Reklama

Jednej szkoły mniej, problemów mniej. Problemy pojawią się za to za kilkanaście lat

19/10/2015 10:39


Z dniem pierwszego września zakończyła działalność Szkoła Policealna Pracowników Medycznych i Społecznych w Białymstoku. Mimo długiej tradycji i wielu roczników dobrze przygotowanych ludzi do pracy w pomocy społecznej i ratownictwie medycznym, szkoły nie udało się uratować. Chętni do nauki byli, do pracy również, ale znów zabrakło myślenia o przyszłości.

Pracownicy szkoły walczyli o nią do końca. Niestety wszystko zmierzało do zamknięcia placówki i to już w momencie, gdy okazało się, że dyrektorka miała brać łapówki od pracowników i zmuszać ich do dzielenia się ze sobą nagrodami lub premiami. Niedawno minął dokładnie rok od dnia, kiedy na oczach uczniów, w dniu nauczyciela dyrektorka Barbra R. została wyprowadzona w kajdankach ze szkoły wprost na przesłuchanie. Prokuratura postawiła jej wiele zarzutów o charakterze korupcyjnym, z których teraz będzie musiała się tłumaczyć. O tym co się działo za szkolnymi murami długi czas nie wiedział nikt. A możliwe, że nie chciał wiedzieć, ponieważ pracownicy informowali o nieprawidłowościach ówczesnego marszałka województwa – Jarosława Dworzańskiego. Ten pozostał ślepy i głuchy na skargi pracowników. Za to dyrektorka przez wiele lat chwaliła się znajomością z prominentnymi politykami Platformy Obywatelskiej i włos jej z głowy nie spadał. Do czasu.

Ten czas nadszedł, kiedy prokuratura przesłuchała zwolnionych pracowników szkoły, przejrzała dostarczone przez nich dokumenty i zdecydowała, że najwyższa pora zakończyć to co się działo przez lata. A działy się tam między innymi takie rzeczy, jak zatrudnienie za opłatą, zatrudnianie własnego syna, który nie miał uprawnień do wykonywania obowiązków, jakie mu powierzono. Zatrudnienie znalazła również partnerka syna, a sam syn dostał nawet mieszkanie służbowe. To tylko wycinek patologii. Pracownicy byli zastraszani, zmuszani do dzielenia się premiami i nagrodami, jakie im dyrektorka przyznawała. Trwał istny prywatny folwark, z którym nikt porządku nie robił. Partia Platformy Obywatelskiej dotąd była parawanem ochronnym dyrektorki, więc ta pozwalała sobie na przestępczy proceder. Nawet jeszcze po aresztowaniu długi czas kobieta pobierała wynagrodzenie, ponieważ członkowie zarządu województwa bali się zwolnić osobę, której winy nie udowodniono. Za to dyrektorka zdążyła jeszcze przed wyprowadzeniem jej w kajdankach, zwolnić tych pracowników, którzy poinformowali organy ścigania o całym procederze.

Tu chodzi o ludzi, o te zwolnione panie, których nie można tak zostawić – mówił do kamer telewizyjnych TVN i tysięcy widzów, Karol Pilecki – ówczesny członek zarządu województwa podlaskiego.

Fatalnie, czuję się fatalnie. Bo muszę się bronić, żeby godnie żyć, choć nic złego nie zrobiłam. Za prawdę zostałam zwolniona. A taka jest kolej rzeczy w naszym państwie, że to ja muszę teraz walczyć w sądzie o powrót do pracy. Wierzę jednak w to, że kiedyś sprawiedliwość nastąpi, choć czasami wydaje mi się, że to niemożliwe – powiedziała z kolei Halina Naglacka, zwolniona pracownica szkoły.

Kobieta została do pracy przywrócona, podobnie jak część jej koleżanek i kolegów. Ale nie wszyscy zdecydowali się na powrót do pracy. Niektórzy przeżyli głęboką traumę i nie wrócili już do placówki, z którą mieli bardzo złe wspomnienia. Niemniej problem dyrektorki był i zwłaszcza w tym – jak zwolnić ją ze stanowiska, mimo braku wyroku i udowodnienia winy. Szybko znalazł się sposób, dość drastyczny. Bo politycy z zarządu województwa uznali, że jak odcinać problem, to najlepiej razem z kręgosłupem. Polegał on na likwidacji placówki w ogóle. W styczniu tego roku, już nowy zarząd województwa, którym kieruje Mieczysław Baszko, podjął stosowną ku temu uchwałę, a następnie przedłożył ją do przegłosowania Sejmikowi Województwa Podlaskiego. Radni większościowej koalicji PO i PSL poprali wniosek marszałka i szkoła weszła formalnie w stan likwidacji.

Dzisiaj zarząd podjął decyzję o połączeniu szkół o profilu medycznym. Połączenie nastąpiło ponieważ budynek przy ulicy Mickiewicza 2 B nie jest naszym budynkiem. Miasto przekazało go dla Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. A nasz budynek na Ogrodowej, pomieści wszystkich. Mamy tam bardzo dobre obiekty i pomieszczenia – mówił 15 stycznia Mieczysław Baszko, Marszałek Województwa Podlaskiego.

– Kwestia połączenia szkół nie ma na celu ograniczenia funkcjonowania szkoły. Tylko w perspektywie znaczenia dla kształcenia zawodowego na rynku pracy i w sytuacji demograficznej, należy podjąć działania zmierzające do tego, aby szkoły tego typu funkcjonowały nie w perspektywie krótkookresowej, ale wieloletniej – tłumaczył z kolei Bogdan Dyjuk, członek zarządu województwa odpowiedzialny za edukację.

Dziś widać wyraźnie tę dbałość i perspektywę wieloletnią. Szkoła przestała funkcjonować i co gorsza przestała kształcić w niektórych kierunkach. Część pracowników znalazła zatrudnienie zarówno w szkole jak i w działającym przy szkole internacie. Stało się tak, ponieważ po likwidacji Szkoły Policealnej nr 2 Pracowników Medycznych i Społecznych pozostała tylko jedna placówka – Szkoła Policealna Nr 1 Ochrony Zdrowia w Białymstoku. To właśnie tam trafili ludzie, którzy jeszcze do niedawna walczyli o utrzymanie własnej placówki na wszelkie możliwe sposoby.

Pracownikom zatrudnionym na umowę o pracę na czas nieokreślony – zgodnie z zapisami w porozumieniu podpisanym ze związkami zawodowymi zapewniliśmy zatrudnienie. Pani Grażyna Citko, dyrektor SPNr1OZ, zobowiązała się do zatrudnienia wszystkich nauczycieli oraz wszystkich pracowników administracji i obsługi zatrudnionych w Szkole Policealnej Nr 2 na czas nieokreślony na warunkach finansowych w zakresie wysokości płac zasadniczych nie niższych niż otrzymywane w Szkole Policealnej Nr 2 i zgodnych z obowiązującym w Szkole Policealnej Nr 1 regulaminem premiowania. W arkuszu organizacyjnym Szkoły Policealnej Nr 1 są uwzględnione w/w osoby, a także ci nauczyciele, zlikwidowanej jednostki, zatrudnieni na czas określony, którzy realizują zajęcia na kierunkach wcześniej nie występujących w SPNr1OZ – wyjaśnia Paweł Staniurski, pełniący obowiązki rzecznika prasowego Urzędu Marszałkowskiego.

Wskazał również, że jedyna szkoła kształcąca z ratownictwa medycznego i pomocy społecznej nie otworzyła kilku kierunków. Powodem miał być brak chętnych. Jak wyjaśnił chętnych nie było by kształcić się w następujących profilach:

Terapeuta zajęciowy – 16 chętnych, opiekunka dziecięca – 18, technik usług kosmetycznych – 22, technik bezpieczeństwa i higieny pracy – 23, opiekun medyczny (forma zaoczna) – 30 chętnych, kierunki zaoczne, tj. opiekun w domu pomocy społecznej - 6 chętnych i asystent osoby niepełnosprawnej - 13 chętnych, przedłużono go do daty pierwszego zjazdu. Opiekun w DPS po pierwszym zjeździe tylko – 5 osób zdecydowało o nauce – podjęto decyzję o nie uruchomieniu tego kierunku. Natomiast w roku szkolnym 2015/2016 nie uruchomiono I semestru na kierunkach: opiekunka środowiskowa (forma zaoczna) – nikt nie zadeklarował chęci podjęcia nauki, technik sterylizacji medycznej – 6 osób chętnych, technik bhp – na zgłoszonych 23 tylko 6 zadeklarowało chęć nauki. Osobom z tych kierunków zaproponowano naukę na innych kierunkach występujących w ofercie szkoły. Technik masażysta – nabór na technika masażystę prowadzony był przez SPNr2PMiS – około 30 osób, w SPNr1OZ – około 40 osób. Zostały utworzone dwa oddziały klasy I o równej ilości uczniów. Zajęcia są prowadzone przez nauczycieli obu placówek. Przy tak małym naborze nie ma możliwości zagospodarowania osób związanych wcześniej ze zlikwidowaną jednostką na czas określony – dodał Staniurski.

Nie wiadomo, czy gdyby szkoła działała, nabór byłby lepszy. Ale wiadomo na pewno, że w najbliższych latach, społeczeństwo będzie nam się starzało. Koniecznie potrzebna będzie już za kilka lat profesjonalna kadra do opieki nad osobami starszymi, przewlekle chorymi, potrzebne będą opiekunki, masażyści, rehabilitanci i masa innych osób. Tymczasem zamiast zadbać o to, cała działalność pracowników szkoły nie szła w nabór, ale w obronę szkoły przed jej likwidacją. A szkoda.

Możliwe, że gdyby pracownikom pozwolono nadal pracować w swojej szkole, gdzie nie ma już dyrektorki, która wprowadzała niemal istny terror, udałoby im się znaleźć chętnych do nauki w tych zawodach. Trzeba przyznać, że pracownicy walczyli dzielnie do samego końca o swoją szkołę i gdyby wykorzystali ten zapał do promocji szkoły i poszczególnych kierunków, być może nie trzeba by było się martwić za kilka lat, że nie ma odpowiedniej kadry do opieki nad starszymi ludźmi. Niestety problem władze województwa rozwiązały po chłopsku, bez patrzenia w przyszłość. W końcu to nie oni będą sprawować władzę za 15 czy 20 lat, więc kogo te wszystkie problemy będą wówczas obchodziły.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do