Reklama

Kryzys w Bison-Bial chwilowo zażegnany. Na jak długo?

12/02/2022 15:41

Głośna w styczniu sprawa konfliktu w dawnych białostockich Uchwytach między załogą a zarządem na razie przycichła. Żądający podwyżek pracownicy podjęli strajk, zakład stanął. Władze firmy nie chciały zgodzić się na warunki stawiane przez związki zawodowe twierdząc, iż nie pozwala na to kondycja finansowa spółki. Obecnie produkcja się odbywa - w pierwszych dniach lutego doszło do porozumienia, ale sprawa nie do końca została zakończona. Jak się dowiedzieliśmy, nie będzie likwidacji białostockiej fabryki i redukcji zatrudnienia, ale wymagania płacowe kadry zostały spełnione tylko połowicznie. To nie kończy sprawy - w kwietniu ma dojść do kolejnego spotkania załogi z zarządem. Temat: poziom wynagrodzeń.

Na razie strajk został zakończony i ludzie wrócili do pracy - mówi Marian Szydłowski, rzecznik komitetu strajkowego, działacz Solidarności'80. - Zarząd zgodził się na podwyżki wynagrodzeń w wysokości połowy kwoty, o którą walczyliśmy, czyli na 300 złotych brutto. Ale temat nie zostaje zamknięty. Ponownie spotykamy się w kwietniu.

Konflikt zaognił się 24 stycznia. Wtedy to pracownicy przyszli jak co dzień do pracy, ale nie uruchomili maszyn. Powodem miało być, iż władze firmy nie spełniły żądań załogi z czerwca ubiegłego roku.

Wystąpiliśmy do zarządu o podwyżkę, 600 złotych. Spotykaliśmy się wielokrotnie, prowadzone były rozmowy, staraliśmy się przekonać do naszych racji, ale nie przyniosło do skutku - opowiada Marian Szydłowski. - W efekcie wezwany został mediator z ministerstwa. Przyjechał, posłuchał obu stron i stwierdził, że nie da się porozumieć, wystawił protokół rozbieżności. Zgodnie z procedurą, ponieważ trwał spór zbiorowy, ogłoszone zostało referendum na terenie fabryki odnośnie dalszych działań. W tym czasie mieliśmy do czynienia z rozmaitymi niesnaskami i przeszkadzaniem w działalności związkowej, byliśmy jednak na tyle skuteczni i opanowani, że doprowadziliśmy do tego referendum.

W głosowaniu wzięło udział blisko 76 procent załogi, a za strajkiem - według relacji Mariana Szydłowskiego - opowiedzieć się miało 95 procent z tej grupy. Warto przy tym wskazać, że w białostockich spółkach pracuje około 400 osób.

O wynikach zarządy spółek wchodzących w skład grupy zostały poinformowane. Związki postanowiły następnie dać nieco czasu do namysłu władzom przedsiębiorstwa, poinformowały też, kiedy może nastąpić strajk. Jeszcze 18 stycznia odbyło się spotkanie z właścicielem i zarządem.

Powiedzieliśmy, jak to wygląda i ponowiliśmy postulat dotyczący wzrostu wynagrodzeń. I chyba nie uwierzyli, że załoga przystąpi do strajku - relacjonuje związkowiec.

Tymczasem w poniedziałek, 24 stycznia, zatrudnieni w Bisonie co prawda przyszli do pracy, ale cała produkcja stała - żadna maszyna nie została uruchomiona. Warto wspomnieć, że firma składa się z czterech spółek w Białymstoku (Bison SA, Bison-Bial, Bison Nowe Technologie, Odlewnia Białystok) i oddziału w Bielsku Podlaskim (tam nie wszyscy podjęli strajk).

Cały Białystok stanął: produkcja, magazyny, transport, wszystko - mówi Marian Szydłowski. - 25 stycznia spotkaliśmy się z właścicielem, ale bez rezultatu. Obie strony przekonywały się wzajemnie, że się nie da i tyle. Według obliczeń zarządu zarabiamy dużo, adekwatnie do zajmowanych stanowisk i sytuacji na rynku. A prawda jest taka, że niektórym pracownikom trzeba było od stycznia dopłacić, żeby osiągnęli w ogóle najniższą krajową.

Do kolejnego spotkania doszło 26 stycznia. Pracownicy myśleli, że może ruszy się coś po ich myśli. Prezes jednak miał przedstawić pismo, że likwiduje jeden z oddziałów w Białymstoku i uruchomiona zostanie procedura zwolnień grupowych wobec 45 osób. Załoga postanowiła kontynuować strajk.

Przypomnijmy: pracownicy żądali podwyżek w wysokości 600 zł brutto dla każdego. Nie godzili się na propozycję, by wynagrodzenia od stycznia wzrosły o 6,5 proc. z pensji każdego pracownika.

Skoro niektórzy zarabiali najniższą krajową, to co z tych 6,5 proc.? Jeśli ktoś zarabiał 7 tys. zł, to też miałby otrzymać 6,5 proc. To tylko poróżniło pracowników. Ludzie umieją liczyć - pyta Szydłowski.

Dziś ludzie w Bisonie pracują, strajk trwał dziewięć dni, ale nie ma co czarować - sytuacja wciąż jest napięta. Pracownicy wywalczyli bowiem połowę tego, czego oczekiwali. Jednocześnie szefowie spółek zobowiązali się do utrzymania dotychczasowego zatrudnienia. Zrezygnowano również z likwidacji białostockiego zakładu Bison-Bial. Za około dwa miesiące znowu ma dojść do spotkania z władzami firmy.

(Piotr Walczak)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do