Na razie tragedii nie ma i na razie jeszcze inwestorzy stąd nie uciekają. Ale być może jest tak tylko do czasu. Obawa, że postrzeganie Białegostoku może zmienić się na gorsze, wynika stąd, że jeśli nadal podejście do inwestorów będzie zmieniało się w zależności od kalendarza wyborczego, nic dobrego nas nie czeka.
Tylko ostatnio mieliśmy do czynienia z sytuacją, w jakiej inwestor musi zastanawiać się czy pakować stąd manatki, czy może jednak podjąć dialog, a może szukać innego rozwiązania, by móc tu, w Białymstoku, prowadzić działalność gospodarczą. I choć inwestycja wydaje się być kontrowersyjna z punktu widzenia mieszkańców, to już z puntu widzenia gospodarczego i ekonomicznego, tak to nie wygląda. Wracamy jeszcze raz do planowanej budowy krematorium przy ulicy Marczukowskiej. Bowiem sytuacja z tą konkretną inwestycją może odbić się bardzo nieprzyjemnym echem i spowodować, że część osób zastanowi się bardzo wiele razy zanim podejmie decyzję o prowadzeniu działalności gospodarczej w naszym mieście, albo od razu wybierze sobie inne miasto lub gminę, w której będzie czuła się bezpiecznie.
Niedawno pisaliśmy o tym, że inwestor, który chce postawić spalarnię zwłok na Marczukowskiej nigdy nie krył swoich intencji ani zamiarów, co do inwestycji. Poinformował co to ma być, gdzie ma być i przedłożył stosowne dokumenty. Chciał uzyskać decyzję o warunkach zabudowy, ponieważ w tym konkretnym miejscu nie ma ustanowionych planów zagospodarowania przestrzennego. Gdyby były – wyraźnie określałyby typ zabudowy, jaka może funkcjonować. Prezydent Białegostoku wydał mu decyzję, na mocy której otrzymał wszystkie warunki, jakie chciał. Miasto wcześniej nie widziało potrzeby podzielenia się z okolicznymi mieszkańcami wiedzą o tym, co powstanie pod ich oknami, więc sprawa była cicha i nie wypływała na światło dzienne przez blisko dwa lata. Ale teraz wypłynęła i to w roku wyborczym.
Na ostatnim posiedzeniu Komisji Zagospodarowania Przestrzennego zastępca Prezydenta Białegostoku wielokrotnie powtarzał, że budowa krematorium jest wyłączną winą inwestora. Nie widział żadnych błędów popełnionych po stronie magistratu, ani swojego bezpośredniego przełożonego – czyli Tadeusza Truskolaskiego. Takie wypowiedzi pomknęły w przestrzeń publiczną, że winę za inwestycje w mieście ponosi inwestor, a nie ten, kto warunki do inwestowania powinien tu tworzyć. Jest to bardzo niedobry przekaz, jaki trafia do potencjalnych innych podmiotów, które chciałyby w Białymstoku otworzyć jakikolwiek biznes. Dziś pomysłem na zablokowanie inwestycji ma być przyjęcie planów zagospodarowania przestrzennego, które uniemożliwią budowę krematorium całkowicie.
- Prezydent Białegostoku wystąpił do Rady Miasta o podjęcie uchwały intencyjnej w sprawie uchwalenia planów zagospodarowania przestrzennego dla okolic Marczukowskiej i Rada taką uchwałę podjęła. Teraz urzędnicy będą musieli przygotować szczegółowe plany, które trafią do Komisji Zagospodarowania Przestrzennego. Wówczas będziemy decydować co dalej robić w tej sprawie – wyjaśnia obecny stan szef Komisji Zagospodarowania Przestrzennego – Konrad Zieleniecki.
Radni nie chcą mówić, że takie działanie jest nieeleganckie i w prostej linii obarcza już nie Prezydenta Białegostoku, ale radnych, za to że inwestor poniesie straty. Bo radni z pewnością wsłuchają się w głos mieszkańców, dla których głos tysięcy zebrany w podpisach, jest znaczący. Dziś, choć trudno przesądzić czy inwestycja zostanie zablokowana czy nie, faktem jest, że na pewno poszkodowany jest jeden podmiot – inwestor. Poniósł koszty i to dość znaczne na zebranie dokumentacji, opracowanie projektu budowlanego, pozwoleń i innych niezbędnych dla siebie czynności, plus do tego poświęcił cenny czas. I możliwe, że nic z tego dalej nie wyniknie. Zostanie z kosztami, z poniesionymi wydatkami, radni posprzątają bałagan planistyczny, jaki powstał z winy urzędników prezydenta, zaś Tadeuszowi Truskolaskiemu zostanie wyłącznie mówienie o tym, że przecież zależy mu na mieszkańcach.
Gdyby faktycznie zależałoby mu na mieszkańcach, to powinien po pierwsze poinformować ich, na jaką inwestycję wydaje zgodę, po drugie – szanowałby przedsiębiorcę, który odprowadzi tu podatki z tytułu prowadzonej działalności gospodarczej – co też zresztą służyłoby mieszkańcom naszego miasta. I po trzecie – nie narażałby na ponoszenie kosztów lub utraty zdrowia jakiegokolwiek człowieka z powodu własnej niekompetencji lub podległych mu urzędników. Bo w tej sprawie to urzędnicy z prezydentem na czele nie zadbali o wszystko, a wręcz postąpili niemal w całości wbrew interesom Miasta i jego mieszkańców.
- Mieszkańcy, w tym ja, nie zostaliśmy nigdy powiadomieni o planowanej inwestycji. Nikt nie przesłał do nas pisma informującego, ani żadnego innego, żeby można było się wypowiedzieć odnośnie takiej budowy. Tak samo żadnych pism nie otrzymali przedsiębiorcy prowadzący obok działalność. Wszystko odbyło się bez naszej wiedzy. To jest porażka XXI wieku – mówił tydzień temu na posiedzeniu Komisji Zagospodarowania Przestrzennego mieszkaniec – Henryk Dubrowski.
- Inwestor chciał spotkać się z prezydentem. Jest to pilna sprawa, żeby ustalić, co można zrobić w tej sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Jest niezrozumiałym, że prezydent od półtora miesiąca nie ma czasu na takie spotkanie. Ludzie czekają, inwestycja czeka, a prezydent się nie spotyka – mówiła do urzędników i zastępcy prezydenta na tym samym spotkaniu radna Katarzyna Siemieniuk.
Spalarnia zwłok jest inwestycją, której raczej nikt nie chciałby mieć w pobliżu, my również. Nie można jednak zapominać, że jest jeszcze w tym wszystkim człowiek, który zainwestował, bo chciał zarabiać na życie i stworzyć miejsca pracy. Z informacji, jakie posiadamy wynika, że dopełnił on wszelkich formalności, zebrał wymagane dokumenty, poinformował co zamierza budować. I co? Poniesie koszty na darmo i jeszcze narazi się na przykre opinie ludzi mieszkających w pobliżu nie ze swojej winy. Został okrzyknięty winowajcą i to ustami zastępcy prezydenta Białegostoku za to, że chciał pracować. Jaką opinię wyniesie dalej o Białymstoku, jak został potraktowany przez władze miasta, które za kilka miesięcy znów będą na Kongresie Gospodarczym mówić jakie to nasze miasto jest świetne do inwestowania? Jaki przedsiębiorca może się tu czuć bezpiecznie nie wiedząc o tym, że jego inwestycja, na jaką poniósł nakłady będzie funkcjonować? Kto zagwarantuje, że nagle przez środek firmy ktoś nie wytyczy nowej szosy lub skweru?
Gdyby Prezydent i jego urzędnicy bardziej skupili się na pracy, która faktycznie ma jakiś związek ze służbą dla mieszkańców, takich pytań dziś nikt nie musiałby stawiać. Gdyby zamiast brylować na salonach i podejmować gości na kongresie, z którego nic poza wydatkami i tak z wydrenowanych doszczętnie kieszeni białostoczan, nie wynika, ktokolwiek powinien skupić się na przemyślanym tworzeniu planów zagospodarowania przestrzennego. Gdyby tak było – to Białystok byłby faktycznie miastem przyjaznym, otwartym i rozwijającym się gospodarczo. Zaś takie podejście, jakie zostało tu opisane aż nadto tłumaczy, dlaczego Białystok jest najbardziej „bezrobotną” stolicą województwa ze wszystkich województw w Polsce. Jutro opiszemy kolejne przypadki „dbania” o inwestorów w wersji białostockiej.
Komentarze opinie