Reklama

Białystok – miasto, w którym 2+2 równa się zero

30/06/2016 15:41


Zero – tyle miejsc parkingowych pozostało na ulicy Skłodowskiej pod Wojewódzkim Szpitalem Zespolonym. Zero zarobi także w tym miejscu strefa płatnego parkowania. Bo to najprawdopodobniej względy prawidłowego znakowania strefy sprawiły, że kierowcy nie będą mieli teraz gdzie zostawić pojazdu. Grunt, że na wszelki wypadek stoi tam parkomat.

Wydatki na inwestycje różnego rodzaju w naszym mieście to prawdziwa zagadka dla prawdziwych ekonomistów. Urzędnicy niejednokrotnie udowadniali, że z myśleniem jest u nich raczej trudniej niż łatwiej. Być może pod urzędem miejskim płynie jakiś ciek wodny, który zaburza normalną pracę umysłu, bo inaczej pewnych rzeczy wytłumaczyć się chyba już nie da. Dziwić już może chyba tylko to, że nikt nie zmienia tego stanu rzeczy od wielu lat i nie żegna się z pracownikami, którzy nie szanują publicznych pieniędzy.

W przypadku sytuacji ze zdjęcia zamieszczonego powyżej, mniej już dziwi widok słupków wzdłuż ulicy, bo tych ostatnio sporo się w różnych miejscach pojawiło. Bardziej za to zastanawia – co robi tam parkomat? To zresztą jest już kolejne miejsce, w którym ustawiony parkomat przyda się zupełnie do niczego. Już kilka miesięcy temu słyszeliśmy, że przez to, że należy oznakować strefę płatnego parkowania, tak jak domagała się tego grupa białostoczan, zmniejszy się ilość miejsc postojowych. Tyle, że nie chodzi tu o żadną grupę białostoczan, ale przede wszystkim o stosowanie się do przepisów rozporządzenia ministra infrastruktury i transportu. Od niedawna Miasto zaczęło w końcu malować linie miejsc postojowych. Przez to, jak twierdzi owa grupa mieszkańców, zmniejszyła się liczba miejsc postojowych w ogóle. Niekiedy nawet i o dwa miejsca – tak jest między innymi na ulicy Św. Mikołaja czy Legionowej w Białymstoku. Teraz doszła znaczna część ulic Skłodowskiej i to jeszcze pod szpitalem. Ta grupa mieszkańców uważa, że władze Białegostoku postępują tak celowo i świadomie, aby inni mieszkańcy lub kierowcy byli niezadowoleni z działań, których się podjęli kilka miesięcy temu.

Ja bardzo chciałbym wiedzieć, czy ktoś w urzędzie w ogóle jeszcze myśli, czy temperatura już doskwiera na tyle, że te myśli pali? Po jaką cholerę było tutaj te słupki ustawiać? Nie można było zostawić choć kilka miejsc dla ludzi, którzy pod szpital dla przyjemności nie przyjeżdżają? Myślałem, że szlag mnie trafi, bo przywiozłem chorego teścia i nie było nawet gdzie stanąć. Na pewno nie ja jeden miałem już z tym problemy – mówi zdenerwowany Józef Ostapczuk.

Powiem krótko i dobitnie. Nasz urząd to ma nawalone we łbie jak cyganka w tobołkach. Wystarczy popatrzeć i nie ma tu już czego dodawać – skwitował Tadeusz Kozłowski.

Brak miejsca na wyznaczenie miejsc postojowych można jeszcze jakoś zrozumieć, choć kierowcy mają swoje zdanie w tej sprawie. Ale zupełnie nie da się zrozumieć tego, że nikt z urzędników wcześniej nie wpadł na genialny pomysł, jakim jest najpierw prawidłowe oznakowane strefy, a dopiero później zamawianie do tej liczby – odpowiedniej ilości parkomatów. Trudno powiedzieć, ile z nich będzie przydatnych zupełnie do niczego. Wiadomo na pewno o jednym na Legionowej. Na Skłodowskiej widać kolejne bezużyteczne urządzenie. A przecież za te urządzenia płacimy.

Mi to już nawet sił brakuje, żeby coś powiedzieć. Najpierw wywalone miliony na jakiś system do usprawnienia ruchu, który jak działa, to każdy wie. Potem takie kwiatki, jak tu pod szpitalem. Jakby to jeszcze w innym miejscu te słupki postawili, pal ich sześć. Ale na litość Boga, nie pod szpitalem! – mówi zdenerwowana Danuta Kasjaniuk, która także przyjechała ze straszą kobietą do placówki medycznej.



To nie jest jedynie miejsce, w którym wydano pieniądze bez wcześniejszej analizy. Najpierw poszły na nieużywany obecnie parkomat. Do tego trzeba doliczyć jeszcze koszt zakupu i zamontowania słupków. W innym miejscu szykuje się większe marnotrawstwo. Zaledwie wczoraj pisaliśmy o planowanej budowie sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniu ulicy Sulika i Ciołkowskiego. Kierowcy sami zwracali uwagę, że lepszym i korzystniejszym rozwiązaniem jest zmiana organizacji ruchu ze skrzyżowania na rondo. Nie trzeba by było wówczas wydawać dużej sumy pieniędzy na instalację świateł i podłączenie jej do systemu zarządzania ruchem.

Ale to nie koniec atrakcji tego miejsca. W niedalekiej przyszłości nową sygnalizację świetlną przykryje estakada. Bo właśnie w tym miejscu jest zaplanowana. Wspominał o tym wielokrotnie zastępca prezydenta – Adam Poliński. Właśnie taką koncepcję na przebudowę ulicy Ciołkowskiego ma nasz urząd miejski. W budżecie miasta jest na razie na ten cel około 3 miliony złotych. Sporo jeszcze brakuje, ale estakada na Sulika jak najbardziej znajduje się w sferze planów magistratu. Więc za jakiś czas przykryje nowiuśką sygnalizację świetlną.

Ale, że co? Nie da się? Oczywiście, że się da. Wszystko się da. Tylko problem jest taki, że takie inwestycje to trzeba planować z głową. Oto mamy w Białymstoku takiego budowniczego, o którym się nawet szejkom arabskim nie śniło. Przykro, że tak słaby ekonomista się nam trafił. U pana prezydenta z prawidłowym liczeniem jest krucho od dawna. Za to księgowość kreatywna wychodzi mu doskonale. Ale to już wyższa matematyka, której nawet nie wiem, gdzie uczą – skwitowała pomysł radna Katarzyna Siemieniuk.

Nie boję się stwierdzić, że wydawanie wielu milionów na kolejną obwodnicę śródmiejską jest marnotrawstwem pieniędzy publicznych. Mówienie w kółko, że Unia przecież dopłaca, jest nieuprawnione, ponieważ w tej Unii środki nie biorą się znikąd. Sami je najpierw wpłacamy, aby później z nich korzystać. Tym bardziej należy to robić mądrze. Jeśli planuje się estakadę, co zresztą wiadomo od dawna, to zwyczajnie nie ma sensu w tej chwili montować sygnalizacji świetlnej, która może okazać się nieprzydatna. Dopiero później powinna, o ile w ogóle będzie potrzebna, zostać zaprojektowana zgodnie z zapotrzebowaniem i natężeniem ruchu na tym odcinku – komentuje naszej redakcji Artur Kosicki, ekspert od inwestycji budowlanych.

Nie jest to pierwszy przypadek w Białymstoku przeprowadzonych inwestycji, które mijają się z logiką, ale nade wszystko przeprowadzonych z barkiem poszanowania pieniędzy publicznych. Dlatego wciąż płacimy podwójnie za coś, co można było zrobić taniej. Wystarczyło najpierw wszystko właściwie przygotować i obliczyć, co jest niezbędne, a dopiero później przeprowadzać inwestycje, organizować przetargi i wprowadzać tak zwane udogodnienia.

Widok słupków wzdłuż ulicy Skłodowskiej i stojący parkomat w miejscu, gdzie nie da się zaparkować, jest wystarczającym powodem, dla którego można o urzędnikach mieć nienajlepsze zdanie. Wkrótce pojawi się sygnalizacja świetlna, której sporo kierowców w tym miejscu nie potrzebuje, bo woli tańsze w wykonaniu rondo. O budowie estakady niech już wypowiedzą się sami czytelnicy. Z naszych obserwacji wynika, że z takim liczeniem i ekonomią, jaka obowiązuje w Białymstoku, dodanie dwa do dwóch da zero. Tym zerem jest efekt przydatności inwestycji dla mieszkańców.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do