
O spektaklu "Glany na glanc" w reżyserii Krzysztofa Rekowskiego zrobiło się głośno na długo przed jego oficjalną premierą. Wszystko za sprawą problematyki konfliktów na tle rasowym, przewijającej się praktycznie przez całą sztukę.
Widowisko, oparte na powieści „Cherry Docs” Davida Gowa, zostało po raz pierwszy zaprezentowane 15 lat temu na scenie Will Geer’s Theatricum Botanicum w Toronto. Chociaż od tamtego momentu na świecie zaszło wiele zmian, tekst nie zdezaktualizował się ani trochę.
Dobrze świadczą o tym chociażby wydarzenia, których świadkami mogliśmy być w – z pozoru wielokulturowym – Białymstoku. Niestety, obcokrajowcy nie zawsze czują się tu bezpiecznie. Już kilkukrotnie nawet do ogólnopolskich mediów przebiły się informacje o przykrych incydentach wymierzonych w sportowców, bądź mieszkańców o nieco innej karnacji lub pochodzeniu.
O tym, jak ważny w budowaniu tolerancji jest ten spektakl, świadczy fakt objęcia patronatu nad wydarzeniem przez Jagiellonię Białystok. Teatr Dramatyczny i klub piłkarski chcą wspólnie zaakcentować swój sprzeciw wobec wydarzeń na trybunach i ulicach stolicy Podlasia.
W chłodnych murach sali przesłuchań spotykają się przedstawiciele dwóch skrajnie różnych światów.
Praktycznie od samego początku główni bohaterowie dają nam do zrozumienia, że nie trafiliśmy na komedię, ale w sam środek pełnej napięcia wojny psychologicznej.
W Dannego Dunkelmana, liberalnego adwokata o żydowskich korzeniach wcielił się Piotr Półtorak. Natomiast ciężar roli Mike Downey’a – członka ruchu neonazistowskiego, oskarżonego o zabójstwo Hindusa – przypadł Mateuszowi Witczukowi.
Ostre i niepozbawione wulgaryzmów dialogi z udziałem obu głównych postaci to nieustanna próba udowodnienia rozmówcy własnych racji, przeplatana osobistymi wycieczkami. Najlepiej widać to przez pierwsze 15 minut, w trakcie których doświadczony „papuga” uświadamia swojemu klientowi jaki los może go spotkać już niebawem. Kiedy Mike zaczyna rozumieć powagę sytuacji, diametralnie zmienia swój stosunek do obrońcy z urzędu.
Chociaż ta znajomość wydaje się z góry skazana na klęskę, między mężczyznami rodzi się nić porozumienia. Mimo skrajnie różnych poglądów obydwaj zaczynają budować bliższą relację. Nie ma tu jednak mowy o sielankowych rozmowach na linii syn – ojciec. Co chwila pokój przesłuchań aż kipi emocjami. W pewnym momencie Dunkelman zaczyna jednak dostrzegać wrażliwą stronę młodego skinheada. Niestety, tym dalej targają jednak sprzeczne uczucia. Aresztowany i oskarżony, widzi jak starzy kompani go skreślili – mimo to wciąż stara się wierzyć w sens swojej walki.
Słysząc o premierze „Glanów...”, chyba każdy zastanawiał się, jak Matuesz Witczuk sprawdzi się w roli neonazisty. Osobiście bałem się, że jego Mike Downey stojący na deskach białostockiej małej sceny będzie skrzyżowaniem Dereka Vinyarda („Więzień nienawiści”) i Danny’ego Balinta („Fanatyk”). Jednak młody aktor perfekcyjnie wykonał powierzone mu zadanie, kreując własnego, pełnokrwistego bohatera, intrygującego od początku do końca.
Pozytywnie zaskakuje również Piotr Półtorak. To właśnie nakreślony przez niego Danny Dunkelman gra w tym spektaklu pierwsze skrzypce. Z pozoru spokojnie starzejący się prawnik niemalże zakłada kaganiec młodemu buntownikowi, momentami rzucając nim – dosłownie – po sali przesłuchań. Dzięki całej sprawie ratuje swojego klienta przed długoletnim wyrokiem. Pomagając zagubionej owcy odnaleźć właściwą drogę, sam jednak niszczy siebie i ukochaną rodzinę.
Pisząc o „Glanach na glanc”, nie można również pominąć osób odpowiedzialnych za wizualizację, muzykę i scenografię. Krótkie filmy wyświetlane na „ścianie” pokoju przesłuchań w niesamowity sposób podkreślają atmosferę całego widowiska. Najbardziej poruszają recytowane w trakcie seansów wierszyki i rymowanki. Chociaż są czytane chórem przez grupę dzieci i czasem zdają się być niewyraźne, jasno uświadamiają widzom, że problem konfliktów na tle rasowym nie leży tylko na ulicach, ale też w mentalności wielu z nas.
Czy sztuka na podstawie „Cherry Docs” coś zmieni? Być może jest zbyt wcześnie, żeby udzielić jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Wielu widzów zapewne przeżyje wewnętrzne katharsis . Jednak tym, którzy powinni na nią pójść jako pierwsi, teatr kojarzy się głównie z miejscem szkolnych wycieczek sprzed lat. Najłatwiej o wniosek innego rodzaju – bezsprzecznie w galeriach handlowych wzrośnie zainteresowanie obuwiem marki Dr. Martens w wiśniowym kolorze.
Nie zmienia to faktu, że cały zespół odpowiedzialny za pracę nad „Glanami” zasługuje na kilkuminutowe owacje. To właśnie dzięki takim wydarzeniom scenicznym widownie mają szansę zapełnić się nie tylko zadeklarowanymi miłośnikami dramaturgii, ale też zwykłymi ludźmi, którym być może do teatru było dotąd nie po drodze. O to przecież chodzi w sztuce, by – rozszerzając nieco refleksję Stendahla dotyczącą literatury – była „zwierciadłem, które obnosi się po gościńcu”. Zwłaszcza, jeśli ów „gościniec” to wyboista i dziurawa uliczka osiedlowa polskiego blokowiska.
(tekst i foto: Karol Rutkowski)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie