Kto z nas nie chciałby się poczuć jak Andrzej Kmicic lub Oleńka Bilewiczówna – pędzić saniami po ośnieżonych polach i trzaskającym lodzie? Wkoło tęgi mróz, a za nami może wilcy? Mieszkamy w takiej części Polski, że wszystko może się zdarzyć… Miejmy nadzieję, że tegoroczna zima przyniesie nam dużo śniegu i będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw zimowych zabaw – na przykład kuligów.
Tę rozrywkę uprawiali już nasi pradziadowie. Właściwie nie wiadomo, od kiedy można mówić o tradycji konnej sanny. Ale zawsze jest to zabawa zarówno dla tych najmłodszych, jak i najstarszych. Nie każdy lubi się męczyć na łyżwach lub nartach, marznąć i nie mieć z tego przyjemności. Na kulig możemy się wybrać z całą rodziną – każdy znajdzie coś dla siebie. Dzieci – będą zaciekawione końmi, dorośli – poczują zapach lasu i radość ze wspólnego biesiadowania. A gdy razem w puszczy zaśpiewamy wszyscy głośno „Hej sokoły!” – dobra zabawa murowana.
Jak się przygotować?
Do kuligu musimy się wcześniej odpowiednio przygotować. Pamiętajmy, jaka jest temperatura na zewnątrz. Jeśli mocno ujemna – to nie żarty. Uważajmy zwłaszcza na dzieci – one nie czują, że mogą sobie odmrozić to i owo. Sprawdzajmy co jakiś czas, jak wyglądają ich rączki i noski. Niezbędny jest tłusty krem i ochronna pomadka na usta, która przyda się zwłaszcza podczas suchych, słonecznych i mroźnych dni.
Podstawowa zasada to ubieranie się „na cebulkę”. Kilka cienkich warstw odzieży ochroni nas bardziej przed niskimi temperaturami niż jeden gruby sweter. Rolę izolatora pełni bowiem samo powietrze. Poza tym gdy zrobi nam się gorąco po wejściu do ciepłego pomieszczenia, zawsze możemy zdjąć jedną czy dwie warstwy.
– Na kulig trzeba się ubrać ciepło i bezpiecznie – bez sznurków przy ubraniu, bez długich sznurowadeł – radzi pan Zenon, organizator kuligów. – Także bez zbędnych obciążników typu butelki piwa w kieszeniach. Ubrania, które nie będą ci służyły jako wyjściowe. Na kuligu łatwo je pobrudzić czy uszkodzić, na przykład przy ognisku.
Bandytka i nieprzemakalne buty
Dobrze sprawdza się tzw. odzież funkcyjna – która odprowadza nam wilgoć z ciała, nie przepuszczając jednocześnie wiatru. Prócz zimnego powietrza dochodzi także prędkość, która będzie zwiększała odczuwanie zimna. Po godzinie nie będziemy marzli, ale już dwie na na dziesięciostopniowym mrozie na pewno odczujemy. Ogólna zasada: tam, gdzie mamy wystające części ciała i słabsze ukrwienie, nakładamy po dwie pary „ochraniaczy” – skarpetek, rękawiczek. Pamiętajmy też, że najwięcej ciepła (przeszło 30 proc.) ucieka nam przez głowę – więc obowiązkowo: czapka i szalik. Czapka – najlepiej z nausznikami, lub na ekstremalny mróz czapka „bandytka”, czyli kominiarka.
Podczas przejażdżki zaopatrzmy się w ciepłe napoje, najlepiej w plastikowych kubkach. Szklane lub metalowe mogą okazać się bardzo niebezpieczne podczas szybkiej jazdy. Chcemy wrócić przecież do domu z tą samą liczba zębów co przed wyjazdem, prawda? – Podczas sanny najlepszy jest grzaniec – wyjaśnia pan Zenon. – Bo nie jest to alkohol mocno procentowy, ciężko się nim upić, a rozgrzewa i wprawia w dobry nastrój. Podkreślam – mocny alkohol powoduje, że wzrasta znacznie ryzyko jakiegoś urazu.
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Podróżując saniami, musimy zachować ostrożność. Ponieważ jazda odbywa się leśnymi drogami, które nie są asfaltowymi autostradami, możemy odczuwać niewygody z powodu wybojów czy kamieni.
– Podczas kuligu wstawanie, wygłupianie się to przyczynek do wielkiej tragedii – mówi pan Zenon. – Zawsze uważamy na takie sprawy. Gdy ktoś spadnie z sań, może nawet połamać żebra. Jeśli siedzi się blisko koni, można wypaść z sań pod nie. Wszystko to trudno przewidzieć – dodaje.
Pilnujemy naszych pociech. Nie pozwalamy na podchodzenie do koni bez naszej wiedzy. Konie używane do przejażdżek są z reguły do tego przyzwyczajone, ale warto uważać: – Dzieci nie puszczamy do koni – radzi pani Ewa. – Jedynie pod opieką dorosłych i przy obecności przewodnika.
– Do koni nie podchodzi się od tyłu, tylko od przodu, i nie gwałtownie, bez stresu dla konia – dodaje pan Zenon. – Na dzieci trzeba uważać przez cały czas. Optymalny wiek to ok. dziesięć lat, wtedy są już odpowiedzialne i spokojnie możemy je zabrać na kulig.
Koń staje dęba
Czy takie zimowe kuligi są uciążliwe dla zwierząt? – Jeśli koń się przestraszy, stanie dęba, to znaczy, że jednak jest uciążliwe – śmieje się pan Zenon. – Ale raczej koniom to nie przeszkadza. Na kuligu są pochodnie, śpiewają ludzie, konie z reguły są do tego przyzwyczajone. Wiedzą, co się dzieje. Najgorsze są niespodzianki, np. gdy znienacka wyskoczy nam sarna. To, czy konie np. boją się krzyków, petard czy pochodni – zależy od zwierząt. Ale lepiej zawsze uważać. – Gdy koń się spłoszy, może nawet położyć sanie – dodaje pani Ewa.
– Trzeba mieć dystans do tego, jak się zachować na saniach – zaznacza pan Zenon. – Po pierwsze: trzeba siedzieć wygodnie. Nie tylko na małej powierzchni, trzeba jeszcze mieć jakiś punkt zaparcia, czyli chwycenia się czegoś – deski czy nawet sąsiada. W czasie jazdy nie można wstawać, bo koń szarpnie – i wypadasz z sań. Z reguły jednak kuligi organizowane są po drogach leśnych, ale bezpiecznych.
I pamiętajmy – każdy koń ma swoją wytrzymałość. Nie wsiadajmy na sanie w ilości „do oporu”. To niebezpieczne zarówno dla koni, jak i nas samych…
Komentarze opinie