Nieporozumieniem interpretacyjnym nazywa prezydent Białegostoku bilet, który magistrat sam wcielił do życia wraz z jego nazwą własną. Chodzi o 60-minutowy bilet, który jest w rzeczywistości biletem jednorazowym, tyle że droższym. Jeden z radnych miejskich od kilku miesięcy próbuje doprowadzić do podjęcia logicznych działań przez magistrat w związku z właściwym wykorzystaniem tego biletu przez pasażerów. Niestety bezskutecznie.
Od kilku miesięcy nie można załatwić sprawy prostej, choć tragikomicznej. Chodzi o bilet 60-minutowy, z którego praktycznie nikt nie korzysta. A nie korzysta, bo można na nim jechać tylko jedną linią i na dodatek bilet traci swoją ważność tuż po wyjściu z autobusu. Nawet wtedy, gdy upłynęło zaledwie 5 minut od jego skasowania. Z tym bezsensem postanowił zawalczyć radny Sebastian Putra, który zwracał się do Prezydenta Białegostoku z prośbą o umożliwienie pasażerom przejazdu z możliwościami przesiadki przez 60 minut na 60-minutowym bilecie.
Co na to pan Prezydent? To samo, co zwykle. Nie da się! Bo zdaniem gospodarza magistratu – już samym udogodnieniem posiadania takiego biletu jest możliwość jego wykupienia u kierowcy. I to w zasadzie jedyna korzyść. Nie trzeba szukać kiosku. Prezydent w swojej odpowiedzi na interpelację radnego powołuje się oczywiście na uchwałę Rady Miasta z września ubiegłego roku. Bo co złe i głupie – to zawsze wprowadzają radni. Prezydent ma wszak pomysły najlepsze we wszechświecie i okolicach. Tylko, że tak się składa, iż pomysł z tak działającym biletem 60 – minutowym, jak obecnie, nie był pomysłem radnych, tylko magistratu do spółki z władzami Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Ale radny nie odpuścił. Znów zwrócił się z kolejną interpelacją, by te sprawy uregulować w cywilizowany sposób. I kolejna odpowiedź prezydenta nie odbiega poziomem od poprzedniej.
- W kwestii biletu dostępnego u kierowcy (nazwanego 60-minutowym) i nieporozumień interpretacyjnych jakie wywołuje on u okazyjnych podróżnych wydaje się, iż należy bilet ten zlikwidować i zastąpić go biletami ogólnodostępnymi tj. biletem 24-godzinnym oraz wyraźniej uwypuklić możliwość nabycia u kierowcy karty z doładowaniem pozwalającej na zakup dowolnego biletu z taryfy BKM. Nadmienić również należy, że koncepcja biletów czasowych to rozwiązanie stosowane jako zamiennik w sytuacji innych technicznych możliwości zróżnicowanego taryfikowania opłat za przejazdy – odpowiada zastępca prezydenta – Robert Jóźwiak.
Techniczne możliwości mogłyby być dziś inne, gdyby ktoś wcześniej nie wywalił pieniędzy na kompletnie nieprzydatny system do klikania w autobusach i zakupił na przykład zamiast niego – biletomaty. Ale co ciekawe, żeby zmienić dziś kolejną bezsensowną rzecz – jaką jest bilet 60-minutowy – trzeba zmienić cennik. A żeby zmienić cennik, trzeba konsultacji społecznych.
- Przedłożenie Radzie Miasta Białystok przedmiotowej uchwały należy poprzedzić dyskusją nad pryncypiami polityki taryfowej. W ramach dyskusji i rozważań nad polityką taryfową należy mieć na uwadze, że wprowadzane rozwiązania mają służyć potrzebom nie pojedynczych osób sporadycznie podróżujących lecz dużych grup pasażerów stale korzystających z usług BKM – czytamy w odpowiedzi Roberta Jóźwiaka na interpelację radnego Putry.
Tylko, że tak się składa, że w przypadku biletu 60-minutowego nie ma po co przeprowadzać konsultacji społecznych. Należy go albo wycofać z rynku, albo tak zmienić regulamin, aby można było faktycznie z niego korzystać przez 60 minut niezależnie od tego, ile razy pasażer ma ochotę się przesiadać. Ogólnie sprawa jak zwykle zamknęła się kwestią – „Nie da się, nie da się i nie można”.
Komentarze opinie