Małym sklepom już teraz nie jest najłatwiej. Wkrótce nawet może się zdarzyć, że jeden po drugim będą zamykane. Powodem są drakońskie kary, jakie właściciele mogą zapłacić za złe oznakowanie cen towaru na półkach.
Już prawie miesiąc obowiązuje nowe prawo, zgodnie z którym cena musi być widoczna dla klienta w sposób nie budzący wątpliwości. W praktyce jest różnie. W zasadzie można powiedzieć, że jest dokładnie tak samo, jak było. O ile w mniejszych sklepach samoobsługowych ceny są naklejone na poszczególne towary albo umiejscowione w dość widoczny sposób, o tyle w punktach handlowych, gdzie towar podaje sprzedawca już niekoniecznie. Z odległości nie każdy jest w stanie dojrzeć cenę przyczepioną do półek, na których wyłożone są produkty.
Ustawa wprowadziła dość wysokie kary za brak jednoznacznego określenia ceny towaru. Za jednokrotne naruszenie obowiązku informacyjnego właściciel sklepu może zapłacić karę w wysokości do 20 tys. zł, a za trzykrotne – nawet do 40 tys. zł. Na razie nie słychać skarg klientów. Jednak zapewne jest to tylko kwestia czasu. Dla małych sklepów takie kary to zabójstwo i praktycznie zakończenie działalności.
- My się tutaj naprawdę staramy, ale nie mamy takich możliwości, żeby pracownik stał cały czas i poprawiał ceny, które klienci sami strącają albo przekładają. Nie mamy czytników, ale zawsze można podejść i zapytać. Staramy się naprawdę, ale to sami klienci robią nam największe problemy – powiedział nam Maciej, właściciel dwóch sklepików na osiedlu Nowe Miasto i TBS – y.
W dużych sklepach ten problem jest rozwiązany poprzez instalowanie czytników cen. Klient w każdej chwili może podejść i sprawdzić cenę dowolnego produktu. Nie dotyczy to jednak pieczywa. Tam nadal starym sposobem włożone są papierowe metki przy poszczególnych półkach z bułkami i chlebem.
W mniejszych sklepach, gdzie towar podaje sprzedawca nawet taki system nie zawsze działa. Sprawdziliśmy w kilku sklepach w Białymstoku sposób znaczenia cen i efekt jest krótko mówiąc bardzo mizerny. Albo cyferki są zbyt małe, że nawet osoba o dobrym wzroku nie jest w stanie ich dojrzeć, albo w ogóle nie ma oznakowania ceną poszczególnych produktów piekarskich.
- Tutaj są trzy rodzaje bułek i chyba z pięć rodzajów chleba. Na żadnym nie ma ceny. Trzeba kobiety przy ladzie pytać. A różnica jest duża, bo za jeden bochenek można zapłacić od 1,90 zł do nawet 3,60 zł. Skąd mam wiedzieć, jaki mi poda? Ale panie są miłe i mówią, co po ile – mówi nam Włodzimierz Kozłowski.
- Przyznam, że z daleka nie widać cen. Zresztą towar jest tak ułożony, że nie wiadomo, która cena do czego. Te masło z lodówki to nie wiem po ile. Wszystko ustawione jedno na drugim – komentuje z kolei Antonina Kobeszko.
Klientom przypominamy, że nowe przepisy działają w takich przypadkach na ich korzyść. Jeśli towar jest źle oznakowany, mogą zażądać jego sprzedaży po najniższej cenie, jaka obejmuje dany zestaw produktów.
Komentarze opinie