
Koszty uzbrojenia terenu oraz budowy nowej siedziby urzędu i parkingu wyniosły około 6 milionów złotych. Choć Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie miał się tam przenieść w całości, okazało się, że przeniosło się tylko kilka działów. Na dodatek na parkingu samochody się nie za bardzo mieszczą.
Trzy lata temu urzędnicy chwalili się nowym budynkiem Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, który powstał przy ulicy Klepackiej. Miał być nowy, funkcjonalny, choć położony przed samymi rogatkami miasta. Wielu mieszkańcom od razu umiejscowienie urzędu nie pasowało. Skoro miał obsługiwać i obsługuje nie tylko dwie czy cztery okoliczne dzielnice, ale całe miasto, powinien być położony w bardziej dogodnym miejscu.
Ktoś jednak wymyślił inaczej, ktoś się zgodził i budynek powstał. Postał z miejscami parkingowymi. Jest tam około 50 miejsc postojowych. To zdecydowanie za mało, ponieważ większość z nich zajmują samochody urzędników. I trudno się dziwić, bo dotrzeć do pracy na takie wygwizdowie jest niełatwo. Zwłaszcza teraz, kiedy trwa budowa Trasy Niepodległości. Ale liczba miejsc postojowych to jedno. Drugie to ich wyznaczenie. Okazuje się, że dwa pojazdy osobowe nie mieszczą się, jeśli są ustawione jeden za drugim.
- Tu bardzo ciężko zaparkować. A jak już człowiek zaparkuje, to trzeba uważać z wyjazdem. Jest zwyczajnie za ciasno. Ktoś powinien chyba pomyśleć o parkingu, skoro się robi taki duży budynek, do którego wiadomo, że będą przyjeżdżać ludzie z całego miasta – napisała do naszej redakcji pani Karolina.
Kilka tygodni wcześniej sami byliśmy pod budynkiem MOPR-u na Klepackiej i wypada nam się wyłącznie zgodzić z listem czytelniczki. Parking jest zdecydowanie za mały do potrzeb obsługi mieszkańców Białegostoku. I faktycznie, miejsca postojowe są zbyt krótkie, aby można było zaparkować pojazd bez obaw, że ktoś go uszkodzi wjeżdżając lub wyjeżdżając. Zresztą sami pracownicy przyznają, że coś tu z tym parkingiem zdecydowanie jest nie tak jak być powinno.
- Swój samochód zostawiam w innym miejscu, bo tu jest trochę strach. Cały czas słyszymy o tym, że ktoś komuś uszkodził samochód – mówi naszej redakcji jedna z osób pracujących w urzędzie przy Klepackiej.
- Podjechałam na wyznaczonym miejscu jak się da najbliżej podjechać do linii, a tył samochodu mi wystaje poza narysowane linie. Przecież to jest auto osobowe, a nie żaden bus. I teraz jak ktoś obok będzie wyjeżdżał, to może się wyrobi, może się nie wyrobi ze skrętem. To fuszerka, a nie parking – pisze pani Karolina.
Być może temat jest błahy, jednak nie do końca. Ponieważ tu chodzi także o nasze wspólne pieniądze. Skoro na taki obiekt wydano z naszych podatków 6 milionów złotych, to chyba można oczekiwać, że inwestycja zostanie zrealizowana bez fuszerki. I tylko tyle, że można oczekiwać. Efekty niestety nie korespondują z oczekiwaniami i to nie pierwszy raz w tym mieście.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie