Krokodyle czy ludzkie, łzy są w cenie. Przynajmniej w Lublinie. Tam właśnie płacą za to ile ktoś napłakał. A napłakać trzeba co najmniej 3 mililitry wówczas na konto wpłynie okrągłe 100 złotych. W tym malowniczym mieście na wschodzie Polski otwarty został pierwszy w Polsce „skup łez”.
Nie jest to żart – to fakt. W Lublinie można sobie dorobić płacząc. Można nad swoim losem, można nad czyimś. Grunt, żeby uronić odpowiednią gramaturę łez. Problem to nie byle jaki, ponieważ 3 mililitry to odowiednik około 2 łyżeczek od herbaty, więc trochę z siebie trzeba wycisnąć. Metody są różne. Ludzie wąchają cebulę, przypominają sobie smutne historie, albo wcierają olejki eteryczne. Śpieszyć się nie ma potrzeby, ponieważ nie ma limitu czasu na oddanie łez do skupu.
- Ja to bym poprosiła o taką jedną scenę z filmu „Forrest Gump”. Oglądałam ten film chyba ze sto razy i zawsze płaczę, w momencie, kiedy Forrest się budzi po swoim pierwszym razie z ukochaną Jenny i dowiaduje się, że ona odeszła, uciekła od niego. Myślę, że mogłoby się nazbierać po tej scenie trochę łez – mówi nam Marta Koczuk.
- Co tu kombinować. Jak ktoś chce zarobić na łzach, to najpierw trzeba zainwestować w gaz łzawiący i po temacie – skomentował z kolei Robert Więckowski.
Wszystko w porządku, ale po co te łzy? I to jest właśnie najciekawsze, bowiem tak zwany „skup łez” to projekt lubelskiego Centrum Kultury. Płacz i łzy mają zwrócić uwagę na problem bezrobocia oraz emocji, jakie temu towarzyszą. Jeszcze do 25 lipca można wybrać się do Lublina i sprzedać swoje łzy. Na wynagrodzenia za oddane płyny przeznaczono łącznie 5 tysięcy złotych.
Komentarze opinie