Reklama

Jak to drzewiej u Branickich bywało…

15/09/2013 13:00
Wersal Podlaski słynął na całą Polskę. Piękne bale, urocze damy, bogata gama różnorakich napitków i egzotycznych potraw, do tego wenecka gondola pływająca kanałami i karzeł wyskakujący z pasztetu. Uczt u Branickiego zazdrościł sam król.

Posłowie, urzędnicy, dygnitarze. Ludzie pióra, pędzla, palety, architekci, uczeni, medycy, nadobne damy i postawni młodzianie. Znakomici goście zatrzymywali się tu na trasie Paryż, Wiedeń – Grodno, Wilno, Petersburg. Stąd miano „hotelu głów koronowanych”. Każdy choć raz w życiu zobaczyć na własne oczy musiał „Wersal Podlaski”, „Wersal Polski”, „Wersal Północy”. Nawet poseł turecki powiedział ponoć kiedyś, że widział dwóch królów i dwa zamki, jeden większy w Warszawie, drugi mniejszy w Białymstoku: „Lecz ten mniejszy ma więcej powagi i znaczenia”. Bo w końcu: „Raj białostocki każdemu otwarty w zupełnej szczęśliwości, w doskonałej rozkoszy wszystkich kontentujący, przez Adama stracony, przez Jana przywrócony”. Drodzy Państwo, witamy we włościach Jana Klemensa Branickiego.

Krok w krok z Branickim

Nie bez powodu nazywano Branickiego jednym z „najrządniejszych magnatów”! Gdybyśmy chcieli dotrzymać mu kroku lub choć dyskretnie zaglądać mu przez ramię, budzik musielibyśmy nastawić wraz z pierwszym świtaniem. Już od szóstej rano bowiem załatwiał Branicki sprawy i sprawunki. Czytał listy, odbywał narady, przyjmował oficerów i wraz z nimi przeprowadzał przeglądy wojskowe. Następnie składał wizytę swojej uroczej małżonce (zamykają nam się przed nosem ciężkie, bogato rzeźbione drzwi, więcej nie powiemy nawet gdybyśmy chcieli), słuchał mszy w przypałacowej kaplicy, po czym podpisywał kolejne dekrety i rozkazy. Południe to dobry czas na przejażdżkę. Jednak nie po to, by poczuć wiatr we włosach, a by nadzorować budowy i dokonywać oglądu miasta wyruszał hetman Branicki. Popołudniowy obiad w ogrodzie, filiżanka kawy (w której magnat się rozkoszował), wreszcie krótka drzemka i przechadzka po ogrodach kończyły jakże ciężki dzień pracy. Póki jednak nie nastała zorza dnia następnego, wesołe towarzystwo oglądało spektakle, oddawało się miłości do muzyki, podziwiało fajerwerki. I uczestniczyło w ucztach.

Niech żyje bal!

Ach, co to były za uczty, co to były za bale! Uczt, które wyprawiał Branicki, zazdrościli wszyscy magnaci po tej stronie Wisły, zazdrościli szlachetnie urodzeni znad Białki, zazdrościł ponoć nawet sam król. Suto zastawione stoły, egzotycznie napitki, obiady złożone z czterech dań, z których każde oznaczało dziesiątki potraw do wyboru – wedle preferencji gości, zaskakujące składniki, intrygujące przyprawy, zdumiewające dekoracje.
Ekscentryczność, tęsknota za dostępem do morza, czy może chęć wcielenia w życie staropolskiej zasady „zastaw się, a postaw się” sprawiły, że na imieninowym stole Branickich pojawiła się nawet kryształowa rynienka wypełniona tokajem, po którym pływała flota 24 malutkich okrętów po brzegi wypełnionych łakociami z różnych stron świata. Innego razu na salony wniesiono… karła ukrytego w pasztecie. Gdy zaś znudziły się gościom atrakcje uginających się stołów, wychodzili na przechadzkę po ogrodach. Przygrywała im wtedy kapela pływająca po kanałach w łodzi z wioślarzami ubranymi na wzór weneckich gondolierów. Tańczyli, raczyli się pięknymi głosami sprowadzanych wprost z Włoch śpiewaczek, oglądali organizowane specjalnie dla nich teatralne spektakle. Walczono na miecze, strzelano na wiwat, a wystrzały szampanów zagłuszały strzały z muszkietów.

Przy stole z hetmanem

Co jedzono na dworze? Hetman preferował kuchnię polską (Izabela wolała francuską). W żaden sposób nie oznaczało to jednak na kulinarnej monotonii. Lubowano się w musztardzie zwanej paryską, sprowadzano winny ocet, którym obficie doprawiano potrawy. Używano masła sprowadzanego z Holandii, kosztowano serów żółtych, zachwycano się czekoladą, próbowano ostryg i małży. A wszystko popijano kuflami piwa: świeżo nawarzonego lub importowanego z Anglii w beczkach.
Namiętnie pito też kawę! Przy okazji każdej wyprawy do Gdańska czy Królewca sprowadzano ponas sto funtów najlepszej kawy, w której rozkoszował się hetman. Martynicka, turecka, lewantyńska, holenderska – przebierano w gatunkach i rodzajach, choć najczęściej w rozporządzeniach pojawia się ta z Lewantu lub Turcji: „de Mocca”. Herbatę pito zaś raczej rzadko, filiżankę czaju traktując jako lekarstwo na rozmaite dolegliwości. Panie dworu, na wzór dworów zachodnich, rozkoszowały się z kolei w gorącej czekoladzie.

Z salonów Paryża

Na okazje spotkań, przyjęć i uczt przysposabiał również Branicki wnętrze swojego pałacu. Sale wykończano pilastrami, sztukaterią, płaskorzeźbami, ściany ozdabiano adamaszkiem i jedwabiami. Meble sprowadzano z Francji lub wykonywano na zamówienie na modłę francuską. Gdy tylko dowiadywał się Branicki, że któryś z magnatów zakupił modny mebel, sprowadzał do niego swoich wysłanników, którzy opisywali wygląd, spisywali wymiary, a nawet odrysowali sprzęty, zastanawiając się nad wykonaniem kopii. Wszelkich przeróbek dokonywano według najdrobniejszych wskazówek hetmana. Niekiedy, w związku z ciągłymi remontami, w pomieszczeniach pałacowych brakowało miejsca nie tylko dla dworu, ale i dla głównych zacnych lokatorów. Niemal bez przerwy we włościach Branickich stały rusztowania malarzy lub sztukatorów, a ciszę gwałtownie przerywał stukot młotka.

Opisywane uczty, ozdoby stołów, flotylle ze słodyczami, rynienki z tokajem i ukrywające się wśród półmisków karły stanowiły, tak jak elementy wyposażenia, ukłon w stronę słynnych dworów Zachodu. Sprawiały jednak, że wieść o Wersalu Podlasia niosła się daleko poza granice kraju.

 

[wzslider]
(Tekst: Iwona i Rafał Bortniczukowie – Mr. & Mrs. Sandman)

[box]Iwona i Rafał Bortniczukowie – Mr. & Mrs. Sandman
Autorzy prowadzą blog lifestylowo-kulinarny pod adresem mrmrssandman.blogspot.com Wielbiciele książek, nieznający się na literaturze. Teoretycy biegania, piszący o bieganiu. Praktycy gotowania, nieumiejący gotować. Miłośnicy kina, wybierający tylko nudne filmy. Połączyła nas nieumiejętność skupienia się na jednym, intelektualne ADHD i akceptacja tego, że lepiej nie zjeść lodów wcale, niż zjeść niesmaczne. Piszemy więc, żeby skatalogować, zatrzymać to, co nas zainteresowało, zaciekawiło, zainspirowało.[/box]
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do