Zanim podniesie się euforia radości od razu powiemy, że mandatów za jazdę na czerwonym świetle nie ma tymczasowo. Posypią się hurtem, tylko w późniejszym terminie. Wszystko przez wadliwie działający system zarządzania ruchem zakupiony za 28 mln złotych.
Niedawno przewodniczący Komisji Rewizyjnej Rady Miasta zarzucał prezydentowi, że nie wykonał planu z nałożonych mandatów za ubiegły rok. Możliwe, że i ten rok zamknie się jako niewykonany w założonym planie. Od razu dodamy, że nie jesteśmy za tym, aby karać kierowców, zwłaszcza w sytuacji, gdy kara może być nałożona przez wadliwie działający sprzęt. Internauci i mieszkańcy Białegostoku od samego początku alarmują, że system zarządzania ruchem działa źle i paraliżuje momentami ten ruch w ogóle. Co nie znaczy, że nie należy ścigać tych, którzy stwarzają zagrożenie w ruchu sobie i innym uczestnikom.
Okazuje się bowiem, że system co prawda robi zdjęcia kierowców, którzy wjeżdżają na skrzyżowanie na czerwonym świetle, ale nie przesyła ich do Straży Miejskiej, chociaż powinien. Tylko w ostatnim miesiącu zarejestrowanych zostało około 8 tys. wykroczeń. Część z nich z pewnością jest efektem bałaganu, jaki wprowadził system, gdzie światło pali się zbyt krótko, aby udało się przejechać. Nie wiadomo czy Straży Miejskiej uda się zweryfikować tych kierowców, którzy faktycznie przejechali łamiąc przepisy, czy będą ścigać wszystkich jak leci? Na razie czekają na zarejestrowane zdjęcia, które są obecnie w posiadaniu Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich.
- Zdarzenia związane z czerwonym światłem są zgrywane przez Zarząd Dróg, z chwilą gdy systemy będą już kompatybilne Straż Miejska przystąpi do prowadzenia czynności wyjaśniających – wyjaśnia Jacek Pietraszewski, rzecznik Straży Miejskiej w Białymstoku.
- Znając możliwości straży miejskiej, czynności wyjaśniające ograniczą się do wystawiania mandatów "wszystkim jak leci", a kierowcy będą musieli potem udowadniać swoją niewinność przed sądami. Chciałbym wierzyć w to, że będzie inaczej. Skoro system zarządzania ruchem, kupiony za ogromne pieniądze, nie działa poprawnie, to może najpierw wypadałoby go poprawić, a potem brać się za robienie zdjęć piratom drogowym. Nie dziwię się irytacji kierowców, którzy chcą skręcić w lewo, czekają kilka minut, a na zielonym świetle zdążą przejechać raptem dwa, może trzy auta - mówi Piotr Walczak, białostocki dziennikarz motoryzacyjny.
Przypominamy, że kalibracja systemu trwała kilka miesięcy, aby wyprofilować wszystko w taki sposób, żeby nie powstawały sytuacje niejasne. I niestety, mimo upływu czasu i kalibracji, system za 28 mln złotych ciągle nie działa w sposób właściwy. Wciąż do sieci trafiają filmy nagrane przez białostoczan, którzy narzekają głównie na lewoskręty. Niemniej, osoby kierujące pojazdami, które już zostały zarejestrowane na zdjęciach mandaty otrzymają, tyle że później.
- Zgodnie z Kodeksem postępowania w sprawach o wykroczenia mamy na to 12 miesięcy, natomiast na postępowanie mandatowe termin to 180 dni – informuje Jacek Pietraszewski.
- Ciekawe, jak straż miejska ma zamiar poradzić sobie z z kilkunastoma albo i kilkudziesięcioma tysiącami zdjęć, jak otrzyma je naraz. Będzie wystawiała mandaty w pośpiechu, czy zatrudni nowych strażników za pieniądze podatników? Zarząd dróg niech się wreszcie zdecyduje, czy te zdjęcia przesyła, czy może jednak dotychczasowe odpuszcza, bo dojdzie do paraliżu pracy strażników - dodaje Walczak.
Na razie nie słychać żadnego głosu z Zarządu Dróg i Inwestycji Miejskich, aby system zareklamować u producenta. Tego głosu brak również w magistracie. Mimo dużej kwoty za jaką został kupiony i miesięcy poświęconych kalibracji, jedynym efektem działania systemu zarządzania ruchem będą wkrótce hurtem trafiające do kierowców mandaty od 300 do 500 zł i wkurzenie kierowców z powodu chaotycznej zmiany świateł na kilku skrzyżowaniach w Białymstoku.
Przypominamy, że kamery są zamontowane na skrzyżowaniu Wierzbowej z Hetmańską, Miłosza z Piastowską, Antoniuk Fabryczny z Gajową, Zwycięstwa i Jana Pawła, a także Popiełuszki z Sikorskiego.
Komentarze opinie