To wydarzenie przejdzie do historii. Żółto – czerwony pochód tysięcy kibiców, którzy cieszyli się z wyniku Jagiellonii, przeszedł ulicami Białegostoku. Wcześniej odbył się mecz zakończony zwycięstwem naszej drużyny, a po nim rozpoczęła się wielka feta na Placu Uniwersyteckim.
Bardzo emocjonujący mecz rozegrała wczoraj Jagiellonia na własnym boisku. Wygrana 4:2 z Lechią Gdańsk dała naszej drużynie najwyższy wynik w historii ekstraklasy. Jego początek jednak nie zapowiadał tej ogromnej radości, jaką cieszyli się wraz z piłkarzami wszyscy zgromadzeni na stadionie. Dodatkowo spotkanie rozpoczęło się kilkuminutowym opóźnieniem z powodu wrzucenia serpentyn na boisko przez kibiców Lechii. Później, w przerwie meczu doszło do incydentu, ponieważ goście próbowali wedrzeć się do sektora białostockich kibiców. Dopiero policja opanowała sytuację, ale pozostała już do końca spotkania na trybunach.
Pierwsza połowa meczy zakończyła się prowadzeniem Lechii Gdańsk. Najpierw, bo w 42 minucie nasi rywale objęli prowadzenie po strzale Nikoli Lekovicia. Później, do podwójnej przewagi doszło już w drugiej połowie za sprawą Antonio Colaka w 56 minucie. Na naszych trybunach jednak doping nie ustawał. Zgromadzona publiczność mocno zagrzewała piłkarzy do walki o lepszy wynik. I z każdą minuta było bliżej do tego dobrego wyniku. W 77 minucie meczu sędzia musiał podyktować rzut karny za faul na Karolu Mackiewiczu w polu karnym. Pewny i celny strzał oddał Patryk Tuszyński. Dwanaście minut po pierwszym celnym strzale Jagiellonii bramkę na 2:2 strzelił Filip Modelski. Dosłownie chwilę później było już 3:2. Tym razem z dobrej strony pokazał się Taras Romańczuk. W doliczonym czasie gry sędzia musiał ponownie odgwizdać karnego. I tym razem ostatniego gola w tym meczu strzelił Maciej Gajos ustalając ostateczny wynik spotkania na 4:2.
Potem wybuchła fala radości. Kibice wydawali się zdzierać gardła do ostatniej struny głosowej. Tym bardziej, że było już wiadomo, że Jagiellonia Białystok zajęła trzecie miejsce w tabeli ekstraklasy. Zaś pierwsze miejsce przypadło Lechowi Poznań. Legia Warszawa zakończyła rozgrywki na miejscu drugim. Zwycięstwo Jagiellonii okazało się być również powodem do wręczenia medali piłkarzom.
- Chciałbym podziękować kibicom. Byli fantastyczni i swoim dopingiem nieśli nas do samego końca – powiedział tuż po meczu z Lechią Gdańsk, trener Jagiellonii Białystok – Michał Probierz.
Jeszcze przed meczem Michał Probierz liczył na to, że uda się wyprzedzić Legię w tabeli i ostatecznie zająć drugie miejsce. Jednak to pozostało w sferze marzeń. Niemniej jednak nasza drużyna odniosła największe zwycięstwo w historii zajmując trzecie miejsce w tabeli. Dzięki temu białostoczanie teraz będą kibicować naszej drużynie w rozgrywkach pucharowych Europy.
- Piłkarze Jagiellonii zadbali o to, żeby nic nie zakłóciło fety w Białymstoku. Prowadzić 2:0 i przegrać 2:4 to boli. To dla nas nauczka na następny sezon. Na pewno wyciągniemy z tego meczu odpowiedni wnioski. Moi zawodnicy chyba zapomnieli, że meczowe założenia trzeba realizować przez cały mecz, a nie tylko do którejś minuty. Dziś Jagiellończycy wykorzystali to bezwzględnie – skomentował spotkanie Jerzy Brzęczek, szkoleniowiec gości.
I fety w istocie nic nie zakłóciło. Dopisała wspaniała pogoda oraz atmosfera na Placu Uniwersyteckim. Tysiące gardeł dziękowało białostockim piłkarzom i śpiewało dobrze znane, stadionowe pieśni. Euforia radości wybuchła jednak najmocniej, gdy najpierw autobusem wjechała nasza zwycięska drużyna, by chwilę później pokazać się z medalami na szyi na balkonie uniwersyteckiego budynku. Kibice wówczas odpalili race i cieszyli się dziękując jednocześnie za dobrą grę przez cały sezon.
- To najpiękniejszy dzień w moim życiu. Jagiellonia jest dla mnie życiem i mistrzem, mimo trzeciego miejsca. Jesteście mistrzami – krzyczał zachrypniętym głosem Daniel Kobeszko.
- Ale atmosfera. Nie żałuję, że przyszliśmy tu z synem. Takie rzeczy nie zdarzają się codziennie. Brawo chłopcy! – mówiła Magdalena Piotrowska.
- W tym mieście tylko dla Jagi jeszcze jestem. Gdyby nie Jagiellonia, już by mnie tu dawno nie było. Teraz jeszcze zawalczymy w pucharach – nie może się doczekać Artur Kowalczuk.
Feta trwała do późnych godzin wieczornych. Jeszcze długo po świętowaniu kibice widywani byli w żółto – czerwonych koszulkach i z szalikami w rękach lub na szyi na wielu ulicach Białegostoku. Radość przepełniła serca nawet tych, którzy na co dzień nie interesują się specjalnie piłką nożną.
- Przecież to białostoczanie. Jestem dumna, że możemy właśnie tak świętować nasze wspólne zwycięstwa. Dla takich chwil warto żyć – powiedziała Katarzyna Bąk, którą spotkaliśmy wracającą po fecie do domu.
Teraz gardła oraz mocny doping należy zachować na rozgrywki pucharowe. Jagiellonia Białystok jeszcze dwa tygodnie będzie musiała czekać na losowanie, po którym pozna swoich rywali. Trzeba też przyznać jeszcze jedno. Z obecnym trenerem – Michałem Probierzem – Jagiellonia Białystok świętuje swoje największe zwycięstwa w historii. Za to również kibice byli mu wdzięczni i długo skandowali jego imię.
Komentarze opinie