Ponad 300 milionów ma kosztować budowa tak zwanego węzła intermodalnego. Ta nazwa oznacza tyle, że ma być przebudowany cały ciąg komunikacyjny pomiędzy dworcami PKS i PKP. Od samego początku rozmowy na temat tej inwestycji prezydent Białegostoku mówił, że ma ona służyć przede wszystkim transportowi zbiorowemu i ulepszeniu oferty komunikacji miejskiej. Innego transportu zbiorowego w samym Białymstoku nie ma.
Można oczywiście mówić, że przecież mieszkańcy korzystają także z przewozów autobusami komunikacji dalekobieżnej i kolei. Jednak ten przewóz podlega nie miastu, ale władzom województwa podlaskiego. Dlatego prezydent może w zasadzie wypowiadać się za wszelkie inwestycje dotyczące komunikacji miejskiej, tego jak działa i jak ją można usprawnić. Już jakiś czas temu urzędnicy wraz z prezydentem wpadli na pomysł, że transport publiczny w Białymstoku będzie usprawniony dzięki przebudowie dużych arterii drogowych i budowie kolejnego centrum przesiadkowego.
- Nasz projekt budowy węzła intermodalnego został pozytywnie zaopiniowany. Dzięki tej inwestycji możliwy będzie zakup nowego taboru autobusów w ramach dbałości o transport niskoemisyjny. Wymienimy wszystkie stare autobusy – wyjaśniał kilka dni temu Adam Poliński, zastępca prezydenta Białegostoku.
Jednak nie tylko o nowy tabor chodzi w tym przypadku. Projekt dotyczy przede wszystkim wielkich zmian komunikacyjnych w obrębie obydwu białostockich dworców. Przebudowa czeka też ulice w bezpośrednim sąsiedztwie. Po pierwsze ma zostać wydłużona Bohaterów Monte Cassino. Obok wyremontowana zostanie Młynowa i Wyszyńskiego. Największe jednak zmiany czekają ulicę Św. Rocha oraz Zwycięstwa. Pojawi się także dodatkowy pas na Łomżyńskiej i nowa łączność ze Słonecznym Stokiem i Zielonymi Wzgórzami. Planowana jest bowiem estakada w okolicach dzisiejszej zajezdni PKS Białystok.
- Całość przebudowy i budowy węzła intermodalnego jest pomyślana pod kątem transportu zbiorowego. Dodam, że indywidualni kierowcy też będą mogli łatwiej się poruszać. Pierwszeństwo, a bardziej można powiedzieć ułatwienia, będą mieli piesi i rowerzyści w ramach priorytetu o transporcie niskoemisyjnym – wyjaśniał Adam Polińskim radnym.
Można zapytać, gdzie tu ukłon w stronę transportu zbiorowego tak naprawdę? Otóż okazuje się, że przede wszystkim w dwóch elementach. W buspasach oraz w budowie kolejnego centrum przesiadkowego. Przebudowywane arterie drogowe i budowane nowe, mają posiadać buspasy. Zdaniem władz Białegostoku usprawniają poruszanie się po mieście autobusom. I jest w tym sporo prawdy, chociaż z drugiej strony korzystających z miejskich autobusów ubywa, zamiast przybywać. Coraz więcej osób wybiera własne auto, niż stosunkowo drogi transport publiczny. Efektem czego jest między innymi większa liczba autobusów krótkich, a ostatnio kupiono wręcz miniaturowe, tak zwane mikrobusy – na trasy mniej oblegane.
Zwracaliśmy uwagę niejednokrotnie, że transport zbiorowy w Białymstoku nie funkcjonuje najlepiej. Wciąż panuje bałagan w rozkładach jazdy, ale nade wszystko wciąż nie wiadomo po co utrzymujemy trzy spółki komunikacyjne z trzema zarządami, administracjami, zajezdniami i innymi elementami generującymi koszty trzykrotnie większe, niżeli byłyby przy jednej spółce. Przypominamy, że spółki ze sobą w żaden sposób nie konkurują, ponieważ nie mają czym. Rozkład jazdy ustala szefostwo Białostockiej Komunikacji Miejskiej. Przetargi na zakup nowych autobusów również ogłasza ten sam podmiot, ceny biletów ustala Rada Miasta na wniosek prezydenta Białegostoku. I w zasadzie konkurowanie sprowadza się do ceny napraw, sprzątania oraz wynagrodzenia kierowców. Choć i tu różnice są niewielkie.
- Czy są potrzebne trzy spółki komunikacyjne? Ten system w Białymstoku się sprawdził moim zdaniem. Sprawdza się zresztą od dwudziestu paru lat. Teraz, być może sprawa jest dyskusyjna, chociaż moim zdaniem to się sprawdza, że mamy trzy spółki, które próbują w jakiś sposób ze sobą rywalizować. Gdyby była jedna, miałaby monopol. Chyba, że byłby jeszcze jakiś prywatny przewoźnik, to wówczas sytuacja mogłaby być inna – komentuje nam radny Zbigniew Nikitorowicz.
Na pewno warto rozważyć obniżenie cen biletów komunikacji miejskiej, o czym już pisaliśmy na naszych łamach. Ostatnia podwyżka tłumaczona była zwyżką cen paliw. I faktycznie, kiedy podnoszono ceny, litr paliwa kosztował blisko 6 zł, obecnie jest to niecałe 4 zł za litr. Dodatkowo pasażerów nie przybywa również z powodu budowy dróg w Białymstoku. Po mieście jeździ się teraz znacznie wygodniej i szybciej, dlatego zwyczajnie jest lepiej dostać się własnym autem na drugi koniec miasta, niżeli pojechać autobusem, nawet po buspasach.
Zresztą budowa buspasów w Białymstoku wcale nie przyczyniła się do zwiększenia liczby pasażerów. Kierowcy nagle nie przesiedli się z aut osobowych do miejskich autobusów. Także centrum przesiadkowe, które kosztowało ogromne pieniądze, mieszkańcy nie poczytują jako coś, co usprawniło poruszanie się po mieście. Pytaliśmy jeszcze wczoraj, czy odczuwają różnicę w związku z taką organizacją transportu, jaką jest funkcjonujące centrum przesiadkowe przy ulicy Sienkiewicza i Alei Piłsudskiego.
- Przystanek, to przystanek. Żadna różnica, oprócz tego, że jest czyściej – mówi nam Alicja.
- Dla mnie różnicy żadnej nie ma, oprócz tego, że nie zrobię już zakupów w tym sklepiku, co tu był. Zawsze kupowałam wędliny i coś do picia, jak wracałam z pracy do domu. Teraz nie ma tego sklepiku. I to jest na minus, a reszta to to samo – powiedziała Krystyna.
- Pani kochana, kiedyś to tu drzewka były, człowiek mógł latem w cieniu stanąć, dobiec do autobusu. A teraz dobiegnij po tych schodach pod ziemią, albo stań w cieniu, jak nawet krzaczka nie ma – podzielił się z nami Waldemar.
Podobnych wypowiedzi zanotowaliśmy więcej. W zasadzie nikt z mieszkańców nie odczuł różnicy pomiędzy dawnymi przystankami, a centrum przesiadkowym. I teraz ma pojawić się kolejne w okolicach dworca PKS i PKP. Znów będzie kosztowało sporo, bo całe miejsce trzeba przebudować. I jak tak popatrzymy realnie, to być może projekt urzędnicy napisali pod kątem uprzywilejowania lub ukłonu w stronę transportu publicznego. Jednak faktycznie kolejny raz mogą na tym skorzystać kierowcy indywidualni, ponieważ pojawią się nowe arterie i nawet estakady.
- Nie poprawiamy transportu indywidualnego, ale transport zbiorowy. To wcale nie znaczy, że kierowcom będzie się jeździło gorzej, ale nie może być lepiej. Priorytetem ma być transport zbiorowy – powiedział Adam Poliński, zastępca prezydenta Białegostoku.
Ciekawe tylko jak sprawić, żeby kierowcom nie jeździło się lepiej, kiedy przybędzie nowych dróg, nawet z buspasami, które połączą i usprawnią komunikację pomiędzy osiedlami i centrum naszego miasta? Ważne, że na papierze priorytet będzie zachowany i w razie czego centrum przesiadkowe i buspasy sprawią, że przybędzie pasażerów komunikacji miejskiej przy stanowczo za drogich biletach i słabej ofercie transportowej wynikającej z nieuporządkowanego rozkładu jazdy.
Komentarze opinie