Politycy mają to do siebie, że przed wyborami są w stanie obiecać i zrobić wszystko, aby tylko wspiąć się na wymarzone stołki. Nie inaczej jest w naszym mieście. Tu granice hipokryzji już dawno temu przekroczył prezydent Białegostoku jak i jego najbliższy garnitur polityczny. Czyli znów o zieleni, której nikt tu nie chce.
Zdjęcie zamieszczone powyżej zostało zrobione w listopadzie ubiegłego roku. Dokładnie było to 5 listopada, czyli jeszcze przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Wówczas, kiedy kampania samorządowa zbliżała się ku końcowi, a sondaże coraz mniej optymistycznie pokazywały cyfry pierwszemu ekonomiście w Białymstoku, pojawiła się zarówno publiczna obietnica w stosunku do mieszkańców Dojlid, a jeszcze nieco wcześniej– nasadzono drzewka widoczne na zdjęciu.
Część osób dziś już nie pamięta owej obietnicy oraz w jakim celu nasadzono drzewka. Z chęcią przypomnimy, co było powodem obydwu rzeczy. Najpierw Tadeusz Truskolaski publicznie powiedział, że wycofuje się z pomysłu budowy estakady na Dojlidach, a dokładniej rzecz ujmując:
- Nie podejmę się ciężaru budowy tej drogi – tak dokładnie brzmiały słowa prezydenta Białegostoku, który ubiegał się o reelekcję.
Był to ukłon w stosunku do mieszkańców Dojlid, którzy od samego początku protestują w sprawie zarówno budowy drogi przez środek swojego osiedla, jak i wieżowców tej samej firmy deweloperskiej, która ma ochotę je również postawić na Lipowej. Przypadek? W tym mieście nie ma takich przypadków. Zwłaszcza, że nawet siedziba prezydenckiego komitetu mieściła się w budynku należącym do tego samego przedsiębiorcy budowlanego.
Oprócz tego mieszkańcy Dojlid od długiego czasu walczą o utworzenie parku kulturowego u siebie. Utworzenie zaś takiego parku wiązałoby się z brakiem możliwości zarówno budowy szerokopasmowej i bardzo drogiej estakady, jak i wieżowców, które pasowałyby do okolicznej zabudowy jak świni siodło. Niemniej skoro już mamy super ład przestrzenny nagrodzony nawet odznaczeniem państwowym, to najwyraźniej nikt poza budowniczymi tego miasta, nie rozumie skomplikowanej materii przestrzeni publicznej. Ale obietnica publiczna przecież padła z ust prezydenta.
Chwilę później w ruch poszły czyny i można powiedzieć - cuda. Na Dojlidach bowiem jesienią, w czasie kampanii wyborczej ubiegłego roku, pojawił się cud nasadzeniowy. Drzewka widoczne na zdjęciu, to nic innego jak ten swoisty cud, jaki miał pokazać, że drogi z estakadą nikt w tym miejscu budować nie będzie. Niestety. Ta radość trwała lekko ponad pół roku i wiadomo już, że estakada musi być. Zaledwie 30 czerwca, czyli raptem trzy dni temu, ukazało się na stronach Biuletynu Informacji Publicznej zarządzenie w sprawie rozpatrzenia uwag do projektu studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta Białystok podpisane przez Tadeusza Truskolaskiego. I tam już pojawia się zapis, który nie uwzględnia uwag mieszkańców tej części naszego miasta. Czyli dokładnie tych, jakie kierowali do prezydenta w czasie kampanii. Nie chcieli żadnej drogi, ani estakady. I skoro już jest po wyborach, prezydent nie uwzględnił uwag i pisze w zarządzeniu:
„Przedmiotowa droga jest istotnym elementem układu komunikacyjnego miasta zapewniającym główne połączenie obwodnicy śródmiejskiej z obwodnicą miejską, a następnie z planowaną obwodnicą południową wyprowadzając jednocześnie ruch z miasta w kierunku Lublina. Projektowane parametry tej drogi wynikają z prognozy ruchu opracowanej przy aktualizacji Studium Transportowego Miasta Białegostoku, uwzględniającego docelowy przebieg dróg krajowych (w tym południową obwodnicę) i zakładającego eliminację ruchu tranzytowego z obszaru miasta. Zgodnie z planami Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad przebieg tej drogi, w przyjętych w projekcie studium parametrach, będzie kontynuowany poza granicami miasta. Utrzymywanie istniejącego przebiegu tej drogi przy jednoczesnym dostosowaniu jej parametrów do planowanej przepustowości, wiązałoby się z niedopuszczalną ingerencją w istniejącą tkankę zabytkową, natomiast przyjęcie odpowiednich rozwiązań technicznych na etapie projektu budowlanego (np. estakada) pozwoli utrzymać drożność systemu przyrodniczego”.
Czyli ten system przyrodniczy, nasadzony między innymi lekko ponad pół roku temu, zostałby… wyrżnięty w pień. Dokładnie w tym samym miejscu biegłaby droga z estakadą, przez osiedle domków jednorodzinnych oraz zabytkową zabudowę i masę innej zieleni po drodze, która dziś daje schronienie zarówno ptakom oraz mniejszym zwierzętom. Tyle jest warta obietnica Tadeusza Truskolaskiego i cud nasadzeniowy sprzed dosłownie kilku miesięcy.
- Urzędnicy skupiają się przede wszystkim na inwestycyjnym aspekcie rozwoju miasta. I mówię tu o inwestycjach "twardych" – w infrastrukturę drogową, budynki, sieci uzbrojenia terenu itp. Prawie zupełnie pomijają za to inwestycje w rozwój społeczny. Przekonani, że Białystok to niemal ideał jeśli chodzi o kwestie dotyczące ochrony środowiska podchodzą z lekceważeniem do kwestii wycinek drzew uznając prawdopodobnie, że jest to drobny i mało istotny promil zieleni w naszym mieście – komentuje podejście władz Białegostoku do zieleni Wojciech Mojsak z Komitetu Społecznego „Ratujmy Zwierzyniec”.
Zresztą zachowanie prezydenta także i w stosunku do członków Komitetu Społecznego „Ratujmy Zwierzyniec” jest niemal identyczne, jak w stosunku do mieszkańców Dojlid. Bo mamy slogany o zrozumieniu i woli porozumienia na ustach i działanie odwrotne od wypowiadanych słów. Konsultacji społecznych wciąż nie można się doprosić. Tak samo jak mieszkańcy Dojlid nie mogą się doprosić uwzględniania ich uwag do studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta Białystok. Władza jak zwykle wie lepiej i mieszkańcy kolejny raz będą musieli się wykłócać o swoje prawa i swoją przyszłość.
Możliwe, że tak samo jak obietnice należałoby traktować słowa Tadeusza Truskolaskiego, który mówił nawet ostatnio, że nie jest władzą w mieście, ale pełni służbę publiczną. Zatem mamy taką propozycję do służącego, aby zaczął robić to, do czego został wybrany i słuchał ludzi i służył ludziom, zamiast bliżej nieokreślonym podmiotom. Bo komuś chyba musi zależeć na estakadzie i poprowadzeniu szerokiej drogi przez dzielnicę mieszkalną, zamiast poza granicami miasta. Jeśli takiego podmiotu nie ma, tym gorzej dla prezydenta.
- Powinniśmy patrzeć decydentom na ręce i podnosić larum za każdym razem, kiedy z niedbałości lub złej woli przy podejmowaniu decyzji, działają na szkodę miasta. Bilans wycinek jest dokumentem jawnym (choć niechętnie przez Urząd Miejski rozpowszechnianym). Obraz, który się z niego wyłania jest żałosny. Nawet lata, kiedy liczba nasadzeń przekraczała liczbę wycinek nie są powodem do satysfakcji. Pamiętajmy o tym, że nawet 100 świeżo posadzonych drzewek nie zastąpi kilkudziesięcioletniego drzewa. Na efekt trzeba czekać całe lata – dodaje Wojciech Mojsak z Komitetu Społecznego „Ratujmy Zwierzyniec”.
Na razie efekt rządów obecnego garnituru politycznego ze Słonimskiej, to głównie utworzenie z Białegostoku miasta z betonu i asfaltu. Tysiące wyciętych drzew, dziesiątki zniszczonych zabytków i brak poszanowania dla woli mieszkańców. Może lepiej ten garnitur zamienić na budowlany waciak? W tym stanie rzeczy, w jakim się poruszamy, pasowałby on bardziej do często nieuzasadnionego niszczenia zieleni, niepohamowanego pędu do budowy czegokolwiek, oby w składzie z cementem i sprzyjania deweloperom od mieszkaniówki.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: Barbara Rowińska – Jabłokow)
Komentarze opinie