Tylko trzy metry dzieli ścianę jednego budynku od drugiego i nikt problemu w tym nie widział. Nikt, poza właścicielem stojącego tam od wielu lat domu, którego odsunąć od nowo powstałego przecież nie może. Wszystkie urzędy zaangażowane w sąsiednią inwestycję wydawały kolejne decyzje i pozwolenia oraz przyklepywały sytuację, która nie powinna mieć miejsca.
Najwyraźniej zabrakło wyobraźni, a już na pewno zabrakło logicznego myślenia i prawidłowego wypełniania obowiązków przez urzędników zarówno inspektoratu nadzoru budowlanego, jak i naszego Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Pierwsi urzędnicy dopuścili do użytkowania obiekt budowlany, który wzniesiono niezgodnie z projektem. Z kolei drugi urząd nie sprawdził, czy wydaje pozwolenie na budowę, która w tym konkretnym przypadku powinna co najmniej budzić wątpliwości. Czy w związku z tym na pewno wszystko odbyło się zgodnie z przepisami prawa?
- Otóż po przyciśnięciu Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego do muru, wydobyliśmy z niego odpowiedź na piśmie, że „budowa odbywała się zgodnie z projektem”, ale przepisom nie odpowiadał... projekt. Dlatego Urząd Wojewódzki postanowił rozpatrzyć wniosek o sprawdzenie, czy UM w Białymstoku w ogóle mógł wydać pozwolenie na taką budowę. Wcześniej PINB zawiadomił nas, że o nieprawidłowościach w projekcie poinformował inwestora i projektanta. I można było z tego zrozumieć, że w celu doprowadzenia projektu do zgodności z przepisami. Nic takiego się nie stało. Bo potem dostaliśmy pismo z UM, że nie wprowadzano do projektu żadnych zmian – mówią właściciele sąsiedniego domu u zbiegu Zwierzynieckiej i Hożej.
Pytaliśmy Urząd Miejski w Białymstoku czy przed wydaniem decyzji o pozwoleniu na budowę ktokolwiek z urzędników był na miejscu, aby zobaczyć stan faktyczny zanim jakikolwiek dokument będzie wydany. Wiemy również, że urzędnik z magistratu nie może ot tak sobie wejść na teren budowy i zaglądać lub sprawdzać, co tam się dzieje. Niemniej jednak w przypadku wątpliwości, które w tej sprawie były praktycznie od samego początku, można było sprawdzić kilka podstawowych elementów. Z pewnością należało zweryfikować zgodność projektu ze stanem faktycznym. Urząd Miejski twierdzi natomiast, że zrobił to wszystko, co do niego należało.
- Odległości między budynkami projektowanymi a istniejącymi są znane organowi wydającemu pozwolenie na budowę na podstawie projektu zagospodarowania terenu będącego częścią zatwierdzanego projektu budowlanego. Rysunek projektu zagospodarowania terenu sporządzany jest na mapie do celów projektowych wykonanej przez uprawnionego geodetę, który aktualizuje mapę zgodnie ze stanem faktycznym w terenie. Projektant ponadto sporządza opis istniejącego jak i projektowanego zagospodarowania terenu. Na tej podstawie wydawane jest pozwolenie na budowę – informuje nas Anna Kowalska z Biura Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku.
Dlatego Urząd Miejski wydał swoje dokumenty w tej sprawie. Ale do budowy, a przynajmniej do odbioru szeregówek w obecnej postaci nie powinien był dopuścić inspektor nadzoru budowlanego. Stało się jednak inaczej, mimo że wszelkie fakty i przedłożone dokumenty potwierdzały niezgodność wykonania obiektów z projektem budowlanym.
Pojawiły się za to zarzuty do właściciela sąsiedniej posesji, że to on ma niewłaściwe okno. Właściciele domu wybudowanego ponad 20 lat temu, nagle musieli na własny koszt dokonać wymiany okna, choć w rzeczywistości powinien o to zadbać deweloper stawiający szeregówki.
Tymczasem to jego sąsiadom nakazano „wyjęcie ościeżnicy i ramy okiennej, wypełnienie otworu cegłą bądź innym materiałem lub wypełnienie materiałem przepuszczającym światło np. luksfer, cegła szklana lub wstawienie okien o zwiększonej odporności ogniowej”.
Właściciele wybrali ten ostatni wariant, najdroższy dla nich, ale najbardziej zaawansowany technologicznie. Nic dziwnego – zamurowanie okna oznaczałoby zlikwidowanie jedynego źródła naturalnego światła wpadającego do domu od strony południowej, chociaż jego dostęp i tak już znacznie już ograniczyła stojąca ściana stojącej tuż obok, a do tego wyższej o kilka metrów szeregówki dewelopera.
I tym bardziej dziwić może postawa inspektora nadzoru budowlanego, który to właśnie sąsiadom szeregówek rzucał dalej kłody pod nogi, kwestionując potem spełnienie przepisów przeciwpożarowych przez wstawione przez nich nowoczesne okno. Fakt, że jest ono jak najbardziej odpowiednie i spełnia wszelkie rygorystyczne wymogi, potwierdził dopiero Wojewódzki Sąd Administracyjny, do którego zwrócili się małżonkowie.
Do ich okna nie miała zastrzeżeń również straż pożarna, która kilka dni temu kontrolowała szeregówkę wzniesioną tuż za płotem przez dewelopera. Inspektor nadzoru budowlanego zaś nie zauważył w ogóle, że w zasadzie nie powinien był przede wszystkim dopuścić do tak bliskiej zabudowy pomiędzy budynkami. Do tego nadzór budowlany wiedział bowiem i to lepiej od strażaków, którzy wydają uprawnienia w zakresie zagrożeń pożarowych, co jest bardziej bezpieczne, a co nie jest bezpieczne. I nie będą mu ani strażacy, ani małżonkowie sugerować, co ma być w ścianie i oknach budynku oddalonego zaledwie o 3 metry, żeby człowiek mógł spokojnie spać we własnym domu.
I już tylko można zachodzić w głowę, jakie nieoczekiwane zagrożenie zaczął nagle sprawiać budynek stojący wiele lat w tym samym miejscu. To właśnie wtedy, gdy za płotem ruszyła budowa szeregówek, małżonków zmuszono do wstawienia okna przeciwpożarowego za kilka tysięcy. Aby po wstawieniu twierdzić, że powinno ono być jeszcze inne – dziwnym trafem dokładnie takie, aby „przykryło” niedociągnięcia po stronie budowy dewelopera.
- Ale dzięki prawomocnemu orzeczeniu WSA wiemy, że teraz naszemu oknu naprzeciwko ściany szeregówki nie można już nic zarzucić. Sąd uznał, że wszystko odpowiada treści decyzji i wymaganiom PINB oraz WINB. Same nadzory nie chciały tego przyznać, a co więcej – starały się zmodyfikować swoją już wydaną decyzję. Czyżby dlatego, że przepisom wciąż nie odpowiada ściana dewelopera? – zastanawia się właściciel starszego domu.
To wynika zaś z treści stanowiska komendanta wojewódzkiego straży pożarnej. W obecnym stanie ściana szeregówki, którą od dewelopera już kupili nieświadomi problemu ludzie, wciąż jest za blisko od sąsiadów – o 5 metrów. A nawet po wymianie palnego styropianu na wełnę mineralną i okien na przewidziane w projekcie luksfery – będzie znajdować się za blisko o metr.
Sprawą obecnie zajmuje się już prokuratura w Białymstoku. Sprawdza w jakich okolicznościach inspektor nadzoru budowlanego wydawał swoje decyzje zatwierdzające powstający obiekt. Jak doszło również do jego odebrania w sytuacji, gdy obiekt został oddany do użytku jeszcze w październiku ubiegłego roku, zaś niezbędna do tego ekspertyza – nb. pełna nieścisłości i po prostu rażących błędów – wpłynęła ponad trzy miesiące później. Wkrótce podamy więcej szczegółów w tej sprawie, ponieważ jest ona rozwojowa i śledztwo zostało poszerzone o nowe elementy.
Dodamy tylko, że zajmujący się również sprawą wojewoda podlaski może unieważnić wydaną przez Urząd Miejski decyzję o pozwoleniu na budowę szeregówek. Nie tylko postawiono je bowiem niezgodnie z projektem budowlanym, ale sam projekt ma szereg uchybień. Co się stanie, gdy taka decyzja zapadnie, tego jeszcze nie wiadomo. Możliwe, że budynki trzeba będzie rozebrać. O to będziemy się również dowiadywać.
Komentarze opinie