Reklama

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o Białce, a boicie się zapytać

27/10/2013 18:00
Z dr. Włodzimierzem Kwiatkowskim, głównym specjalistą ds. ochrony przyrody Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej oraz autorem opracowań przyrodniczych dla doliny rzeki Białej rozmawia Krzysztof Romaniuk.
Rzeka Biała jest kręgosłupem naszego miasta. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
Jak najbardziej. Białystok jest ściśle z nią związany. To właśnie od niej miasto wzięło swoją nazwę – „biały stok”, czyli „czysty strumień”. Przed wiekami osady budowano wzdłuż rzek. Z Białej czerpano wodę, w dolinie pasano bydło. Dookoła były grunty rolne, więc rzeka miała swobodne połączenie z wodami gruntowymi. Stąd też poziom Białej był dość wysoki i stabilny. Dziś jest niski, bo zmieniły się warunki hydrologiczne. Otoczenie i sama dolina rzeki zaczęły się stopniowo zabudowywać. Przez to deszczówka zamiast wsiąkać w ziemię i stopniowo poprzez wody gruntowe przenikać do rzeki, zaczęła szybko do niej spływać po powierzchni terenu.
Dlatego więc w czasie większej ulewy widzimy, że studzienki na ulicach nie są w stanie odebrać nadmiaru wody?
System odprowadzania wód jest niewydolny. Szybko się wypełnia lub zatyka. Woda zamiast wsiąkać w grunt, spływa do Białej. Przy naprawdę intensywnych opadach może dojść do sytuacji, takiej jak oglądamy nieraz w telewizji, że oto strumyczek zamienił się nagle w rwący potok i zalał pół miasta. U nas skala byłaby mniejsza, ale podtopienia są faktem.
Trzeba przyznać, że stan rzeki się ostatnio poprawił. Jeszcze na początku lat 90. była cuchnącą breją.
Choć część ścieków trafia teraz do oczyszczalni, są jeszcze kanały i otwarte rowy, którymi wpływają one do Białej. W latach 70., przez różnego rodzaju skażenia, zimą rzeka nie zamarzała. Tafla wody była czarna. Unosiły się nad nią opary. Rzekę patrolowały gawrony, które wyłapywały stamtąd pożywienie. Wszystko zmieniło się w latach 90., kiedy wybudowano kolektory sanitarne. Woda zamiast do rzeki, płynie obecnie w kierunku oczyszczalni. Biała stała się bardziej biała, ale z koryta znacząco ubyło wody. Rzeka zmieniła się w rachityczny strumyczek z poziomem wody na wysokości dziesięciu-dwudziestu centymetrów, podczas gdy kiedyś można było mówić o dwóch metrach.
Często zwraca Pan uwagę na zgubny wpływ wchodzenia wysokiej zabudowy w dolinę rzeki. Kiedy to się zaczęło?
Jeśli weźmiemy mapy miasta z lat 60. i 70., zobaczymy, że w dolinie projektowane były zbiorniki wodne i parki. Uważano wówczas, że otoczenie Białej nigdy nie będzie znacząco zmieniane. Wyjątkiem była ul. Tysiąclecia, którą zbudowano praktycznie w dolinie, podobnie jak okoliczne bloki czy stacje benzynowe. W latach 60. nie stanowiło to jednak większego problemu, bo wtedy jeszcze dolina była w zasadzie wolna od zabudowy. W czasach PRL-u nie opłacało się tu inwestować, bo koszty były ogromne. Poza tym do miasta przyłączano wtedy wsie. Na peryferiach Białegostoku było więc sporo terenu do zabudowania. Zmiana polityki nastąpiła wraz z nastaniem nowego ustroju. Dziś energia wszelkiej maści projektantów i deweloperów skupiona jest na okolicach Białej. Technika poszła do przodu. Da się już budować na podmokłych terenach. Chociaż najczęściej stosuje się bardzo prymitywny sposób, który polega na zasypywaniu doliny nasypami gruzowo-ziemnymi. Dzieje się tak niestety również w najbardziej wartościowym fragmencie doliny, który rozciąga się od Antoniuka do ujścia rz. Białej do Supraśli, ostatnio przy ulicy Jarzębinowej. W swoich opracowaniach wskazywałem np., aby w rejonie połączonych dolin Białej i Bażantarki stworzyć park ekologiczno-krajobrazowy. Tymczasem na części tego terenu zbudowano m.in. nowy market Auchan. Zresztą ten przy ul. Produkcyjnej też stoi w dolinie. Mieszkam w domu niedaleko ul. Bacieczki. Kiedy się tu wprowadzałem, dookoła były pola. Tymczasem przez ostatnie kilkanaście lat okolice zostały szczelnie zabudowane.
Załóżmy, że za pięćdziesiąt lat dolina zostanie całkowicie zabudowana. Co się wtedy stanie?
Zginą cenne gatunki zwierząt, zmniejszy się bioróżnorodność, pogorszy jakość powietrza. Utracone zostaną potencjalne tereny parków i terenów rekreacyjnych. Często byłem świadkiem, jak wzdłuż doliny, w sąsiedztwie Lasu Bacieczki spacerują okoliczni mieszkańcy. Kiedyś, w ramach zajęć terenowych ze studentami architektury, byłem świadkiem scenki rodzajowej. Kilku panów przyniosło jakieś deski, cegły, płyty betonowe jako materiał do budowy prostej ławeczki, bo piwo im lepiej smakowało, gdy patrzyli na panoramę doliny Bażantarki. Sądzę, że każdy człowiek ma wpisaną potrzebę kontaktu z naturą i lubi przebywać w otoczeniu zieleni.
Może więc warto dawać dobry przykład i zazielenić swoją posesję?

Gdy sąsiad zobaczy, że posadziliśmy drzewo, czasem zrobi to też na swoim podwórku. Pomyśli, że tak wypada, bo: „inni mają, to dlaczego ja nie będą miał?” Takie dobre wzory powinny też dawać władze miasta. W latach 70. w Białymstoku sadzono mnóstwo drzew, a przy ulicach stawiano gazony. Fakty są takie, że znaczna część białostoczan ma korzenie na wsi. Tam przyrodę traktuje się często jako coś uciążliwego, z czym należy walczyć. I w pewnym sensie można to zrozumieć. Rolnik na pewno nie jest zadowolony, gdy dziki zryją mu ziemniaki, albo gdy na podwórku rozpleniają się chwasty. Taki stosunek do przyrody może być przenoszony do miasta. Jeśli dolina nie jest strzyżona jak trawnik, uważa się, że naturalna roślinność to jakieś chaszcze, które trzeba wykosić lub postawić w tym miejscu budynek, hipermarket, bo tak ostatnio buduje się w Białymstoku. Istnienie tych „chaszczy” jest jednak podstawą egzystencji licznej grupy zwierząt i roślin. Wśród nich jest derkacz – ptak, którego występowanie jest często istotnym kryterium przy wyznaczaniu obszarów Natura 2000. W przypadku doliny Białej proponuje się tylko wyznaczenie „Obszaru Chronionego Krajobrazu”. W dolinie, w kilku miejscach przetrwały także storczyki, jest ich nawet kilka gatunków.



 

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do