O co idzie? A o to, że władzom UMwB nie podobał się zaduch w należącej do uczelni sali balowej Pałacu Branickich. Co więc zrobili? Zainstalowali w suficie sali sześć wentylatorów.
Znacie fanpage "Miejsca w Białymstoku, o których nie miałeś pojęcia..."? Okazuje się, że fantazja jego autorów to nic przy wyobraźni szefostwa Białostockiego Uniwersytetu Medycznego i Podlaskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Duma Podlasia i najważniejszy chyba zabytek regionu nie jest już więc "barokowy", ale nowomodnie post-modernistyczny. I tak oto sztukaterie sąsiadują z zupełnie współczesnymi wywietrznikami.
Jerzy Tokajuk, zastępca kanclerza uczelni do spraw technicznych mało przekonująco wyjaśniał, że takie rozwiązanie zaproponowali eksperci. Jeśli mówi prawdę, wypada zapytać którzy konkretnie, a potem wypadałoby zadać pytanie o ich kompetencje. Pałac Branickich to nie jedyna budowla tego typu borykająca się z problemem klimatyzacji i wietrzenia. Gdzie indziej jednak stosuje się metody zgoła bardziej delikatne i pomysłowe. U nas - jak zwykle - panuje prowizorka i łopatologia. Tak barbarzyńskie rozwiązanie warunkowane jest ponoć kubaturą sali, którą zapomocą dyskretniejszych metod dokładnie przewietrzyć się nie da. Pojęcie "złotego środka" nie jest najwyraźniej władzom uczelni znane.
"Wolnośc Tomku w swoim domku" - do czasu kiedy chodzi o zabytek tej klasy. O ile jednak medykom można wybaczyć lekkomyślność w kwestii dziedzictwa kultury - wszak lekarze zaliczali się do intelektualistów gdzieś tak do końca XIX wieku - o tyle trudniej zrozumieć, że decyzję przyklepał podlaski wojewódzki konserwator zabytków, Andrzej Nowakowski. Decyzję konserwatora wspiera Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków, który ustami Marty Radaszkiewicz, przekonuje, że wentylatory jak najbardziej mogą zostać na swoim miejscu dopóty, dopóki technologia nie pozwoli na wykonanie innych, bardziej estetycznych i dopasowanych do zabytkowego wnętrza.
- Jestem zszokowana tą informacją - pałac i ogrody Branickich darzę szczególnym sentymentem ze względów rodzinnych - mój dziadek miał dom i ogród obok pałacu do końca lat 60. Bywając u niego biegałam po okolicznych zakamarkach.Pamiętam też opowieści rodzinne związane z tym terenem - co działo się za pierwszego sowieta, podczas niemieckiej okupacji i za komuny. Na szczęście mury pałacu ocalały i mieliśmy szczęście, że trafił do nas z Wilna Stanisław Bukowski i został konserwatorem zabytków po wojnie. Postać w mieście trochę niedoceniana i mało znana. Cieszę się,że ten najcenniejszy nasz zabytek pięknieje z roku na rok i jest restaurowany pod opieką merytoryczną fachowców z Narodowego Instytutu Dziedzictwa. Miałam nadzieję, że nikt już niczego nie zepsuje ale historia lubi się powtarzać. Jak można tak zeszpecić sale balową pałacu? Bywałam przez wiele lat na różnych wydarzeniach w tej sali i rzeczywiście jest tam duszno. Natomiast w innych salach balowych barokowych pałaców nigdy nie zauważyłam takich ozdób a klimatyzacja była. Nie jestem fachowcem od spraw technicznych ale sądzę, że istnieją inne sposoby rozwiązania tego problemu - może wystarczy zapytać fachowców? W końcu polska szkoła konserwatorów zabytków ma swoją markę na świecie - kwitowała sytuację radna Janina Czyżewska, wiceprzewodnicząca Komisji kultury i Promocji Rady Miasta Białystok.
Kiedy w zamierzchłych już czasach przez Polskę przetaczała się bolszewicka zawierucha, żołnierze Armii Czerwonej na potęgę kradli po dworach nocniki, myśląc, że to wazy do zupy. Bolszewicka mentalność i takaż sama świadomość dziedzictwa kulturalnego przetrwała, jak widać, do dziś. W głowach władz uczelni oraz osób powołanych na stanowiska właśnie po to, by przejawy barbarzyństwa tępić i im zapobiegać. No, chyba że w całej sprawie argumenty merytoryczne ustąpiły miejsca tym bardziej uchwytnym i przeliczalnym. Ciężko powiedzieć, która wersja straszniejsza.
Komentarze opinie