w życiu i od razu napiszę, że niezmiernie mi przykro, że dopiero teraz udało się mnie namówić na podróż na zachodni skrawek naszego Państwa. Przeciętny zjadacz chleba nie zdaje sobie absolutnie sprawy jak genialne jest to przeżycie i jak wiele dobrego dzieje się na samym festiwalu. W poprzednim tekście o Przystanku wspominałem, że jeśli ktoś chciałby zwiedzić wszystkie atrakcje jakie przygotował dla nas Jurek Owsiak i współpracownicy z z Wielkiej Orkiestry, to nie starczyłoby mu czasu 3 dni festiwalowych. Tak, tyle się tam dzieje. Samo miejsce to dziesiątki hektarów nieustannej imprezy, pokazów, promocji, sklepików, kramików, stref dla ngo, miejsc do zabaw i tak w nieskończoność. W tym przypadku powiedzonko „dla każdego coś dobrego” sprawdza się w stu procentach.

Nie jest oczywiście tak, że na Woodstock przyjeżdża uduchowiony kwiat polskiej młodzieży. Nie jest to przy okazji młodzież bo rozpiętość wieku uczestników, z tego co udało mi się zaobserwować, mieści się w przedziale 5 – 65 lat. Widziałem rodziny z małymi dziećmi, widziałem również seniorów. Niektórzy ze starszych Państwa przyjechali z czystej ciekawości, część „naszych dziadków” szalała pod sceną razem ze wspomniana młodzieżą.

Słowo o niej. Dla 99.99 % Woodstock do doskonała okazja do spotkań, pogadanek, przygody i konsumpcji niskoprocentowego alkoholu zwanego piwem. (twardego alkoholu – czyli wódki na Woodstocku nie możemy kupić). Wiele napotkanych osób z którymi udało mi się porozmawiać przyznało wprost , że na Woodstock jedzie się na imprezę, żeby użyć sobie życia przy udziale wspomnianego wyżej piwa. W końcu to nic złego wypić piwko. Bo to są takie wydarzenia, po to się jedzie pod namiot. Najpiękniejsze jest jednak to, że mimo nieprzebranej, około półmilionowej rzeszy ludzi znakomita większość potrafi się po prostu bawić, nie zwracając uwagi na to kto kim jest, jak wygląda czy skąd przyjechał. Zdarzają się oczywiście wyjątki jak w przypadku Oskara W. ale gdzież ich nie ma. Każde stado ma przecież swoje czarne owce.

Woodstock to przecież jak wspomniałem, pół miliona w zdecydowanej większości uśmiechniętych ludzi, których nie odgradzają od mówców w Akademii Sztuk Przepięknych, od sceny w Pokojowej Wiosce Kryszny czy od sceny głównej absolutnie żadne barierki. Na polu nie ma żadnych ochroniarzy, oprócz tzw. „pokojowców” z Pokojowego Patrolu w czerwonych tiszertach, którzy ochroną w powszechnym rozumieniu tego słowa nie są. Jest jeszcze co prawda niebieski patrol, ponoć interwencyjny, ale mi jakoś nie udało się dostrzec aby wyruszali na jakąkolwiek akcję. Nie muszą bo jest po prostu spokojnie.

Jeszcze słowo o polu namiotowym. Jak wspomniałem cały Przystanek Woodstock to jedno wielkie pole namiotowe, namioty są dosłownie wszędzie. Spacerując po przystankowych okolicach nie mogłem się nadziwić w jakich miejscach ludzi potrafią się rozbić. Vis a vis głównej sceny jest dość spora górka, pod którą w wielkim słońcu ciężko było wejść, a co dopiero spać w nagrzanym namiocie, ustawionym tak, że wydawało się, że niechybnie przyjdzie moment kiedy przegra z grawitacją. A takich namiotów było dosłownie setki i szczerze podziwiałem ludzi którzy w nich spali. Ale z drugiej strony czego się nie robi dla jak najlepszego widoku na scenę główną.

Okolice w których rozstawiłem swój namiot okazały się nad wyraz spokojne. Wielka to zasługa nowopoznanego kolegi Igora. Igor na polu rozbił się już w niedzielę (dla przypomnienia - główna część festiwalu startuje we środę koncertami w Pokojowej Wiosce Kryszny, a na scenie głównej koncerty możemy oglądać od czwartku). Nasz nowy kolega jak się okazało pochodzi z Konina, studiuje w Krakowie, pije piwo i pisze wiersze. Oprócz tego miałem przyjemność poznać przedstawicieli Hanysów, Goroli, ludzi z Wrocławia i Pomorza. To nie wszystko – spotkałem także dwóch Szwedów Rasmusa i Rufusa, Rosjanina Antona i Niemca Hannesa. Prawie na każdym kroku słuchać język angielski, w ucho wpadł również francuski i włoski. Na Woodstocku są dosłownie wszyscy. Przez tydzień (a bywa że i dłużej) woodstockowicze stają się jedną wioską, razem mieszkamy, razem jemy, myjemy się, chodzimy na koncerty. Tego wszystkiego się nie da robić ze smętną i smutną gębą.

Jurkowi Owsiakowi udało się stworzyć cykl wydarzeń (WOŚP i Przystanek Woodstock) o których będziemy czytać za kilkadziesiąt lat w podręcznikach historii najnowszej. Najpewniej dożyjemy tych czasów i z łezką w oku w połowie bieżącego stulecia będziemy mogli powspominać, jak to początku XXI wieku mieliśmy przyjemność, jako młodzi ludzi, bawić się na najpiękniejszym festiwalu świata.
Z pełnym przekonaniem napiszę: do zobaczenia za rok na polach pod Kostrzynem.

(Erpe)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do