Większość polskich miast, w tym również Białystok, nie wiadomo z jakiego powodu, nie czerpią z dobrych przykładów innych miast na świecie. Zwłaszcza w kontekście planowania przestrzennego rozwijamy się bardziej w kierunku miast afrykańskich i arabskich niż większych miast zachodniego świata. Wciąż priorytetem są drogi i przestrzeń dla samochodów. Piesi są obywatelami, już nawet nie drugiej, ale piątej kategorii.
Tylko Polska po ostatnich zmianach ustrojowych zafundowała sobie przerwanie ciągłości planistycznej. A ta dobrze funkcjonowała od czasów zaborów, przez 20-lecie międzywojenne i PRL. Może to dziwić, ale nawet w czasach Polski Ludowej miasta i osiedla budowano z większą troską o publiczną przestrzeń niż dzieje się to obecnie. Jedyne o czym nie myślano wówczas – to miejsca parkingowe. Wie o tym każdy, kto mieszka w blokowiskach wznoszonych jeszcze przez 1990 rokiem. Niemniej w tych molochach przewidziane były i miejsca do rekreacji, tereny zielone, drzewa, a nawet kluby osiedlowe, z których część działa do dziś. Nikt wówczas nawet nie myślał o stawianiu wieżowca na osiedlu domków jednorodzinnych. Dziś urzędnicy nie mają z tym problemów, a niekiedy wręcz trwa walka między urzędem a mieszkańcami, którzy takiej zabudowy sobie nie życzą.
W pokrywaniu miasta planami zagospodarowania przestrzennego mamy ogromne zapóźnienia. Mimo, że Prezydent Białegostoku mówi o tym, że wiele się udało, wciąż znacznie więcej jest do zrobienia. I trudno dziwić się radnym, którzy odrzucają różne koncepcje przygotowane przez miejskich planistów, skoro bardzo często w tle pojawia się taki czy inny zapis sprzyjający różnym deweloperom. Ci zaś budują wszędzie gdzie się da i jak się da, aby tylko upchnąć i wycisnąć z metra kwadratowego jak najwięcej. Wszystko niestety dzieje się kosztem przestrzeni publicznej i jakości życia mieszkańców zarówno nowej, jak i starszych nieruchomości. Efektem takiego stanu rzeczy jest również rozrastanie się przedmieść i coraz większa suburbanizacja, która mocno zawyża koszty funkcjonowania miasta.
- Trudno jest efektywnie planować z myślą o wzroście w układzie, w którym dla demokratycznie wybranej większości obecne preferencje mają priorytet względem przyszłych potrzeb. Procesy polityczne zawsze skupiają się bardziej na potrzebach obecnych mieszkańców niż osób, które chciałyby zamieszkać w danym miejscu, czy tych, które dopiero się pojawią – mówi Michael Spies, Starszy menedżer ds. zarządzania w Tishman Speyer.
Białystok, zresztą tak samo jak i inne miasta w Polsce, poszedł w niewłaściwym kierunku. W dużych, współczesnych i rozwiniętych miastach świata, gdzie jeszcze w latach 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku, tworzono infrastrukturę głównie do potrzeb ruchu samochodowego, obecnie zmieniają priorytety. I nie dzieje się to od wczoraj czy od roku. Zmiany planistyczne w centrach miast i bezpośrednim sąsiedztwie koncentrują się przede wszystkim na przestrzeni do spacerów i rozwoju drobnej przedsiębiorczości. Na pewno nie do potrzeb budownictwa wielorodzinnego, ani szerokich arterii drogowych. Seul – stolica Korei Południowej i jedno z najbardziej rozwiniętych miast świata, zlikwidował właśnie wielopasmowe arterie prowadzące w centrum miasta i przywrócił stary nurt rzeki, robiąc tam spacerowy bulwar. Także w Europie – stolica Finlandii – Helsinki, planują całkowicie wyeliminować indywidualny transport samochodowy z miasta do 2025 roku.
Zabójcze dla Białegostoku i wielu innych miast w Polsce okazały się dotychczasowe przepisy, gdzie w przypadku braku przyjętych planów zagospodarowania przestrzennego, budowano niemal wszystko co się dało w oparciu o warunki zabudowy. Wystarczyło tak zwane dobre sąsiedztwo i można było wznosić kolejne obiekty. Efektem tego jest dziś wiele wieżowców, które niczym nie różnią się od zabudowy, jaką znajdziemy w każdym mieście na świecie, włącznie z miastami Afryki. Niestety ten proceder stał się zabójczy dla historycznej i zabytkowej tkanki miejskiej, a obrońcy zabytków stali się ludźmi, którzy przeszkadzają w tak zwanym rozwoju miasta. Chociaż de facto nie ma tu żadnej mowy o żadnym rozwoju.
Obecne prawo budowlane daje znaczne ułatwienia do wznoszenia obiektów różnego rodzaju. Dlatego tak ważne jest, aby pojawiły się jak najszybciej plany zagospodarowania przestrzennego wszędzie, gdzie jeszcze ich nie ma. Tylko mądre gospodarka planistyczna może ustrzec nas przed chaosem, którego w Białymstoku jest już stanowczo za dużo.
- Główne zmiany dotyczą rozszerzenia katalogu obiektów budowlanych, których budowa nie wymaga już uzyskania pozwolenia na budowę. Rozpoczęcie inwestycji będzie możliwe na podstawie zgłoszenia z uproszczoną procedurą tzw. zgłoszenia z projektem – mówi agencji Newseria Kinga Cekiera z kancelarii prawnej Brevells Cekiera Grzywacka Oleksiewicz o nowych przepisach w prawie budowlanym.
- Generalniezmiany poszły w dobrym kierunku, jednak niezrozumiała jest przyczyna pominięcia przez ustawodawcę zwolnienia z obowiązku uzyskania pozwolenia na budowę robót budowlanych polegających na nadbudowie, czy też odbudowie budynków mieszkalnych jednorodzinnych. Brak jest dla takiego działania logicznego uzasadnienia. Ponadto użycie przez ustawodawcę w treści art. 29 ust. 1 pkt 1a i ust. 2 pkt 1b Prawa budowlanego stwierdzeń: „których obszar oddziaływania mieści się w całości na działce lub działkach, na których zostały zaprojektowane” bądź też „o ile nie prowadzi do zwiększenia dotychczasowego obszaru oddziaływania tych budynków” może w praktyce powodować poważne perturbacje, a w konsekwencji jeszcze większe patologie niż dotychczas. Są to stwierdzenia delikatnie mówiąc niejasne i mocno kontrowersyjne – mówi nam Artur Kosicki – prawnik, ekspert w dziedzinie inwestycji budowlanych.
Bardzo często słyszymy o rozwoju miasta o wzroście gospodarczym w kontekście tego, na co idą nakłady inwestycyjne. Problem jednak polega na tym, że władze najczęściej używają tych pojęć nie tak, jak powinny. Inna sprawa, że społeczeństwo nie do końca wie czym jest rozwój i wzrost, ponieważ nikt wprost o tym nie mówi. W praktyce – rozwój oznacza długi stopniowy proces wielu różnych czynników, które mają powodować lepszy komfort życia dla mieszkańców na wyższym poziomie. Wzrost – w warunkach białostockich oznacza gwałtowny skok na dochody, które dziś najczęściej spływają do kieszeni firm deweloperskich i firm budujących różne obiekty, w tym za publiczne pieniądze. Nie może tu zatem być mowy, że jedno i drugie to to samo, więc nie ma mowy, że na tym wzroście korzysta ogół mieszkańców.
Mówiliśmy już wielokrotnie, że ani asfalt, ani beton nie tworzą miejsc pracy, nie wpływają na wzrost płac, ani na poprawę sytuacji demograficznej. Wystarczy wyobrazić sobie, jak wyglądałby Białystok, gdyby chociaż część pieniędzy, jakie wyłożono na budowę dróg przeznaczyć na pomoc lokalnym przedsiębiorcom, programy prorodzinne, albo chociaż na tworzenie terenów przemysłowych. Te same drogi, po których codziennie dziś jeździmy też udałoby się wybudować z tych samych funduszy miasta, tyle że z mniejszym zadłużeniem. Ponieważ nie trzeba by było brać wysokich kredytów na inwestycje, które byłyby możliwe do realizacji z kieszeni zamożniejszych białostoczan. Ale wciąż lepiej się chwalić na folderach drogimi inwestycjami, które po latach przyniosły nam niezmiennie najwyższy wskaźnik bezrobocia ze wszystkich miast wojewódzkich w Polsce.
Komentarze opinie