W lutym tego roku lokalne media obiegła informacja o tym, że pijany kursant chciał zdawać egzamin na prawo jazdy w białostockim Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Znalazł się nawet za kierownicą auta, ale egzaminator wyczuł od niego alkohol. Niedoszły kierowca nawet nie przekręcił kluczyka w stacyjce, zajęła się nim policja. Sprawdzamy, jak często dochodzi do takich przypadków.
9 lutego egzaminator z białostockiego WORD uniemożliwił rozpoczęcie egzaminu 33 - letniemu mężczyźnie, podejrzewając, że jest pod wpływem alkoholu. Natychmiast powiadomił też dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku.
Taką informację podali podlascy policjanci. Komenda wojewódzka poinformowała wtedy, że funkcjonariusze zbadali trzeźwość przystępującego do egzaminu i okazało się, że ma on blisko 1,5 promila alkoholu w organizmie. Zajął się nim sąd.
Ale, jak się okazuje, to wyjątek. Białostocki WORD informuje, że w tym roku odnotowano tylko ten przypadek, w zeszłym - żadnego.
Jak tłumaczy nam Krzysztof Janowski, kierownik działu egzaminowania, egzaminator może jedynie wstępnie wytypować osobę mogącą być pod wpływem alkoholu na podstawie zapachu alkoholu wewnątrz pojazdu. Zgodnie z ustawą o kierujących pojazdami WORD nie ma prawa badania alkomatem.
- Jeśli egzaminator ma wątpliwości co do stanu trzeźwości osoby zdającej, ma obowiązek zawiadomić policję. Po przyjeździe do WORD policja przeprowadza badanie. Gdy wynik badania jest pozytywny, egzaminator odmawia przeprowadzenia egzaminu i sprawę przejmuje policja. Gdy badanie wyklucza podejrzenie – egzamin jest przeprowadzany. Dalsze procedury prowadzone są przez policję, ewentualnie sąd - wyjaśnia Janowski.
Komentarze opinie