Spotykają się w niewielkiej sali gimnastycznej. Z uporem ćwiczą rzuty i podania. Marzą o wielkich turniejach i zwycięstwach. Przez chwilę zapominają o swoich ograniczeniach. Grupa podlaskich rugbystów na wózkach myśli nad nazwą swego zespołu. Jedną z propozycji są „Misie Polarne”.
Rugby to sport kontaktowy. Zdawać by się mogło, że to ostatnia gra zespołowa, w jakiej mogą uczestniczyć osoby na wózkach.
– To nie wózki, tylko małe pancerne czołgi. W ich tworzeniu używa się stopów aluminium. Obudowane są ze wszystkich stron tak szczelnie, że nawet mocne zderzenie nie powoduje żadnego uszczerbku – mówi Krzysztof Blusiewicz, jeden z uczestników treningu.
Wózki są bardzo stabilne. Na wypadek, gdyby jednak zawodnik się przewrócił, każdy z nich ćwiczy upadki. Jak w judo.
– Jesteśmy przywiązani do wózków pasami. Jeżeli upadamy na ziemię, to razem z nimi. Najważniejsze to chronić głowę. Trzeba wyrobić prawidłowy nawyk – mówi Paweł Zieliński, który na wózku porusza od czterech lat.
Kontuzje się jednak zdarzają. – W zeszłym roku kolega upadł tak niefortunnie, że złamał nadgarstek. Nie jest to jednak jakieś nagminne – twierdzi.
Ośmiu podlaskich rugbystów ćwiczy w sali gimnastycznej Domu Pomocy Społecznej przy ul. Baranowickiej 203. Treningi prowadzone są przez fizjoterapeutę Łukasza Borowskiego.
– Poznaliśmy się z chłopakami na jednym z zeszłorocznych obozów organizowanych przez Fundację Aktywnej Rehabilitacji. To dzięki niej moi mamy gdzie ćwiczyć. Fundacja jest też patronem rugby w Polsce, a nasi zawodnicy są jej podopiecznymi. Podczas obozu doszliśmy do wniosku, że w Białymstoku nie ma zbyt wielu możliwości, jeśli chodzi o uprawianie sporu przez osoby niepełnosprawne. Postanowiliśmy więc założyć drużynę. Obecnie w jej skład wchodzi osiem osób. To ludzie z całego województwa, m.in. z Hajnówki, Białowieży, czy Łomży – opowiada Łukasz Borowski.
Wśród ćwiczeń najwięcej jest tych kondycyjnych i siłowych. W ruch idą więc hantle i piłki lekarskie. Jako że w rugby liczy się też precyzja, zawodnicy ćwiczą podania. Jeden z nich rzuca piłkę w wolną przestrzeń sali, a drugi ma za zadanie podjechać jak najszybciej na wózku, złapać piłkę i trzymać ją w taki sposób, by nikt nie mógł mu jej odebrać.
– Może to kogoś zaskoczyć, ale nie grają „jajkiem” od futbolu amerykańskiego, ale piłką koszykową. Jajko trudno byłoby złapać, nie mówiąc już próbach przekoziołkowania. To, co odróżnia nas od tradycyjnego rugby, to fakt, że nie nosimy żadnych kasków – mówi Paweł Zieliński.
Na boisku jest osiem osób – po cztery w jednej drużynie. W czasie meczu trener może dokonać tyle zmian, ile mu się podoba. Bardzo ważne jest więc, by mieć jak najwięcej zawodników na ławce rezerwowych. W naszym województwie tylko nasi rozmówcy grają rugby na wózkach inwalidzkich.
– Jedyna drużyna na wschodzie Polski istnieje w Ostrowi Mazowieckiej. Tam właśnie, dwa lata temu, zaczynałem swoją przygodę z tym sportem – tłumaczy Paweł Zieliński.
Wszystkich drużyn jest około dwudziestu. Najwięcej na Śląsku. Istnieją dwie ligi. Polska reprezentacja zajmuje obecnie piąte miejsce w Europie. Podlaski zespół rugby na wózkach istnieje dopiero od października zeszłego roku. Już dziś jednak zawodnicy myślą o przyszłych zwycięstwach. – Chcemy zacząć od tej niższej ligi i powoli wspinać się na sam szczyt – śmieje się Paweł Zieliński.
Pierwsze mecze ligowe zaczynają się już w kwietniu. Białostoccy rugbyści liczą, że uda im się wystartować.
– Wszystko zależy od tego, czy będziemy mieli specjalne wózki. Kosztują od 15 do 20 tysięcy złotych za sztukę. Szukamy sponsorów, którzy mogliby nas wesprzeć. Zwróciliśmy się też do senatora Tadeusza Arłukowicza, który jest wielkim fanem naszej drużyny tłumaczy Łukasz Borowski.
Posiadanie specjalnych wózków jest też warunkiem rozpoczęcia pracy nad taktyką, która w rugby jest sprawą kluczową.
– Nie możemy tego robić przy użyciu standardowych wózków. Wiele strategii polega np. na tym, że jeden zawodnik odwraca uwagę, a drugi ma za zadanie przepchnąć przeciwnika za linię – opowiada Łukasz Borowski.
Zanim jednak zawodnicy zaczną myśleć o meczach, muszą skupić się na pracy nad kondycją. A z tą ostatnią już dziś jest nieźle. – Jeszcze niedawno nie mogłem podnieść piłki lekarskiej. Teraz nie sprawia mi to już problemu. Kiedy ćwiczę, poprawia mi się też samopoczucie. Przebywając z ludźmi na wózkach, człowiek zapomina, że jest niepełnosprawny – mówi Bogdan Smaka.
Z kolei Marcin Anchimiuk zanim stał się osobą niepełnosprawną nie interesował się rugby.
– Wolałem piłkę nożną. A teraz tak wciągnąłem się rugby, że stały się one moim ulubionym sportem. Duch rywalizacji połączony jest tu z dobrą zabawą. Poza tym, można sobie znacząco poprawić kondycję – twierdzi Marcin.
Podlascy rugbyści na wózkach mają w sobie coś takiego, że potrafią zarazić swoją pasją innych. – Gdy ktoś powie „rugby” od razu jest to kojarzone z futbolem amerykańskim. Kiedy jednak pokazuję znajomym filmiki z rozgrywek, każdy spogląda z zainteresowaniem – opowiada Paweł Zieliński.
–W kwietniu zeszłego roku, na Rynku Kościuszki odbył się pokaz rugbystów. Warszawska drużyna Four Kings rozegrała mecz z białostockimi VIP-ami. W składzie tych drugich wystąpił między innymi senator Tadeusz Arłukowicz. Zerwałem się z zajęć, by obejrzeć ten pokaz. Na początku ludzie nie wiedzieli o co chodzi. Kiedy jednak rozpoczął się mecz, zaczęli podchodzić bliżej i zaglądać. Kilku odważyło się nawet usiąść na wózkach i zagrać.
To nieprawda, że osoby niepełnosprawne nie mogą uprawiać sportu. – Można zacząć od szachów, a skończyć na przykład na pływaniu, gdzie ludzie nawet po amputacjach kończyn doskonale sobie radzą. Przede wszystkim trzeba uwierzyć w siebie i wyjść z domu – podkreśla Paweł Zieliński.
Tak trzymać :) brawo
Chłopaki trzymam kciuki na meczach ligowych!!
Dobrze, że się nie poddają i mają chęci.