Reklama

Banki centralne niszczą tradycyjny rynek pracy

12/09/2016 13:07


Mimo najlepszej od lat sytuacji na rynku pracy nie słabną lęki przed tym, że pewnego dnia nasze miejsce zastąpi maszyna. Strach przed postępem technicznym jest stary jak świat, co jednak w niczym nie łagodzi naszych lęków.

Przez ostatnie kilkadziesiąt lat zniknęło wiele zawodów, które dla naszych antenatów stanowiły oczywisty element codzienności. Dziś coraz trudniej o introligatora, kaletnika, szewca, krawca, kuśnierza, a nawet stolarza, zduna czy zegarmistrza. Tych rzemieślników wyparła tania i zautomatyzowana produkcja przemysłowa, często lokowana w krajach o bardzo niskich kosztach pracy. Często taniej jest zakupić nowy sprzęt niż dokonać nawet niewielkiej naprawy starego.

– Współcześnie lista zawodów zagrożonych wydłuża się nie tylko za sprawą postępu technicznego i organizacyjnego, ale też ze względu na zerowe lub wręcz ujemne stopy procentowe w krajach rozwiniętych – tłumaczy Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl. – Jeśli kapitał jest dostępny praktycznie za darmo, to opłaca się wdrożyć nawet najbardziej kapitałochłonną technologię, aby zaoszczędzić na kosztach pracy – dodaje Kolany.



– Jeśli oczekiwanoby, że realne stopy procentowe będą ujemne w nieskończoność, to prawie każda inwestycja byłaby opłacalna. Na przykład przy ujemnej (lub choćby zerowej) stopie procentowej opłacałoby się wyrównać Góry Skaliste, aby zaoszczędzić nawet niewielkie ilości paliwa zużywanego przez pociągi i samochody, które muszą pokonać górskie przełęcze – napisał na swoim blogu nie kto inny jak sam Ben Bernanke – były prezes Fedu i prekursor "drukowania" pieniędzy w ramach QE.

– W ten sposób polityka banków centralnych deklarujących za cel „wsparcie gospodarki” i spadek bezrobocia prowadzi do skutków odwrotnych od deklarowanych. Nikt jeszcze nie zbadał, w ilu miejscach roboty zastąpiły ludzi, ponieważ właściciel fabryki otrzymał tani kredyt dzięki Rezerwie Federalnej czy Bankowi Japonii –podsumowuje Kolany.

Kiedyś na przykład, inna rewolucja – akurat motoryzacyjna – doprowadziła do wymarcia zawodów woźnicy, forysia czy stangreta. A także kowala, bez którego nie funkcjonował transport konny. Konie zostały wyparte przez pojazdy spalinowe, które z kolei potrzebują mechaników, sprzedawców oraz inżynierów i robotników drogowych. Czyli tego wszystkiego, czego nie potrzebowali użytkownicy koni.

Gdy na początku XX wieku w Ameryce Północnej i Europie Zachodniej praktycznie wyeliminowano analfabetyzm, pojawiły się nowe miejsca pracy dla księgarzy i bibliotekarzy. Dziś za sprawą Internetu są to zawody na wymarciu. Każdy może zamówić książkę bez wychodzenia z domu, a dostarczy ją kurier… lub w przyszłości dron czy inny automat.

(Źródło: bankier.pl/ oprac. M. Siewak/ Foto: K.)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do