Doniesienie o naciskach w biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków może być prawdziwe. W piątek po południu człowiek jaki pracował dla białostockiego dewelopera zrobił kolejny krok. Tym razem wychodzi na to, że chciał wpłynąć na władze centralne Prawa i Sprawiedliwości, aby radni i członkowie tej partii, którzy złożyli zawiadomienie do Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zaniechali swoich dalszych działań.
Afera wybuchła dokładnie tydzień temu, kiedy w przestrzeń publiczną trafił list przesłany przez byłego już pracownika biura Miejskiego Konserwatora Zabytków – Sebastiana Wichra. Poinformował on kilku białostockich radnych o naciskach, jakie maił wywierać zastępca prezydenta Białegostoku – Rafał Rudnicki – na pracowników urzędu miasta. Chodziło o wydanie korzystnych, dla jednego z białostockich deweloperów, zaleceń konserwatorskich w sprawie przebudowy zabytkowego obiektu przy ulicy Lipowej 41. Gdyby deweloper zastosował się do pierwotnych zapisów, poniósłby znacznie koszty.
„W dniu 8 czerwca 2015 r. (poniedziałek), tuż po przybyciu do miejsca pracy, zostałem poproszony przez zaniepokojonego p. Dariusza Stankiewicza – Miejskiego Konserwatora Zabytków o to, bym wstrzymał się z wysłaniem zaleceń konserwatorskich do Kanclerza Uniwersytetu w Białymstoku, gdyż zgodnie z życzeniem p. Rafała Rudnickiego – Zastępcy Prezydenta Miasta Białegostoku, wspomniane zalecenia powinny być zmienione na korzyść firmy R… D…” – czytamy w liście, jaki trafił do kilku radnych.
Dzień po tym, jak list trafił do publikacji w mediach, Sebastian Wicher został zwolniony z pracy. Natychmiast też w urzędzie miejskim zaczęto wprowadzać nowe porządki. Następuje reorganizacja pracy wielu departamentów, łączenie i dzielenie, co może nasuwać przypuszczenia, że zaczęło się wielkie sprzątanie dokumentacji, aby nikt nie był w stanie dociec jak wędrowała i dokąd. Okazało się na dodatek, że zginęły oryginały dokumentów, dokładnie te, które miałyby być przedmiotem dochodzenia śledczych z CBA. Prezydent powiadomił o tym prokuraturę, zaś członkowie PiS powiadomili CBA. Z tym, że do CBA trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w postaci przekroczenia uprawnień przez zastępcę prezydenta – Rafała Rudnickiego.
Zaś w miniony piątek włączył się jeszcze do sprawy człowiek, jaki niedawno przedstawiał i prezentował foldery reklamowe dewelopera, któremu miasto zalecenia konserwatorskie zmieniło finalnie na bardziej korzystne. Wystosował on list o dość jednoznacznej treści do jednego z członków z PiS – u, który podpisał się pod zawiadomieniem do CBA.
Na profilu facebookowym Artura Kosickiego w publicznym poście pojawił się wpis, który może rzucać nowe światło na sprawę. A już na pewno budzi wątpliwości co do braku nacisków w urzędzie miejskim. Wręcz nasuwa podejrzenie, że naciski były. Tego wpisu dokonał człowiek, który przynajmniej jeszcze w kwietniu tego roku figurował jako Dyrektor ds. komercjalizacji dewelopera, jaki jest zainteresowany budową mieszkaniówki z obiektami handlowymi przy Lipowej 41.
„Panie Arturze, obserwując Pana publiczną działalność – wysłałem na mail ogólny Prawa i Sprawiedliwości następującego maila:
"Dzień dobry,
czy wiecie Państwo co wyprawiają radni miejscy Białegostoku pod szyldem PiS? Krecią robotę dla Państwa wizerunku.
Aktywnie włączają się w nieuczciwą konkurencję pomiędzy firmami deweloperskimi z wykorzystaniem sprawowanych funkcji.
Blokują plany zagospodarowania niekorzystne dla jednego dewelopera argumentując to troską o możliwe odszkodowania.
Jednocześnie – urządzają nagonkę na innego dewelopera – narażając miasto na odszkodowania.
Nie wiem, czy ważne jest to dla Państwa z punktu widzenia Warszawy – w Białymstoku sprawia, że dzięki bezrozumnym awanturom w interesie prywatnych przedsiębiorców – Prawo i Sprawiedliwość po prostu traci dobrą markę."
Chciałem, żeby Pan wiedział. Może Pan skasować tę wiadomość” – brzmi pełna treść wpisu, którego Kosicki wcale nie wykasował.
W odpowiedzi od Kosickiego, człowiek dewelopera mógł poczytać jedynie, że może pisać do kogo chce i co chce, ponieważ ma takie prawo. Od piątku zarówno Artur Kosicki, jak i pozostała dwójka radnych, którzy podpisali się pod zawiadomieniem do CBA, przebywali w Katowicach na Konwencji Programowej Prawa i Sprawiedliwości. Tam również zjechała większość parlamentarzystów i działaczy tej partii. I faktycznie, jak ustaliliśmy, mail został przesłany i trafił już do władz centralnych Prawa i Sprawiedliwości. Niektórzy zapoznali się z jego treścią. Ale w związku z tym, że Konwencja Programowa PiS trwała do niedzieli wieczorem, nie mieliśmy możliwości ustalenia, jak treść tego listu została przyjęta przez zarząd krajowy. Niemniej mail trafił także do zarządu partii w naszym województwie. Udało nam się skontaktować z szefem wojewódzkich struktur PiS jak i członkiem władz krajowych tej partii – posłem Krzysztofem Jurgielem. Nie krył on tego, jak się poczuł czytając treść maila przesłanego przez osobę od białostockiego dewelopera.
- Tego rodzaju próba zastraszania wyraźnie pokazuje, że działania radnych i członków Prawa i Sprawiedliwości było nie tylko uzasadnione, ale wręcz niezbędne. Monopol prezydenta Białegostoku został przełamany, a Rada Miasta w końcu pełni funkcję kontrolą wobec jego działań. Nikt nie ma prawa wpływać na samodzielną decyzję radnych lub członków partii, jeśli postępują oni zgodnie z prawem. W przypadku nacisków w biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków, taki obowiązek miał każdy, kto posiadał informacje, że mogło dojść do działań korupcyjnych i powiadomić organy ścigania – mówi nam poseł Krzysztof Jurgiel.
Zarówno poseł Jurgiel jak i Artur Kosicki tego rodzaju list przesłany do władz partii odbierają jako próbę nacisku na władze PiS, aby lokalni działacze przestali drążyć temat. Jest on bardzo niewygodny zarówno dla prezydenta – Tadeusza Truskolaskiego jak i jego zastępcy – Rafała Rudnickiego. Dodając do tego wyrzucenie z pracy pracownika, który mógł posiadać istotne dla sprawy informacje, zniknięcie oryginałów dokumentów, które powinno zbadać CBA i nagłe zmiany organizacyjne w urzędzie – to wszystko wygląda coraz gorzej dla przedstawicieli władz Białegostoku. Teraz dochodzi do tego jeszcze list od osoby związanej z deweloperem, po którym zapewne spodziewał się, że władze partii upomną swoich działaczy, aby odstąpili od czynności.
- Jeśli deweloper, czy jego pracownicy lub jakakolwiek inna osoba będzie widziała łamanie prawa, działania korupcyjne lub nawet niekulturalne zachowanie, wówczas może i powinna skontaktować się z organami ścigania. W tym przypadku, przesłane pismo pokazuje tylko, że coś może być na rzeczy, skoro próbuje się zastraszać lokalnych polityków. Poza tym dodam, że Prawo i Sprawiedliwość w pełni popiera zachowanie radnych i członków PiS, którzy powiadomili służby śledcze w sprawie niejasnych zachowań zastępcy prezydenta i jego urzędników – kwituje poseł Krzysztof Jurgiel.
Faktycznie wygląda to tak, jakby człowiekowi, który przynajmniej niedawno był dyrektorem w firmie dewelopera, zależało na tym, aby sprawę załatwić odgórnie, żeby partia sama uciszyła swoich członków w Białymstoku. Wkrótce postaramy się dowiedzieć, jakie stanowisko wobec listu zajął zarząd krajowy Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast już wiemy, że z jego treścią zapoznało się kilka osób z zarządu krajowego tej partii. Z naszych informacji wynika, że w pełni popierają, podobnie jak poseł Krzysztof Jurgiel, działania białostockich członków PiS.
Od czwartku na biurku Prezydenta Białegostoku leży także wniosek o odwołanie Rafała Rudnickiego ze stanowiska zastępcy Prezydenta Białegostoku. Ten złożyła dwójka radnych – Piotr Jankowski i Konrad Zieleniecki. Jak powód wniosku wskazali brak możliwości współpracy z Rudnickim. Przynajmniej nie widzą żadnych warunków do współpracy dopóki ciążą na nim zarzuty, o jakich powiadomili funkcjonariuszy z Centralnego Biura Antykorupcyjnego.
Komentarze opinie