Reklama

Obietnice Andrzeja Dudy nierealne? Możliwe, że są bardzo realne

10/06/2015 10:53


Jeszcze przed drugą turą wyborów część mediów, komentatorów, ale przede wszystkim ekonomistów zwracała uwagę, że realizacja pomysłów i obietnic wyborczych Andrzeja Dudy pochłonęłaby ogromne miliony złotych z budżetu państwa. Wkrótce może się okazać, że obawiano się na wyrost.

Gdyby udało się wprowadzić tylko jeden nowy przepis, bardzo możliwe, że udałoby się tym samym zacząć wprowadzanie w życie obietnic wyborczych Prezydenta Elekta i to już właściwie w niedalekiej przyszłości. Pomysł Andrzeja Dudy oraz ugrupowania, które wystawiło go do wyborów prezydenckich polega na nałożeniu podatku dochodowego na zagraniczne sieci handlowe. Obecnie takie podmioty są w polskim prawie uprzywilejowane w porównaniu do krajowych. Prawo i Sprawiedliwość od kilku lat postulowało o zmiany w tym zakresie. I zresztą okazuje się, że może to być krok we właściwą stronę.

Z wyliczeń Money.pl wynika, że gdyby wszystkie sklepy w Polsce powyżej 250 mkw. – to znaczy supermarkety, dyskonty i hipermarkety – obłożyć tylko 1-procentowym podatkiem, to do budżetu trafić mogłoby nawet 1 miliard 210 mln zł. Sama tylko sieć Biedronka, której obroty w zeszłym roku wyniosły 35,89 mld zł, musiałaby wpłacić blisko 360 mln zł. Do tego należałoby dodać sieci takiej jak Lidl, Auchan, Tesco, Carrefour oraz wiele innych. I to wystarczyłoby, aby w ciągu jednego roku do budżetu państwa wpłynęły ogromne pieniądze.

Część ekonomistów zwraca uwagę, że sieci tak łatwo nie poddadzą się i jeśli będą zmuszone wpłacać do polskiej kasy większe podatki – podniosą ceny. Niemniej już teraz daje się zauważyć, że ceny są podnoszone. Tylko nie widzimy tego na paragonie. Widać to dopiero gdy spojrzymy na etykiety, zwłaszcza w części dotyczącej wielkości opakowania, butelki lub prawdziwych zawartości odżywczych.

Prosta sprawa, kiedyś kupowałam te parówki w opakowaniu kilogramowym, teraz są pakowane w o 30 gramów mniejszym. To samo jest z kawą, konserwami i nawet przyprawami. Już dawno to zauważyłam – mówi Elżbieta Konończuk, którą spotkaliśmy na zakupach w sklepie jednej z zagranicznych sieci.

Zwróciłam uwagę na dezodoranty i w ogóle na kosmetyki. Puder kiedyś mi wystarczał na ponad 3 miesiące, teraz taki sam puder wystarcza na dwa miesiące. Cena się nie zmieniła, ale opakowanie i owszem – mówi Katarzyna Borowska, klientka białostockiej galerii handlowej.

Takich spostrzegawczych jest znacznie więcej. Ale mimo wszystko w dalszym ciągu sporo osób nie widzi lub nie chce widzieć, że ceny są podnoszone i to już od dłuższego czasu. My zwracamy uwagę zwłaszcza tych klientów, którzy do tej pory byli po prostu tego nieświadomi.

Przed gwałtownym wzrostem cen w związku z wprowadzeniem podatku dochodowego dla zagranicznych gigantów handlowych, uspokaja także Daniel Dziewit. Od wielu lat walczy z nieuczciwą praktyką w galeriach handlowych. Obserwuje poczynania różnych sieci i celnie je punktuje na swoim blogu. On także zabiegał wszelkimi możliwymi sposobami o uczciwą konkurencję dla rodzimego biznesu, który nie ma szans z dużymi sieciami i koncernami. Możliwe, że jeśli pomysł Andrzeja Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości wszedłby w życie, w końcu będzie spełniony jeden z jego postulatów.

Pomysł trafiony, a próba straszenia podwyżkami cen jest manipulacją. I tak rosną ceny w sposób niezauważalny, ale o tym się nie mówi, niewiele pisze, bo jest wolny rynek. A jeśli temat jest podnoszony to o tym, gdzie jest najtaniej. Opodatkowanie wielkopowierzchniowych sklepów od obrotu w szczególności sieci zagranicznych jest od lat blokowane przez tzw. „ekspertów” i lobby. Tutaj sprzedają, tutaj mają tanią siłę roboczą, na tej ziemi stoją te pudełka. I większość z nich wykazuje straty. Po to, aby nie płacić, albo płacić grosze. Histeryczne postawy „obrońców” marketów mają na celu rozmycie tematu, wystraszenie konsumentów, a tym samym deprecjonowanie pomysłodawcy, czyli w tym przypadku prezydenta Andrzeja Dudy – powiedział nam Daniel Dziewit, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Ochrony Najemców.

Do państwowej kasy wpłynęłoby jeszcze więcej, gdyby podobnym podatkiem obłożone zostały mniejsze sklepy, ale rozsiane po osiedlach całej Polski, jak „Żabka” czy „Polomarket”. Niemniej, nawet bez nich, duże sieci handlowe, które dziś bardzo często transferują zyski poza granice kraju, zasiliłyby budżet centralny dość znacząco. O tym, jak do tej pory omijano w Polsce płacenie podatków, opowiadał nam jeszcze dwa miesiące temu jeden z byłych najemców galerii handlowej w Białymstoku.

Jak się robi straty, żeby nie płacić podatków? Bardzo prosto. Na przykład sklep X sprowadza sobie dżem, którego słoiczek kupuje teoretycznie za 500 zł. Wiadomo, że nikt nie kupi dżemu za 500 złotych za słoik, nawet pięciolitrowy. Więc sprzedaje się go za 4 albo 5 zł, a resztę wpisuje się jako strata. I dlatego jest tak, że pieniądze są zarabiane i to ogromne. Zaś zyski wyprowadzane za granicę, a w Polsce wykazuje się stratę – tłumaczy nam były najemca.

Jakoś nie docierają do nas informacje jakoby Węgrzy z tego powodu przymierali głodem po wieszczonych podwyżkach cen, kiedy opodatkowano wielkie sklepy od obrotu. Dało się tam przewalutować kredyty we franku, dało się opodatkować. I jakoś świat się nie zawalił – dodaje Daniel Dziewit.

Najważniejsze teraz, by pomysł wcielić w życie w taki sposób, aby duże sieci nie znalazły pomysłu na jego obejście. Aby podatek dochodowy faktycznie trafiał do budżetu naszego państwa, a nie za granicę – do kraju, w którym dana sieć ma zarejestrowaną działalność. Jeszcze w czasie kampanii wyborczej politycy Prawa i Sprawiedliwości podkreślali, że w kontekście takich podmiotów trzeba by było objąć ochroną również polskich rolników. Często to także oni są ofiarami manipulacji i spekulacji handlowych wielkich sieci. Negocjują ceny dostaw swoich produktów do sklepów danej sieci i często okazuje się, że ten kto nie był zorientowany, zarabiał grosze, albo wręcz dopłacał do interesu, głównie z powodu konstrukcji umowy.

Z opodatkowania dużych sieci powinni cieszyć także polscy, drobniejsi przedsiębiorcy. Dziś oni nie mają możliwości obchodzenia przepisów i podatek dochodowy trafia najczęściej w pełnej wysokości do urzędów skarbowych. Gdyby udało się opodatkować także i te duże podmioty, w budżecie państwa znalazłyby się środki nie tylko na realizację obietnic wyborczych, ale przede wszystkim w końcu pojawiłoby się realne działanie wyrównania szans na polskim rynku handlowym.

Warto również wspomnieć, że aktualne zdecydowana większość zagranicznych sieci handlowych wykazuje w Polsce starty lub znikome dochody. Mimo wszystko budują się kolejne galerie handlowe i obiekty wielkopowierzchniowe. Trudno jest wierzyć, że przy takich obrotach pojawiają się inwestycje nie przynoszące dochodu. Jeśli dojdzie do zmiany w przepisach, weryfikacja rzeczywistych dochodów przyjdzie szybciej niż się komukolwiek mogłoby wydawać.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do