Reklama

Miejsce na rzeźbę i kulturę

14/12/2013 13:00


 

Pracownię ma w dawnym kurniku jego taty. Występował u niego sam Jose Torres. Jego prawdziwą pasją jest zaś ojcostwo. Kto taki? Michał Jackowski, białostocki rzeźbiarz, którego prace zdobią nasze miasto.



Choć budynek przy ul. Polnej 20 na Zawadach wygląda dość niepozornie, mieści się tu zarówno pracownia rzeźbiarska (na parterze), jak i miejsce, które można nazwać prywatnym domem kultury (na piętrze). Jeszcze do niedawna działała tu nawet szkoła tańca.
– Zapraszam ludzi, którzy mają ciekawe pomysły, np. na wystawy, spotkania, czy warsztaty. Można organizować tu kameralne koncerty. Kilka już się zresztą odbyło. Trzy lata temu gościliśmy nawet Jose Torresa. Razem z grupką znajomych zawiązaliśmy wtedy inicjatywę Mała Havana. Zanim Torres wystąpił w Spodkach, przywieźliśmy go tutaj. I jak to z Latynosami bywa, kolacja zmieniła się w imprezę taneczną – śmieje się Michał Jackowski.
Przy Polnej 20 działa też młodzieżowy klub łuczniczy. – Na osiedlu znalazło się dwoje starszych zawodników łucznictwa, którzy powiedzieli, że chcą podzielić się swą pasją. Mam piątkę dzieci, z łuku strzela czwórka. Klub działa już od dwóch lat. Należy do niego piętnastka dzieciaków. Ostatnio byliśmy na mistrzostwach Polski. Wystawiliśmy najmłodszego uczestnika zawodów – sześciolatka, który zmagał się z dwunastolatkami. Jako że moją pasją jest ojcostwo, prowadzone są tu też warsztaty w ramach ogólnopolskiej inicjatywy „tato.net” – opowiada Michał Jackowski.
Na parterze budynku (jeszcze cztery lata temu był tu kurnik) znajduje się pracownia rzeźbiarska. Łatwiej powiedzieć, czego tam nie ma, niż co tam jest. Obok siebie stoją modele Matek Boskich, aniołów, rycerzy, a nawet Księżniczka-Truskawka, której rzeźba zdobi rynek w Korycinie. W sąsiadującym pomieszczeniu pracują dwaj koledzy Michała: Łukasz Giersberg i Andrej Bakumenko. Co ciekawe, ten ostatni jest nie tylko rzeźbiarzem, ale też piosenkarzem. Gdy odwiedziliśmy ich pracownię, heblowali właśnie czterometrową rzeźbę w drewnie, która stanie w kościele NMP Matki Kościoła przy ul. Pogodnej 63. Zanim jednak rzeźbiarze zaczną pracować nad konkretną postacią, tworzą modele – zazwyczaj z gliny ceramicznej. Skale są różne – 1:3, czy nawet 1:1. W pracowni widzieliśmy modele dwóch trzymetrowych rzeźb, które staną na zapleczu Pałacu Branickich.
– Pierwsza będzie przedstawiała Pana, greckiego boga opiekuńczego lasów i pól, którego atrybutem była fletnia. Obok niego ustawiona będzie nimfa Syrinks. Według legendy, gdy Pan ją ujrzał, zapragnął ją posiąść. Nimfa, uciekając przed nim, w ostatniej chwili zamieniła się w trzcinę rosnącą nad brzegiem rzeki Ladon. Pan postanowił zerwać roślinę i połączyć poszczególne łodygi woskiem. W ten sposób powstał instrument muzyczny, wspomniana fletnia Pana – opowiada Michał Jackowski.
Otoczenie Pałacu Branickich zna jak własną kieszeń. To spod jego ręki wyszły też elementy rzeźbiarskie, które zdobią przepiękny Pawilon pod Orłem. Co ciekawe, ma własny pomysł na okołopałacową przestrzeń. – Namawiałbym władze miasta do stworzenia czegoś na wzór Central Parku w Londynie, gdzie lokalni artyści mogliby pokazywać swoje prace. Można byłoby stworzyć takie miejsce na dziedzińcu Pałacu Branickich. W Wersalu obok rzeźb historycznych ustawiane są współczesne (oczywiście czasowo). Mijamy szpaler klasycznych postaci, aż tu nagle wyłania się wielki, złoty królik. Kontrast jest świetny. Myślę, że u nas też by się to sprawdziło – twierdzi Michał Jackowski.
Oprócz rzeźbienia (a robi to w takich materiałach, jak: biały marmur, piaskowiec, granit i drewno), zajmuje się też konserwacją. – Kilka ładnych lat zajęło mi konserwowanie oryginalnych rzeźb z Ogrodu Branickich. Najbardziej kręci mnie jednak rekonstrukcja. Mamy z nią do czynienia na przykład przy dwóch wspomnianych rzeźbach. Z jednej strony odtwarzam coś w stylu klasycznym, ale dodaję też sporo od siebie – twierdzi nasz rozmówca.
Oczywiście nie zajmuje się on wyłącznie odtwarzaniem. Stworzył też na wskroś współczesną rzeźbę „Podróż”, która stanęła przy ul. Lipowej. To – symbolizujące podróżowanie – wielkie koło.
– Można postrzegać tę rzeźbę jako historię życia. Koło jest popękane, w szprychy ma wplecione liście. Na przedzie siedzi zaś kukła, którą nazwałem nawigatorem. Jedno oko ma zasłonięte. Nie wiadomo więc, czy dobrze nas prowadzi. Na górze siedzą dwaj pajace. A koło pcha król. Czyli wszystko jak w życiu – śmieje się rzeźbiarz.
Co ciekawe, rzeźba ma zamontowanych dziesięć wizjerów. Jeśli się w nie zajrzy, zobaczymy slajdy z różnych przedstawień Białostockiego Teatru Lalek. To zresztą nie koniec ciekawych pomysłów. – Złożyłem ostatnio podanie do urzędu miejskiego, by mój projekt był kontynuowany. Z pierwotnego założenia wynikało bowiem, że koło będzie jakby odciskało na posadzce chodnika napis: „Navigare necesse est”, czyli: „Żeglowanie jest rzeczą konieczną”. Litery pokazywałyby przechodniom kierunek do Białostockiego Teatru Lalek. Na trasie miało być też ustawionych kilka mniejszych rzeźb przedstawiających kukły wykorzystywane w przedstawieniach BTL-u – mówi Jackowski.
Znany jest też z rzeźb sakralnych. – Najpełniejsze z moich realizacji to rzeźby ustawione w kościele Matki Bożej Fatimskiej przy ul. Kraszewskiego 15b. Pracowaliśmy razem z Tomaszem Czajkowskim, który był odpowiedzialny za wystrój wnętrz – opowiada Jackowski.
Główną ozdobą świątyni jest ponadośmiometrowa kompozycja z marmuru. Na skale klęczą dzieci z Fatimy. Nad nimi unosi się Madonna. W tle zlokalizowana jest z kolei ponadstumetrowa mozaika z kamienia i złota. W świątyni można też podziwiać niekonwencjonalne stacje drogi krzyżowej. Rzeźbiarz celowo zaburzył tu proporcje i zastosował spore zbliżenie twarzy. Robi to piorunujące wrażenie, szczególnie kiedy odpowiednio zastosuje się podświetlenie postaci.

(Krzysztof Romaniuk)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do