
Informowaliśmy o sprawie znikających ekranów akustycznych na ulicy Kazimierza Wielkiego. Sprawę obecnie rozpatruje Sąd Rejonowy w Białymstoku, który próbuje dojść czy Janusz Ostrowski, obecny dyrektor Inwestycji Urzędu Miejskiego, popełnił przestępstwo. Zdaniem stowarzyszenia "Niepokonani 2012" dyrektor złamał art. 231 kodeksu karnego. I co ciekawe, możliwe że to nie jedyne przestępstwo do jakiego doszło w tej sprawie.
Dyrektor przestępcą?
W telegraficznym skrócie: przy budowie przedłużenia ulicy Piastowskiej zamontowane zostały ekrany akustyczne. W tym także na części ulicy Kazimierza Wielkiego (okolice ulicy Szmaragdowej) i są na to dowody (m. in. zdjęcia zamontowanych już częściowo ekranów). 22 czerwca 2014 roku ekrany zostały w pośpiechu zdemontowane, choć brak było prawomocnych decyzji umożliwiających te rozbiórki. Wzburzyło to mieszkańców okolicznych domów, którzy zaprotestowali, twierdząc, że na zakolu drogi ekrany są niezbędne, bo tam jest największe nateżenie hałasu i kurzu. Mieszkańcy poskarżyli się stowarzyszeniu "Niepokonani 2012", które poszło z tym do prokuratury. Ta odmówiła zajęcia się sprawą, ale Niepokonani nie odpuścili. Sąd zwrócił sprawę do prokuratury i zarządził powołanie biegłego. 27 marca sąd ponownie rozpatrywał wnioski Niepokonanych 2012 (są oskarżycielami posiłkowymi w tej sprawie). Poza nimi na rozprawie nie pojawił się ani oskarżyciel, ani Janusz Ostrowski. W tej sytuacji sędzia wyznaczyła nowy termin na 18 maja zapowiadając wezwanie Janusza Ostrowskiego.
- Skoro pan Ostrowski nie był uprzejmy pojawić się na rozprawie i odnieść do uwag oskarżyciela posiłkowego, to nie da się bez tego wydać rozstrzygnięcia w tej sprawie - stwierdziła sędzia
O co oskarżony jest dyrektor Janusz Ostrowski? O naruszenie art. 231 Kodeksu Karnegi czyli nadużycie uprawnień, a konkretnie o ich przekroczenie i działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego.
- Działanie na szkodę interesu publicznego polega głównie na tym, że urzędnik powinien działać w granicach prawa i to od niego należy oczekiwać szczególnej staranności w przestrzeganiu praworządności. Swoim postępowaniem dyrektor Ostrowski naruszył zaufanie obywateli do organów publicznych. A prywatny interes został naruszony, bo bezprawne zdemontowanie ekranów obniżyło zarówno komfort życia mieszkańców jak i wartość ich nieruchomości - dowodziła przed sądem mecenas Marta Rybnik.
Interes publiczny to praworządność urzędników
- W tej sprawie są niepowetowane straty interesu publicznego, bo samotni obywatele - starsi ludzie w tym przypadku - są bezsilni i bezradni wobec samowoli urzędników. Byli u urzędników, ale zostali zignorowani. Dlatego jako stowarzyszenie Niepokonani 2012 musieliśmy włączyć się w sprawę. Działamy non-profit: bez wynagrodzenia i społecznie, na rzecz mieszkańców Białegostoku, w nierównej walce z samowolą magistratu. Nie wolno zostawić ludzi samych w takiej sytuacji, jak i nie wolno mówić, że ich krzywda nic nie znaczy. Przekonanie, że można dochodzić sprawiedliwości, a urzędnicy nie są poza prawem, to największy interes publiczny jaki w tej sprawie podlega ochronie - mówiła Maria Bzura, prezes Niepkonanych.
Sytuacja jest o tyle bulwersująca, że nie ma żadnych wątpliwości, że w dniach 22 i 23 czerwca 2014 roku, kiedy rozbierano ekrany, nie było ważnej decyzji ZRiD pozwalającej na nie budowanie tam ekranów. Co więcej, w dokumentacji technicznej na przedłużenie Piastowskiej ekrany były. I zostały zbudowane przez wykonawcę: zarówno one jak i urządzenia je podtrzymujące (słupy i podbudowa).
- Dyrektor wiedział doskonale, że rozbiera je przed czasem i nie ma jeszcze decyzji, która została wydana dopiero 17 lipca. Mimo to rozebrał je. Naszym zdaniem doszło do tego, bo był plan zbudowania tam drogi między ekranami skracającej drogę do firmy SaMASZ, która działa niedaleko od tego miejca - mówił Józef Bzura z Niepokonanych 2012.
Jak ustalono, ekrany (a przynajmniej ich część) znajdują się obecnie u wykonawcy i tam niszczeją. Całkowite straty z tytułu ich zakupu, montażu i demontażu to 2,2 miliona złotych.
Ekran pojawia się i znika
I o ile fakt samowoli budowlanej przy demontażu ekranów jest dość oczywisty, to jeszcze ciekawszy jest wątek wyjaśnień Janusza Ostrowskiego i jego ówczesnej zastępczyni Bożeny Zawadzkiej, którzy twierdzili, że... ekranów w tym miejscu nie zamontowano. Choć są dowody: zdjęcia i filmy, na których widać jak byk, że ekrany stoją i nie wyglądają na fuszerkę ani fatamorganę.
Tymczasem na posiedzeniu Komisji Rewizyjnej w 2016 roku pani dyrektor informowała radnych:
- Nigdy nie montowaliśmy tam ekranów. Ustawiliśmy tylko słupy betonowe, ale pleksi nie były zamontowane – mówiła Bożena Zawadzka, obecna dyrektor Zarządu Dróg Miejskich.
I tu kolejna ciekawostka. Pani dyrektor od dróg miejskich nie ma wiedzy, że zdaniem biegłych ekrany to nie tylko pleksi, ale całość wyposażenia, na którym są zamontowane - w tym słupy betonowe.
- Decyzję, żeby ekranów nie było wydała Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, która w tym zakresie zmieniła decyzję Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Tego zresztą chcieli mieszkańcy. Na tej lokalizacji ekrany nie są potrzebne, bo poziom hałasu był badany i stwierdzono, że nie jest za głośno – wyjaśniała wówczas dyrektor Zawadzka.
No to przypominamy: 22 czerwca 2014 roku nie było jeszcze żadnej decyzji GDOŚ w tej sprawie. Pojawiła się ona 17 lipca. Problem polega jednak na tym, że ekrany rozebrano właśnie 22 i 23 czerwca, czyli przed decyzją GDOŚ. Na dodatek Szefowa Zarządu Dróg Miejskich, przecież stwierdziła, że ich nigdy nie zbudowano.
Co więcej, dotąd nie wiadomo gdzie są wszystkie części zdemontowanych ekranów, o których Janusz Ostrowski opowiadał, że są montowane gdzieś, gdzie jest taka potrzeba. Co jeszcze ciekawsze: wykonawcy - firmie MIPA zapłacono za całą inwestycję. W tym zamontowane i następnie zdemontowane ekrany.
Urząd Miasta kolejny raz udowadnia, że jego herbem nie powinna być Orzeł i Pogoń ale chaos i bałagan. Magistrat nie panuje nad dokumentacją i wewnętrznymi przepisami (dodatki specjalne wbrew ustawie), programem promocji (środki na promocję przez sport to 2/3 wydatków miasta na ten cel a w strategii przygotowanej przez miasta nie ma o sporcie ani słowa), księgowością (podwójne księgowanie 9 milionowych przychodów), koordynacją działań (planowanie w budżecie przychodów ze sprzedaży nieruchomości, których nawet nie zaczęto przygotowywać do sprzedaży) ani porządkiem w papierach (zaginione segragatory z rozliczeniem dotacji za miliony złotych). Co się zgadza w mieście? Na razie liczba zastępców, bo właśnie do bezpartyjnej ekipy Tadeusza Truskolaskiego powołany został nowy partyjny wiceprezydent z barw PO. Miejmy nadzieję, że choć ta nominacja i dokument został przygotowany w zgodzie z prawem i bez właściwej urzędnikom miejskim niechlujności.
(Przemysław Sarosiek/ Foto: JK)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie