Reklama

Mniejszość białoruska z niedowierzaniem przyjęła tłumaczenia zastępcy prezydenta. Długo nie było porozumienia w sprawie przedszkola

17/02/2022 15:38

Plany magistratu są takie, żeby jedyne w całym województwie przedszkole, w którym język białoruski jest językiem podstawowym, włączyć do Zespołu Szkolno – Przedszkolnego. Na to nie chce zgodzić się coraz liczniejsza mniejszość białoruska w Białymstoku, która argumentuje własne potrzeby w tym zakresie. Chodzi przede wszystkim o to, aby przedszkole, które prezydent planuje połączyć ze szkołą, pozostało placówką odrębną. Z niedowierzaniem przyjmuje argumentację zastępcy prezydenta Białegostoku, który odsyła do konsulatu Białorusi do nauki języka ojczystego dzieci tych Białorusinów, którzy uciekli przed reżimem, którego w Polsce reprezentantem jest ów konsulat.

Choć obydwie strony wciąż rozmawiają o przyszłości Przedszkola Samorządowego nr 14 w Białymstoku, to ich argumenty rozbijają się o szczegóły i oddalają moment porozumienia. Z tym, że te szczegóły są dość istotne z punktu widzenia Białorusinów. A wręcz można powiedzieć, że zbyt logiczne na urzędnicze głowy, które uparcie trzymają się swojego pomysłu. Padł między innymi taki argument za połączeniem przedszkola z językiem białoruskim i szkoły w Zespół Szkolno – Przedszkolny, jak dostęp dzieci do biblioteki.

Proponowane połączenie w zespół Przedszkola Samorządowego nr 14 w Białymstoku i Szkoły Podstawowej nr 4 im. Sybiraków w Białymstoku w żaden sposób nie zagrozi wysokiej jakości edukacji, wychowania i opieki świadczonej przez każdą z placówek. Przeciwnie, przed przedszkolem roztoczą się jeszcze szersze możliwości korzystania z bazy szkolnej i zatrudnionej doświadczonej kadry specjalistów, możliwości korzystania z bogatych zbiorów bibliotecznych, infrastruktury sportowej, możliwości współpracy z nauczycielami szkoły, z dziećmi – w większym jeszcze zakresie m. in. poprzez wspólną organizację uroczystości, imprez, konkursów, wspólne programy i projekty. Miasto Białystok przede wszystkim ma na uwadze dobro dzieci, to absolutny priorytet. Połączenie w zespół ze szkołą może przynieść dzieciom wyłącznie korzyści, poprzez otwarcie na nowe możliwości edukacyjne dzieci i uczniów, będzie promocją środowiska” – napisał do szefowej Stowarzyszenia na Rzecz Dzieci i Młodzieży Uczących się Języka Białoruskiego AB-BA, Rafał Rudnicki, zastępca prezydenta Białegostoku.

Być może przyniesie to połączenie korzyści, ale raczej nie dla dzieci z tego przedszkola, o które toczy się walka. Choćby dlatego, że przedszkolaki nie będą mogły korzystać z tych wskazywanych w piśmie, bogatych zbiorów bibliotecznych. A nie będą mogły, ponieważ… nie potrafią czytać w tym wieku. I nie to, że akurat dzieci narodowości białoruskiej tego nie potrafią, bo nie potrafią w tym wieku czytać żadne dzieci, poza raczej nielicznymi wyjątkami na świecie.

Tak samo nietrafionym argumentem pozostaje wskazany w odpowiedzi Rafała Rudnickiego, dostęp do infrastruktury sportowej. Jak piszą w licznych komentarzach w internecie sami rodzice dzieci uczęszczających do Szkoły Podstawowej nr 4 w Białymstoku, dzieci ćwiczą tam na korytarzach. Dlatego, że w szkole brakuje infrastruktury sportowej. Jakim więc cudem przy większej liczbie dzieci dodatkowa infrastruktura miałaby się nagle pojawić, tego nie wiadomo. Z tym, że w całej sprawie najbardziej istotny wydaje się fragment pisma, który odnosi się do względów ekonomicznych łączenia placówek.

Za połączeniem w zespół szkoły i przedszkola przemawiają zatem względy ekonomiczne, w rozumieniu oczywiście szerszym” – pada w piśmie Rafała Rudnickiego.

A zaraz potem następuje tłumaczenie pochodzenia słowa ekonomia. Rudnicki wskazuje, że wyraz pochodzi ze Starożytnej Grecji i co on oznacza w rozbiciu na poszczególne składniki tego słowa. Nie ma to żadnego sensu wobec istniejącego problemu, ale urzędniczy język, a w tym przypadku nie będzie przesadą powiedzieć – bełkot – miał chyba za zadanie podkreślić wiedzę urzędniczą z zakresu zupełnie zbędnego dla istoty problemu.

Jednak chyba najbardziej kuriozalnym fragmentem pisma skierowanego do Przewodniczącej Stowarzyszenia AB-BA, jest ten, w którym zastępca prezydenta odsyła dzieci do nauki języka białoruskiego do placówki konsularnej działającej w Białymstoku. Bo jak wskazuje w piśmie Rafał Rudnicki, placówka konsularna ma takie możliwości i nic nie stoi na przeszkodzie, by się tym zajęła.

W skierowanym do Pani piśmie z dnia 14 października 2021 r. została przedstawiona wyczerpująca argumentacja dotycząca m. in. tego, iż dla uczniów niebędących obywatelami polskimi, podlegających obowiązkowi szkolnemu naukę języka i kultury kraju pochodzenia może zorganizować placówka dyplomatyczna lub konsularna działająca na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej albo stowarzyszenie kulturalno – oświatowe danej narodowości. Wobec powyższego zapytać należy, czy zostały podjęte działania w tym zakresie takie jak zwrócenie się z niniejszą sprawą do odpowiedniej placówki lub organizacja zajęć przez Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci i Młodzieży Uczących się Języka Białoruskiego AB-BA?” – pisze w swoim piśmie Rafał Rudnicki.

Czy prawo polskie zakazuje nauki języka białoruskiego przez nieobywateli Polski? Zakazuje pobierania subwencji, ale nie zakazuje nauczania. To kwestia dobrej woli organu prowadzącego czyli miasta. Jaka jest wola – chyba widać z pisma. Pan uważa, że dla dzieci uchodźców z Białorusi nauczanie języka białoruskiego mają pomóc zorganizować dyplomaci Łukaszenki? Znacząca ilość obywateli Białorusi zamieszkałych w Białymstoku po 2020 nie mogą nawet przekroczyć próg konsulatu, bo uzyskała ochronę międzynarodową w Polsce w obawie przed represjami ze strony organów utrzymujących władzę na Białorusi. Nadal mam nadzieję, że list pisał nie Pan...” – tak skomentował słowa zastępcy prezydenta Żmicier Kościn, Białorusin mieszkający w Białymstoku.

Warto, a wręcz koniecznie trzeba wspomnieć, że tylko w ubiegłym roku do Polski wjechało ponad 25 tys. Białorusinów, którzy uciekli przed reżimem i represjami w swoim kraju. Zdecydowana większość z nich zamieszkała w Białymstoku. Tu podejmują naukę i pracę, tu znajdują opiekę organizacji zajmujących się pomocą uchodźcom z tego kraju i tu w najbliższym czasie też najprawdopodobniej pozostaną. Trzeba też wiedzieć, że Białorusini uciekający ze swojego kraju do Polski przyjeżdżają raczej pojedynczo, ale co jakiś czas dołączają do nich członkowie rodzin. Zwiększa się więc liczba osób narodowości białoruskiej, która stała się mieszkańcami Białegostoku.

Zaangażowanie prezydenta Białegostoku, który włączał się w akcje solidarnościowe z migrantami z Białorusi, było chyba działaniem wyłącznie na pokaz. Kiedy przychodzi do realnych działań pomocowych i wobec prawdziwych uchodźców, którzy faktycznie uciekli przed prześladowaniami, a na dodatek chcą żyć i pracować w Białymstoku, ich po prostu nie widać. Za to pojawiają się argumenty pozbawione kompletnie sensu w zastanej rzeczywistości.

(Bernard Tymiński/ Foto: bialystok.pl)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do