Około 15 milinów złotych ma kosztować wybudowanie nowej zajezdni autobusowej dla jednej z białostockich spółek komunikacyjnych. Inwestycja była zaplanowana już dużo wcześniej, ale w obliczu możliwości połączenia spółek, wydaje się, że Białystok kolejne miliony złotych może wydać bez sensu.
Komunalny Zakład Komunikacyjny chce wynieść się z ulicy Jurowieckiej i przenieść się daleko, bo prawie na obrzeża miasta. Tereny zostaną sprzedane i zapewne przy Jurowieckiej powstaną kolejne wieżowce. Obok przecież budują się apartamenty Jurowiecka, więc tak zwane dobre sąsiedztwo znalazłoby uzasadnienie dla wysokich budynków, których obecnie na terenie zajezdni nie ma. Trudno dziś przewidzieć czy nowa siedziba spółki komunikacyjnej ma jakieś logiczne uzasadnienie ekonomiczne. Jej budowa pochłonie sporo, bo jak informuje nas magistrat – koszt sięga aż około 15 milionów złotych.
Ponad pół roku temu swoje grunty i nieruchomości, nieco dalej, ale też na ulicy Jurowieckiej, sprzedał PKS Białystok. Kupił je Konstanty Strus za 15 mln złotych. Teren zajezdni KZK jest o wiele mniejszy i raczej trudno zakładać, że ktoś zdecyduje się na zakup za taką samą sumę, jaką zapłacono za grunty po PKS Białystok. Czy KZK uda się sprzedać tereny za taką kwotę, aby można było z niej sfinansować budowę nowej zajezdni? Nie wiadomo. Ale wiadomo, że Miasto i KZK planuje w nowym miejscu nie tylko zajezdnię.
- W przyszłości, podobnie jak obecnie, spółka w dalszym ciągu będzie wykonywała usługi diagnostyki pojazdów samochodowych, usługi przewozowe, jak również będzie mogła dokonywać dystrybucji paliw płynnych w ramach usług dla mieszkańców miasta. Ponadto przedsiębiorstwo posiada możliwości w zakresie napraw pojazdów samochodowych. Spółka KZK jest przygotowana na wszelkiego rodzaju działalność związaną z naprawą, obsługą pojazdów samochodowych oraz przewozem osób – informuje Kamila Busłowska z Biura Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku.
Tego rodzaju usługi na pewno przydadzą się mieszkańcom w tej części Białegostoku. Jednak z drugiej strony wydaje się zasadnym postawienie pytania o cel takiej inwestycji. Raz, że sporo kosztuje. Ale dwa – to przede wszystkim sama inwestycja w sytuacji, kiedy zaczyna się dyskusja o połączeniu spółek komunikacyjnych. Jak dotąd nikt z władz miasta nie był w stanie udowodnić, że funkcjonowanie trzech podmiotów z własnymi zajezdniami, z własną administracją, zarządami, radami nadzorczymi oraz całą infrastrukturą, ma sens ekonomiczny.
- Staramy się, aby podział na trzy spółki i możliwość porównywania kosztów funkcjonowania poszczególnych przedsiębiorstw dał nam efekt w postaci jak najmniejszego udziału komunikacji miejskiej w budżecie miasta. Dzięki temu, że jesteśmy w stanie na bieżąco analizować wyniki trzech podmiotów, jesteśmy w stanie dostosować finansowanie komunikacji miejskiej w taki sposób, aby była rzeczywiście najbardziej efektywna i najbardziej wygodna, i dostępna dla naszych mieszkańców – mówił kilka miesięcy temu portalowi Transport Publiczny, zastępca Prezydenta Białegostoku – Robert Jóźwiak.
Na jednej z najbliższych sesji Rady Miasta Prezydent Białegostoku będzie musiał radnym podać informację o stanie naszego transportu publicznego. Dyskusję w tej sferze rozpoczęli radni Prawa i Sprawiedliwości około miesiąca temu. Zapowiedzieli szereg zmian, ale przede wszystkim obniżenie cen biletów za przejazdy i właśnie połączenie spółek.
- Od razu po Świętach Wielkanocnych jesteśmy gotowi do rozmów z panem prezydentem, z wszystkim pozostałymi klubami w Radzie Miasta. Tu jest potrzebna szeroka dyskusja, bo projekt restrukturyzacji komunikacji miejskiej musi być przeprowadzony kompleksowo, od początku do końca, pod różnymi aspektami. Takie doraźne przyklejanie łat, jeśli czegoś brakuje, nie daje żadnych rezultatów w dalszej perspektywie – zapowiadała radna Katarzyna Siemieniuk.
W tej sytuacji budowa kolejnej zajezdni, która być może do niczego się nie przyda, stawia pod znakiem zapytania dialog pomiędzy Radą Miasta i Prezydentem. Widać wyraźnie, że brakuje tu współpracy. Tym bardziej wydawanie około 15 milionów z budżetu miasta na inwestycję, nie najlepiej świadczy także o prezydencie Białegostoku, który wykazał się krótkowzrocznością. I nie chodzi tylko o wydatki w KZK, ale także w tym, co będzie się działo w miejscu po zajezdni, kiedy ta już się wyniesie.
Jeśli staną tam wieżowce, a wiele na to wskazuje, że tak będzie, bo już wcześniej mówiło się o blokowisku w tym miejscu, to warto się zastanowić jak będzie tam zorganizowany cały ruch. Obecnie ulica Jurowiecka jest dość mocno zatłoczona. Poszerzyć jej nie ma jak. Podobnie jest z uliczkami odchodzącymi od Jurowieckiej, na których panuje ścisk i brakuje miejsc postojowych. Wprowadzanie kolejnego blokowiska w ten rejon, to ruch nieodpowiedzialny. Innym aspektem jest przenoszenie zajezdni KZK niemal na obrzeża miasta. Wiadomo, że dojazdy na poszczególne trasy i z powrotem do zajezdni, to dodatkowy koszt, który będzie musiała ponieść spółka. A w rzeczywistości podatnicy z Białegostoku.
- Nowa zajezdnia ma bardzo dobre położenie w porównaniu z zajezdniami położonymi przy ulicy Składowej. Dzięki temu możliwe będzie także ograniczenie kosztów dojazdów autobusów – tłumaczy Kamila Busłowska z Urzędu Miejskiego w Białymstoku.
I jak to zwykle bywa w takich przypadkach, pomija się fakt istnienia dogodnie położonej zajezdni przy Jurowieckiej. Jednak najciekawsze zostawiamy na koniec.
- Budowa nowej zajezdni jest uzależniona od zbycia terenów przy ulicy Jurowieckiej – mówi Kamila Busłowska z Biura Komunikacji Społecznej naszego Urzędu Miejskiego.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby budowy jeszcze nie było. Ale budowa już trwa, a grunty oraz nieruchomości nie są sprzedane. Przynajmniej o tym, że zostały sprzedane, informacji nie udało nam się nigdzie znaleźć. Ciekawe zatem, co robią tablice informacyjne przy placu budowy? I co w zasadzie się dzieje za odgrodzonym terenem? Można oczywiście domyślać się, że chodzi o budowę budynków usługowych, które nadzorować będzie KZK. Z tym, że przecież takie usługi są prowadzone na Jurowieckiej. Trudno nie odnieść wrażenia, że coś tu się dzieje chaotycznie.
Niedawno Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport, z którego jasno wynika, że nie ma ekonomicznego uzasadnienia dla utrzymywania kilku spółek należących do jednego samorządu, które ze sobą nie konkurują. W związku z tym NIK stwierdziła, że w większości samorządy, w których takie sytuacje miały miejsce, nieefektywnie realizowały zadania publiczne za pośrednictwem tworzonych przez siebie spółek. Tak jest również w Białymstoku. I patrząc na to, co się dzieje w sprawie budowy nowej zajezdni dla KZK, wydaje się, że NIK miała rację.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto i PS)
Komentarze opinie