O tym, z czym się wiąże organizacja Juwenaliów opowiadał nam Karol Zawadzki, który z chaosem i trudem organizacyjnym zmagał się w ubiegłych latach. Rozmawia Paweł Waliński.
Juwenalia to duży wysiłek organizacyjny. Dużo rzeczy trzeba zrobić szybko i sprawnie. Kiedy zaczyna się organizacja takiej imprezy?
K.Z.:W związku z tym, że organizacja takiej imprezy to praca ze studentami, którzy robią to jako wolontariusze – wypada zacząć jak najwcześniej. Pierwsze zręby organizacji zaczynały się już w grudniu, a jeszcze wcześniej impreza brała udział w konkursie o dofinansowanie, więc de facto Juwenalia 2012 zaczynaliśmy jesienią 2011 roku (śmiech). Z roku na rok startuje się coraz wcześniej, ale to tylko dowód na rozwój imprezy – rzeczy do zrobienia jest po prostu coraz więcej.
Od czego zaczyna się cały proces?
Zaczyna się od wyboru koordynatora (śmiech). Potem taki koordynator, razem ze swoją ekipą musi sprzedać swoją wizję ludziom, którzy będą z nim współpracowali. Samorządy uczelni dogadują się ze sobą i podpisują porozumienie.
To taki symboliczny start. Potem zbiera się pomysły na główne muzyczne gwiazdy i konfrontuje możliwości z rzeczywistością. To nakręca ludzi. Potem zaczyna się praca faktyczna – ludzie dzielą się na grupy, każda zajmuje się swoimi zadaniami – promocją, sponsoringiem, bookingiem i tak dalej.
Najważniejsi na początku są ci, którzy piszą wniosek o dofinansowanie. To niewielka grupa, której pracy może jakoś specjalnie nie widać, ale jest dla przedsięwzięcia kluczowa. A im bliżej finału, to jest samej imprezy, tym więcej rzeczy, którymi zajmowały się poszczególne grupy musi ze sobą spiąć koordynator.
Czy taki koordynator w okolicach finału imprezy w ogóle śpi?
Trochę spać trzeba, ale bez szału. Trzy–cztery godziny. Ostatni miesiąc, to już naprawdę kocioł, choć jeśli robi się to drugi, czy trzeci raz, to i snu jest więcej, bo więcej rzeczy wiadomo, człowiek ma jakieś doświadczenie, dużo udaje się załatwić wcześniej.W zeszłym roku nawet mogliśmy się napić piwa (śmiech).
Pewnie można wejść na niejedną minę – przy tak dużej imprezie pewnie jest niemało niespodzianek, pułapek...?
Pułapek jest multum i większość wynika z problemów z komunikacją, bo jeśli ktoś nie powie, że ma z czymś problem i tego nie załatwi, to raz: nie będzie załatwione, dwa: na ostatnią godzinę załatwić to musisz ty. Największy problem tkwi w ludziach. Choć z roku na rok z ludźmi właśnie jest coraz lepiej, tym bardziej, że spora część ekipy, która organizuje Juwenalia w danym roku zwykle zostaje na następny. I mogą uczyć świeżaków.
A jakie są korzyści z uczestnictwa w takim przedsięwzięciu?
Korzyści są niemałe: masz doświadczenie, masz szansę na rozwój osobisty, bo musisz ogarnąć mnóstwo fajnych, ale i dziwnych rzeczy, dodatkowo zyskujesz fajne kontakty. To zmusza też człowieka do zorganizowania się. Przy tekście zamiast mojego zdjęcia powinno być zdjęcie mojego kalendarza, bo jest przepiękny. Na maksa dobity.
To na koniec może jakaś smaczna anegdota?
What happens backstage stays backstage! [Co dzieje się za sceną, zostaje za sceną – red.]
To daj coś, co możecie sprzedać.
Kiedyś nasz kierownik zabezpieczenia, który mieszkał niedaleko placu, gdzie była impreza przyniósł nam miskę jajecznicy, bo stwierdził, że zasłużyliśmy.
Słyszałem coś o toi-toiu, który gdzieś się zapodział...
W 2011 zaczynaliśmy już odpalać koncerty, na widownię zaczynali wchodzić ludzie, a my zapomnieliśmy o toi-toiu, który stał na samym środku placu dla wygody ekipy pracującej przy scenie. No i trzeba było w ostatniej chwili go przenieść, co nie było miłe, bo chlupał... Albo historia o zespole disco polo, z zeszłego roku. Siedzieliśmy sobie w Gwincie i nagle napatoczył się facet z browarem.
Powiedział, że ma zespół disco polo i że chcieliby zagrać na Juwenaliach. Akurat mieliśmy i dobry humor, i trochę luzu w programie, więc puściliśmy ich na początku, kiedy jeszcze praktycznie nie było ludzi. Nazywali się Never. Ale potem jeden koncert gwiazdy uległ skróceniu i mieliśmy dziurę czasową. Trzeba było czymś zapchać. Więc zapowiedzieliśmy ten sam zespół, tylko zmieniliśmy im nazwę z Never na Always. No i panowie zagrali dwa koncerty, drugi przy pełnym placu. Najlepsze, że nikt z publiczności nie zauważył...
Jest dużo opowieści, ale nie możemy o tym powiedzieć, bo to za brudne historie (śmiech).
Bardzo ciekawa rozmowa :) :)
Lolek górą !!