
Wszystko co złego, to wina rządu Prawa i Sprawiedliwości, a pieniądze powinny się lać szerokim strumieniem do kasy naszego miasta – to w skrócie przekaz władz Białegostoku wobec sytuacji, jaka ma miejsce i będzie miała miejsce w białostockiej oświacie. Własnych pomysłów w poprawie sytuacji jest brak, za to jest wciąż wyciągnięta ręka po pieniądze… od tego niedobrego rządu.
Pracownicy placówek oświatowych, ale przede wszystkim rodzice maluchów zastanawiają się, jak zostanie zorganizowana opieka nad najmłodszymi białostoczanami w przedszkolach. Część etatów ma zniknąć, choć już nie tak drastycznie, jak jeszcze wynikało to z zapowiedzi sprzed około miesiąca. Wówczas władze Białegostoku zapowiedziały likwidację etatów pomocy nauczycieli. Co oznaczałoby, że jeden nauczyciel miałby zająć się około 20 maluchów i to w każdej sytuacji w godzinach pracy przedszkola.
„Pomoc nauczyciela to jedna z osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo maluchów uczęszczających do przedszkola, to osoba, która pomaga nauczycielowi nie tylko w organizacji zajęć, ale też dzieciom w codziennej higienie czy przy spożywaniu posiłków. Zrezygnowanie z tych etatów w praktyce oznacza, że dzieci te będą otrzymywały dwa razy mniej uwagi niż obecnie. Bezpieczeństwo i właściwa opieka nad dziećmi to kwestie, na których nie można oszczędzać” – zwracał uwagę w swoim piśmie do Tadeusza Truskolaskiego marszałek Artur Kosicki.
Bo kiedy padła taka zapowiedź, marszałek województwa wystosował list do prezydenta Białegostoku, gdzie zwracał uwagę na irracjonalność tego rodzaju decyzji i prosił o to, by prezydent nie oszczędzał na bezpieczeństwie najmłodszych (pisaliśmy o tym TUTAJ). Interweniowała także radna miejska Agnieszka Rzeszewska, która napisała interpelację. Prosiła w niej między innymi o podanie informacji o tym, ilu pracowników przedszkoli straci pracę oraz jakie oszczędności poczyni Miasto Białystok z tytułu takich zwolnień. Prezydent jednak dość szybko się wycofał z tego pomysłu, ale oszczędności zaczął szukać w innych zwolnieniach. Na celowniku znaleźli się dozorcy.
„Likwidacja lub ograniczenie etatów dozorców znacznie zmniejszy zakres usług świadczonych przez tę grupę pracowników. W ich obowiązkach bowiem poza dozorem znajduje się wiele zadań i prac na rzecz przedszkola: dbanie o porządek na posesjach, koszenie trawy, grabienie liści, odśnieżanie, przycinanie drzew i krzewów, również pielęgnacja roślin, dbałość o sprzęt techniczny, naprawy i renowacja sprzętów na placach zabaw w czasie kiedy nie ma dzieci na terenie placówek. Dozorcy dbają o bezpieczeństwo dzieci poprzez wykonywanie swoich codziennych prac. Kto ich zastąpi” – pytała w interpelacji radna Rzeszewska.
Kilka dni temu prezydent odpowiedział na interpelację, ale w zasadzie z tej odpowiedzi niewiele wynika. Przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo, ani jakie będą oszczędności z tytułu zwolnień w placówkach oświatowych, ani ile osób pożegnać się będzie musiało z zatrudnieniem. Tradycyjnie natomiast, bo już robi to od dawna, prezydent oskarżył o wszystko rząd Prawa i Sprawiedliwości nie znajdując żadnego pomysłu, aby cokolwiek zaproponować temu rządowi. Wyciąga za to kolejny raz rękę po pieniądze i na tym tak zwany dialog się kończy.
„W sprawie stanowisk dozorców w białostockich przedszkolach informuję, że do prac porządkowych w przedszkolach Miasto przewidziało 0,5 etatu robotnika do prac lekkich. Nadmieniam, że w obu opisywanych wyżej przypadkach, koszty projektowanych zmian mogą zostać przeanalizowane po zakończeniu ruchu kadrowego w białostockich placówkach oraz po zatwierdzeniu arkuszy organizacyjnych tj. na początku czerwca br. Jednocześnie po raz kolejny informuję, że trudna sytuacja białostockiej oświaty spowodowana jest zbyt małą ilością środków z tytułu subwencji oświatowej oraz polityką rządu Prawa i Sprawiedliwości w zakresie zmniejszenia wpływów do budżetów jednostek samorządu terytorialnego” – napisał w odpowiedzi z upoważnienia prezydenta Białegostoku Krzysztof Karpieszuk, sekretarz miasta.
Wychodzi więc na to, że nie wiadomo dokładnie nic odnośnie potencjalnych oszczędności w białostockiej oświacie dzięki likwidacji części etatów, ale za to wiadomo, że rząd jest zły. Wszędzie prezydent ze swoimi urzędnikami o tym mówią i jednocześnie liczą na pomoc od tego niedobrego rządu. Na dodatek nie wiedząc tak naprawdę, ile będzie brakowało, bo będzie to dopiero wiadomo najwcześniej za miesiąc, a możliwe, że nawet i później. W tym samym czasie brak jest konstruktywnych pomysłów na dialog z tym rządem, tak samo jak brak jest pomysłów, które można by było temu rządowi przedstawić.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie