Gdyby blacharz miał swój warsztat w podziemiach galerii Atrium Biała pewnie byłby najbogatszym blacharzem w mieście. Można założyć, że byłby nawet najbogatszym blacharzem w województwie i okolicach. To, co wyprawiają kierowcy w podziemiach, powinno być nagrane i pokazywane kursantom, jak jeździć nie należy.
Jeśli w Białymstoku jest jakikolwiek kierowca, który bywał więcej niż 10 razy w galerii, zostawiał auto w podziemiach i nie miał choćby zarysowanego samochodu, może dziś śmiało skreślać totka. Takie przypadki nie mogą się zmarnować. W podziemiach chodzą panowie ochroniarze, chodzą klienci, w tym również sami kierowcy, a i tak strach samochód zostawić. Wszystko dlatego, że mimo oznakowań, przyjeżdżający na zakupy klienci, jeżdżą po swojemu.
- Zatkało mnie jak kobieta wyjechała mi pod prąd na czołówkę i jeszcze do mnie z gębą, że kobietom się ustępuje. Gdybym nie wyhamował i nie wycofał się, walnęłaby we mnie jak w dzwon. Gdzie ci ludzie mają rozum? – mówi nam Wojciech Fiłoniuk.
Jeśli ktoś myśli, że takie atrakcje są tylko pod ziemią, zapraszamy na górę. Tam mistrzów jazdy pod prąd także nie brakuje. Parking jest tak zorganizowany, że wjeżdża się wieloma wjazdami, za to wyjeżdża wyłącznie jednym. Ale to nie jest przeszkodą dla znakomitej większości. Jeśli nie znajdą miejsca, wyjeżdżają jak popadnie, tamując ruch i stwarzając zagrożenie dla wszystkich kierujących jak i pieszych.
- Przyjezdnym to jeszcze można się dziwić, bo może są pierwszy raz i gubią się. Ale naprawdę kierowcy nawet z białostocką rejestracją robią cyrki – mówi nam Karolina Biedrzycka.
- Mnie denerwuje zostawianie samochodów z boku przy barierkach, albo tam, gdzie są miejsca dla matek z dziećmi, nie mówiąc już o zajmowaniu stanowisk dla niepełnosprawnych. Te stojące przy barierkach są często tak poparkowane, że trzeba kombinować, żeby nie zarysować, albo w ogóle uderzyć. Czasami nie ma nawet jak wyminąć. Chamstwo zwyczajne – komentuje z kolei Marcin Kondraciuk.
Parkowanie to trudny manewr. Wszyscy instruktorzy jazdy powinni przyjechać, zwłaszcza do podziemi Atrium Biała, by pokazać swoim kursantom, czego robić nie można. Zarysowane drzwi, pobite światła, samochód wciśnięty w takie szczeliny, że nie sposób drzwi otworzyć. Kolokwialnie mówiąc – cuda na kiju. Niestety bardzo rzadko zdarza się, że po zarysowaniu auta, sprawca uszkodzenia zostawi choćby karteczkę z przeprosinami. O karteczce z danymi sprawcy – można już tylko pomarzyć.
- Więcej samochodem na zakupy tam nie pojadę. Szkoda nerwów i szkoda zdrowia. Dwa razy musiałem odwiedzić lakiernika i miałem wybite tylnie światło stopu. Na moich oczach Białorusin przywalił mi takim jeepem i jeszcze się wydarł do mnie. Myślałem, ze mnie szlag trafi. A za chwilę jakaś kobieta obrysowała mu bok, kiedy ten się na mnie darł. Piękna scena – opowiada Tomasz Jasiuk.
Naprawdę takie rzeczy robimy sami sobie. Odrobina kultury i zwykłego dobrego zachowania przyda się w każdej sytuacji. Wiadomo, że dziś sporo osób przyjeżdża na zakupy samochodami. Tak jest łatwiej. Ale jeszcze łatwiej będzie, jeśli skorzystamy z oznaczeń, zachowamy odstępy i będziemy szanować cudzą własność. Jeśli nie – blacharze i lakiernicy nadal będą mieli pełne ręce roboty.
Komentarze opinie