
Nie wie, nie zna się, zarobiony jest – ten nasz prezydent Białegostoku. Prawie zawsze tak się dzieje, jak tylko jakimś urzędnikiem zaczyna się interesować prokuratura lub inne organy ścigania. Nie inaczej jest w przypadku zatrudnionego w spółce „Lech” zastępcy dyrektora Biura Zarządzania Systemem Gospodarki Odpadami.
Informowaliśmy kilka tygodni temu na naszych łamach o sprawie związanej z urzędnikiem zajmującym wysokie stanowisko w spółce „Lech”. Chodzi o Macieja P., który jest zastępcą dyrektora Biura Zarządzania Systemem Gospodarki Odpadami. Wcześniej był on prezesem spółki zajmującej się między innymi oczyszczaniem i odbieraniem odpadów, którą teraz zainteresowali się śledczy. On oraz inni członkowie spółki „Czyścioch” są obecnie podejrzani o oszustwa i o wyrządzenie szkody prowadzonej przez siebie spółce w kwocie 2,6 mln zł i uszczuplenie zaspokojenia ponad 40 wierzycieli w kwocie ponad 13 mln zł.
- Mechanizm działania przestępczego w tej sprawie polegał na przeniesieniu na rzecz innych podmiotów gospodarczych, założonych uprzednio przez podejrzanych, składników majątkowych znajdującej się w stanie grożącej upadłości białostockiej spółki oczyszczania miasta – informował jeszcze pod koniec października tego roku zastępca Prokuratora Regionalnego w Białymstoku – Paweł Sawoń.
Proceder miał trwać latami, ale nikt wcześniej nie reagował na skargi wierzycieli, którzy nie byli w stanie odzyskać pieniędzy. Niedawno dopiero o całej sprawie prokuraturę zawiadomił syndyk masy upadłościowej, który obecnie zarządza majątkiem pozostałym po „Czyściochu”. To on dopatrzył się szkód wyrządzonych spółce, ale przede wszystkim szkód wyrządzonym wierzycielom spółki. Czy w urzędzie miejskim i spółce „Lech” o tym nikt nie wiedział? Trudno w to uwierzyć, ponieważ spółka „Czyścioch” nie miała od długiego czasu dobrej opinii. Między innymi przegrała w sporze ze spółdzielnią mieszkaniową „Rodzina Kolejowa”, która udowodniła, że firma zawyżała stawki opłat. W efekcie „Czyścioch” musiał śmieci zabierać znacznie taniej, na czym skorzystali mieszkańcy.
Takie sytuacje, jak i to, że władze „Czyściocha” zarzucały Miastu Białystok zbyt wysokie koszty odbierania odpadów, nie przeszkadzały spółce „Lech” zatrudnić u siebie byłego prezesa – Macieja P. Chyba najbardziej zastanawiające jest to zarzucanie zbyt wysokich kosztów odbioru odpadów, kiedy spółka sama je zawyżała i w konsekwencji musiała obniżyć, wcześniej jednak grożąc członkowi rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej „Rodzina Kolejowa”, który ten proceder odkrył.
- Problem polegał na tym, że udowodniłem w jaki sposób oszukują mieszkańców Białegostoku poprzez zawyżanie cen za wywóz śmieci. W wyniku czego oszuści ciągali mnie po prokuratorach, że niby naraziłem firmę na straty i upubliczniłem sprawę w mediach – wyjaśniał naszej redakcji ówczesny członek rady nadzorczej spółdzielni mieszkaniowej „Rodzina Kolejowa” – Eugeniusz Muszyc.
Prezes „Czyściocha” wydawał się i raczej nadal wydaje się być bardzo obrotnym człowiekiem. Jak twierdzi syndyk – przenosił wraz z kolegami z zarządu składniki majątkowe ze spółki do spółki. W ten sposób podwykonawcy nie mieli żadnych szans na odzyskanie pieniędzy, które były im należne. Teraz włos mu z głowy raczej też nie spadnie. Bo kiedy tylko wyszło na jaw, że Maciejem P. interesują się śledczy, to prezydent tradycyjnie nic nie wie, nie zna się i w ogóle to nie jego sprawa, tylko spółki „Lech”, która zatrudniła byłego prezesa „Czyściocha.
W związku z całą sytuacją, którą między innymi opisywała nasza redakcja, a także inne lokalne media, tematem zainteresowała się radna PiS – Katarzyna Siemieniuk. Pod koniec października tego roku skierowała interpelację do prezydenta Białegostoku. Pytała w niej o to, czy prezydent wiedział, że trwa postępowanie śledcze, w którym jednym z podejrzanych jest obecny pracownik spółki „Lech” i czy osoba, na której ciążą tak poważne zarzuty, jest aby na pewno pożądana na tak odpowiedzialnym stanowisku?
„Odpowiadając na Pani interpelację z dnia 30 października 2017 r. w sprawie pracownika pełniącego funkcję Zastępcy Dyrektora Biura Zarządzania Systemem Gospodarki Odpadami w Spółce „Lech” uprzejmie informuję jn.:
Z informacji, jakie posiadam wynika, że toczy się postępowanie prokuratorskie dotyczącej części pracowników nieistniejącej obecnie spółki „Czyścioch”. Nie mam wiedzy na temat postawionych zarzutów oraz wyników przedmiotowego postępowania” – odpisał radnej Tadeusz Truskolaski, prezydent Białegostoku.
To już kolejny przypadek braku wiedzy, tam gdzie koniecznie być powinna. Na przykład od poniedziałku są przesłuchiwani w sądzie świadkowie w sprawie innego z urzędników, który ma postawione zarzuty przekroczenia uprawnień i działania na szkodę interesu prywatnego. W tej sprawie prezydent też utrzymywał, że się nie orientuje o co chodzi, choć mieszkańcy, którzy doprowadzili do postawienia w stan oskarżenia wysokiego urzędnika, pracującego obecnie w Departamencie Inwestycji, wielokrotnie informowali o tym prezydenta pismami. W tej sprawie zeznawać jako świadek będzie także Tadeusz Truskolaski, który być może odzyska pamięć, albo przynajmniej w końcu w sądzie uzyska niezbędną wiedzę na temat pracy swojego podwładnego.
Radna Siemieniuk pytała także prezydenta o to, jakie kroki zamierza on podjąć odnośnie spółki „LECH”, która w pełni mu podlega. Tu wskazywała na fakt poważnego narażania mieszkańców na utratę zaufania do organów samorządowych, skoro urzędnik na stanowisku zastępcy dyrektora Biura Zarządzania Systemem Gospodarki Odpadami będzie musiał tłumaczyć się przed śledczymi z poważnych zarzutów.
„Dalsze czynności podejmowane będą przez Zarząd PUHP „Lech” po zakończeniu śledztwa” – odpisał Tadeusz Truskolaski.
On sam nic nie może zrobić ani ze spółką, ani z pracownikiem. Mimo, że co najmniej od lipca zeszłego roku prezydent wiedział, że wysokie stanowisko w „Lechu” zajmuje były prezes „Czyściocha”, na którą to firmę sam prezydent wielokrotnie nakładał kary finansowe za niewłaściwe wykonywanie obowiązków. I bez mrugnięcia okiem przyjął fakt, że były prezes został dość szybko zatrudniony po tym, jak sam się zgłosił do tego zatrudnienia, w spółce „Lech”.
Skoro prezydent Białegostoku jednak nie wie obecnie zbyt o pracowniku, nie zna się na całej sprawie i w ogóle to jest zarobiony, że nie ma czasu choćby przeprowadzić kontroli w podległej sobie spółce, to pewnie za niego temat załatwi niebawem prokuratura. Do sprawy będziemy wracać.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ale komentowac na Twitterku rozne pierdoly to zasze znajdzie czas :D Oby te wybory szybciej.