Reklama

Białostoczanie brzydzą się nepotyzmem

13/01/2015 16:06


Nepotyzm jest to zjawisko tak samo naganne, co niestety powszechne. Można się na nie natknąć właściwie w każdej placówce publicznej lub dowolnym urzędzie. Co ciekawe, zdarzają się i tacy, którym to nie przeszkadza.

Jeszcze niedawno na antenie ogólnopolskiej stacji TVN jedna z pracownic Szkoły Policealnej Nr 2 Pracowników Medycznych i Społecznych w Białymstoku tłumaczyła, że nepotyzm to nic złego. Na dodatek była to psycholog tej placówki. W taki sposób odniosła się na pytanie dziennikarza w sprawie zwolnionych nauczycielek oraz zatrudnionych członków rodziny dyrektorki szkoły. Przypominamy, że kobieta ma postawionych aż osiem zarzutów korupcyjnych. Psycholog policealnej szkoły, odpowiedzialna między innymi za wychowanie młodzieży, tak tłumaczyła fakt, że dyrektorka przyjęła do pracy swojego syna, jego narzeczoną, konkubenta, oraz dwoje innych krewnych.

Ale nie ma w tym nic złego. Bo w szkole panuje taka rodzinna atmosfera, można powiedzieć familijna – mówiła psycholożka.

Jednak większość białostoczan nie podziela takiego stanowiska. Wręcz odwrotnie. Uważają, że nepotyzm jest zjawiskiem jednoznacznie złym i należy z tym walczyć. Najgorzej postrzegana jest sytuacja, kiedy w jednym zakładzie pracy swoje obowiązki wykonuje mąż i żona. A już najgorzej, jeśli pozostają w zależności służbowej.

Przecież wiadomo, że taka praca nie będzie uczciwie oceniona. A jak się żyje na wspólnym garnuszku, to im więcej w tym garnuszku jest, tym lepiej. Znam przypadek akurat spod Białegostoku, gdzie dyrektorka zatrudniała swojego męża, który zawsze dostawał podwyżki tylko nie wiadomo za co. Były kontrole i nikt nic oczywiście złego nie widział. Tak nie powinno być – mówi nam Adam Koleśnik.

W jednej firmie, a już na pewno w urzędzie, nie powinni pracować mąż z żoną, ani siostra z bratem czy w ogóle ludzie spokrewnieni. Tylko co z tego, że nie powinni, jak wystarczy zajść do pierwszego, lepszego urzędu i sprawdzić nazwiska. To powinno być karalne – uważa z kolei Magdalena Wiśniewska.

Ale etyka sobie, a życie sobie. W niektórych sytuacjach to właśnie życie pisze własne scenariusze. Między innymi dotyczy to przypadków, kiedy ludzie poznają się w miejscu pracy i pobierają. Pracujące wówczas małżeństwa trudno uznać za objaw nepotyzmu. Ale tak się składa, że często kierownicy lub dyrektorzy instytucji tłumaczą właśnie takim zdarzeniem fakt, że w jednym miejscu zatrudnieni są małżonkowie lub osoby ze sobą spokrewnione w innej linii.

Tak najłatwiej jest się tłumaczyć. A jakby tak prześledzić dokładnie jak wygląda struktura pracowników na przykład na Politechnice Białostockiej, albo w Urzędzie Miasta, to jest śmiech na sali. Ja tam znam dużo ludzi i wiem jak jest – mówi nam Tomasz, który wolał aby nazwisko pozostało wyłącznie do wiedzy redakcji.

Białostoczanie jednoznacznie źle oceniają nepotyzm i zatrudnianie po znajomości. Kiedy pytaliśmy ich na ulicach naszego miasta, praktycznie każdy narzekał na to, że obecnie to najpopularniejsza forma „konkursów”, zaś koligacje rodzinne to najlepsze kwalifikacje do pełnienia stanowiska. Jednocześnie stwierdzali, że gdyby sami mieli taką możliwość, zatrudnialiby członków swoich rodzin.

A dlaczego nie? Skoro jednemu można, to drugiemu też powinno być można – mówi nam Łukasz Marcinkiewicz.

Gdyby w tym mieście i kraju było normalnie to nikt nie musiałby zatrudniać byle jak. Przyjmowaliby do pracy najlepszych. Jak miałabym możliwości pomóc komuś ze swojej rodziny, to oczywiście pomogłabym, ale nie tak, żeby przyjąć aby przyjąć. Tylko ja wiem, co każdy potrafi i przyjęłabym na odpowiednie stanowisko, żeby nie było takiego syfu co teraz. Że guzik co kto wie, ale pierdzi w stołek, bo praca załatwiona. Mimo wszystko lepiej by było, jakby ludzie z jednej rodziny nie pracowali w tym samym miejscu – podzieliła się z nami Edyta Prus.

Nepotyzm jest zjawiskiem złym, a nawet nagannym. Dowiedziono, że nie podnosi jakości usług, zwłaszcza w instytucjach publicznych. Ale nade wszystko powoduje zanik zaufania obywateli do wszelkich instytucji publicznych. Od urzędów centralnych po nawet niewielkie placówki, jak biblioteki gminne.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do