Reklama

Argon&Budyń – symbioza mocnego brzmienia

26/10/2013 18:00
Życie muzyka, wbrew pozorom, do łatwych nie należy. Godziny prób czy szukanie artystycznych kompromisów to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi musi się mierzyć. Nic nie daje jednak większej satysfakcji niż widok energii emanującej z publiczności pod sceną.
Każda historia ma swój początek. Kiedy zaczęliście nie tylko słuchać, ale też grać?
Budyń: Pierwszy kontakt z instrumentem miałem w wieku szesnastu lat. Po długich namowach ojciec w końcu zasponsorował mi gitarę. Jak widać, przygoda trwa do dziś.
Argon: Chciałem grać od najmłodszych lat. W trzeciej klasie szkoły podstawowej kupiłem sobie pałeczki do bębnów. Niestety nikt nie zauważył moich zainteresowań. Na perkusji zacząłem grać dopiero, kiedy trafiłem do poprawczaka. Tam miałem sprzęt i czas, aby szlifować swoje umiejętności.
Dlaczego właśnie bas i perkusja?
B: Mieszkałem na przedmieściach Białej Podlaskiej. Razem z kumplami inspirowaliśmy się nieco mocniejszym brzmieniem. W pewnym momencie zrodził się pomysł założenia własnej kapeli. Byliśmy kompletnymi samoukami. Wtedy właśnie padł wybór na bas.
A: Szczerze mówiąc, chciałem grać na gitarze. Nieustannie jednak ciągnęło mnie do perkusji. Mogę śmiało powiedzieć, że siedziało to we mnie od samego początku.
Od jakiegoś czasu obaj gracie w Jestak i Viadro? Pamiętacie swoje pierwsze spotkanie?
A: Poszedłem do jednego z salonów piercingu przekłuć nos. Złożyło się tak, że pracował tam Budyń. Już wtedy powiedziałem mu, że od zawsze chciałem założyć hardcore’ową kapelę.
B: Później spotkaliśmy się w lokalu, gdzie stałem za barem. Zaczęła się rozmowa o muzyce i inspiracjach. Okazało się, że mamy podobną wizję i wszystko potoczyło się dalej.
Składy wielu grup nieustannie się zmieniają z powodu braku chemii pomiędzy artystami. W jaki sposób udało się Wam złapać wspólny język?
B: W zespole jak w rodzinie – trzeba się jakoś dogadać. W końcu razem pracujemy nad pewną formą sztuki. Różnie bywa. Zawsze jednak staramy się znaleźć kompromis. Wiele nad sobą pracowaliśmy. Dziś podczas wspólnych koncertów czy prób potrafimy porozumieć się jednym spojrzeniem.
A: W kapelach niekomercyjnych najważniejsza jest właśnie ta chemia. Dopiero później liczą się umiejętności. Jeśli poszczególni ludzie dobrze się dogadują, będą trzymać się razem bez względu na kłótnie.
Na co dzień mieszkacie i tworzycie w Białymstoku. Nie chcieliście nigdy spakować walizek i ruszyć w świat?
B: Trafiłem tu przypadkowo, przez studia. Nie miałem wówczas bladego pojęcia o tym mieście. Później poznałem pewną kobietę i zostałem.
A: Szczerze mówiąc, nie planowałem przyjazdu do Białegostoku. Gdyby nie pobyt w poprawczaku, nigdy bym się tu nie znalazł. Mimo to nie żałuję. Trzyma mnie tu grupa naprawdę wspaniałych ludzi.
W wolnych chwilach pracujecie jako barmani. Klienci wiedzą, czym zajmujecie się poza godzinami pracy?
B: Stali goście doskonale wiedzą, co robię. Czasem nawet dostaję dzięki temu większe napiwki. Poza tym ich słowa często motywują.
A: Niejednokrotnie słyszałem komplementy. Wiem jednak, że nawet jeśli koncert nie wyjdzie, ludzie zawsze powiedzą, że zagraliśmy dobrze.
Jak się mają Wasze projekty muzyczne? Kiedy usłyszymy Was na oficjalnym albumie?
B: Praca nad krążkiem to bardzo ciekawe doświadczenie, ale też dużo nauki. Ciągle pracuję nad materiałem.
A: Płyta Viadra ciągle się nagrywa. Jako Jestak będziemy koncertować wspólnie z Monilove. W odległych planach mamy też zamiar dograć swoje partie na jej kolejny album.

[wzslider]

(TEKST i FOTO Karol Rutkowski)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do