Nie tylko od południa i zachodu imigranci próbują dostać się na terytorium państw Unii Europejskiej. W ciągu ostatnich dni bardzo zagęściło się również na wschodnich granicach Unii, czyli de facto na granicach Polski, najbardziej w Terespolu. Na razie polskie służby graniczne radzą sobie z odsyłaniem przyjezdnych, jednak nie wiadomo jak długo to potrwa.
Czeczeni, Gruzini, Ormianie, Tadżykowie i cała masa innych osób z terenów Azji ruszyła na Polskę. Wschodnie granice naszego kraju już od sierpnia są okupowane przez przyjezdnych. Co prawda nie rozgrywają się tam tak dantejskie sceny jak na granicy Węgier i Serbii, co nie znaczy, że wkrótce i nam przyda się większe zabezpieczenie granic z Białorusią za pomocą wojska. Każdego dnia przyjeżdżają pociągi pełne uciekinierów ze Wschodu, którzy liczą na to, że uda im się wjechać do Polski i dalej na zachód do Niemiec lub Szwecji, albo Wielkiej Brytanii.
Na razie polska straż graniczna większość przyjezdnych kieruje z powrotem i nie wpuszcza nikogo dalej. Ci, którzy przyjeżdżają, masowo występują o nadanie statusu uchodźcy. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, że przez pierwszy rok pobytu będą mieli z takim statusem zapewnione wysokie świadczenia socjalne. Później prawie nikt nie zamierza tu zostać. Tak deklarowali dziennikarzom portalu Kresy24.pl. Niemniej w Białymstoku, do którego niektórym udaje się trafić tę tezę śmiało można potwierdzić. Wielodzietne rodziny przyjeżdżają tu, ale kiedy kończą się wyższe zasiłki, wyjeżdżają i nawet nie informują, że opuszczają terytorium Polski.
- Męża mi nie chcą wpuścić. U nas wojna, pracy nie ma, nic nie ma. Pisaliśmy, że jego dokumenty zaginęły i nie można ustalić niczego oprócz tego, co było złożone do urzędu w Polsce. Jestem w Polsce sama z dziećmi i ciężko bez męża. Nie mogę pójść do pracy, bo nie ma z kim dzieci zostawić – mówi nam Fatima, która przebywa w Białymstoku i ma piątkę małych dzieci, choć jeszcze nie ukończyła 30 lat.
Podobnych historii można usłyszeć znacznie więcej. Niektórzy przyznają się wprost, że można tu żyć z zasiłków, tylko trzeba co jakiś czas zmieniać państwo pobytu. I przyznają się również, że nie są żadnymi uchodźcami politycznymi, ale szukają łatwiejszego i lepszego życia dla siebie i swoich bliskich. Oczywiście, takich słów nie da się usłyszeć zanim jeszcze otrzymają status uchodźcy, tylko kiedy już mają pewność, że z Polski nikt ich nie będzie wyrzucał.
- Przecież jakby powiedzieć, że jadę tu, żeby było mi łatwiej, to nikt by do Polski nie wpuścił. Jeszcze przed zimą zamierzamy wyjechać do mojego brata, który jest w Hamburgu od prawie roku. Tam będzie nam lepiej. W Polsce w sześć osób ciśniemy się w dwóch małych pokojach ze wspólną kuchnią na piętrze – mówi Imad, który nie wie, że rozmawia z dziennikarzem.
Mieszka z rodziną na osiedlu Białostoczek. Nie chciał powiedzieć jednak w jaki sposób uzyskał status uchodźcy. Dodał tylko, że za dokumenty, dzięki którym mógł tu trafić, zapłacił w Czeczenii 5 tys. dolarów. I to przyznał tylko dlatego, że wydał aż taką sumę pieniędzy plus do tego wydatki związane z podróżą, wcale nie po to, żeby gnieździć się w małym mieszkaniu bez wygód. O pracy nie chciał w ogóle rozmawiać.
Białoruskie służby graniczne potwierdzają, że do granicy z Polską przybywa coraz więcej osób, które chcą się przedostać do naszego kraju. W większości na razie są odsyłani z powrotem. Sytuacja może ulec zmianie, kiedy ludzie zaczną siłą napierać na wjazd do Polski. Z informacji przekazanej ostatnio przez minister spraw wewnętrznych wynika, że nasze granice są na razie bezpieczne. Wizytowała je podczas wyjazdowego posiedzenia rządu w Białymstoku, również tą w Terespolu. Ciekawe tylko, jak długo utrzyma się to bezpieczeństwo.
Komentarze opinie