Przesadą byłoby powiedzieć, że władze Białegostoku przyczyniły się zasadniczo do tragicznej sytuacji w białostockim PKS – ie. Niemniej jednak przez kilka lat doprowadziły do tego, żeby a conto zysku kilku groszy, PKS tracił od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych za jedno zatrzymanie autobusu na terenie dworca.
Nie ma to jak fachowcy na wysokich stanowiskach. W przypadku tego, co dzieje się z PKS w Białymstoku, było ich nawet kilku. Począwszy od zarządu tej spółki, przez nadzorującego spółkę marszałka województwa podlaskiego, po prezydenta Białegostoku. Każdy podmiot miał niemały, a wręcz kluczowy udział w tym, że PKS każdego dnia, każdego tygodnia, każdego miesiąca i, w końcu, każdego roku, traciła dość sporo. Dziś trudno powiedzieć jaka to kwota, ale postaramy się ją ustalić w nieodległym terminie.
Jak to możliwe? Wszystko sprowadza się do lokalizacji przystanku autobusowego przy dworcu PKS. Jak wiadomo obsługuje on znaczną liczbę pasażerów. I sęk w tym, że obsługuje nie tylko pasażerów Białostockiej Komunikacji Miejskiej, ale także pasażerów prywatnych przewoźników kursujących w różne rejony naszego województwa. Jest tam wystarczająco dużo miejsca, aby zatrzymywały się i autobusy miejskie i prywatnych przewoźników. W końcu funkcjonuje tam nawet pętla autobusowa, na której kierowcy robią sobie przerwę. I to właśnie ta lokalizacja powoduje to, że zarabia Miasto Białystok, a nie PKS. Jednak skala tego zarobku jest zasadnicza i bardzo różna – dla Białegostoku jest to 5 groszy za zatrzymanie się pojazdu, zaś dla spółki PKS – od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych za takie samo zatrzymanie się takiego samego pojazdu.
Sprawą zainteresował się radny wojewódzki – Bogusław Dębski. W swojej interpelacji zwrócił uwagę, że zarówno marszałek województwa jak i obecny prezes PKS Białystok, powinni brać udział w pracach nad powstaniem węzła intermodalnego w tej okolicy. W końcu Miasto Białystok planuje dość dużą przebudowę, o której pisaliśmy kilka tygodni temu, dokładnie w rejonie dworca PKS i PKP. Ma tam powstać nowoczesne centrum przesiadkowe. Stąd radny Dębski zwrócił uwagę na to, że jeśli nikt ze spółki PKS, ani zarządu województwa podlaskiego, nie będzie rozmawiał z władzami Białegostoku, cała infrastruktura dworca najprawdopodobniej stanie się kompletnie nikomu niepotrzebna.
„Miasto Białystok planuje dużą inwestycję w okolicach dworca PKP i PKS . Funkcjonują tam, niezgodnie z przepisami, przystanki końcowe. Należałoby to skoordynować. Zespół całego dworca jest niewykorzystany, jeżeli chodzi o przystanki dla wysiadających i wsiadających i powinny być one wskazane dla wszystkich, za określoną opłatą, albowiem nasz PKS ponosi duże koszty na utrzymanie tej nieruchomości, a inni przewoźnicy nieformalnie z niej korzystają. Trzeba to unormować, tak, aby wszyscy mieli jednakowe obciążenia. Dlatego wnoszę, aby tą sprawą zajmował się nie tylko Prezes PKS, ale także i Zarząd Województwa” – czytamy w interpelacji.
Ale przystanek funkcjonuje zgodnie z prawem. I na dodatek okazało się, że odegrał wręcz kluczową rolę w uszczupleniu dochodów PKS – u przez ostatnie lata. Wszystko rozbijało się o wspomniane opłaty za zatrzymywanie się pojazdów prywatnych przewoźników. Dlatego każdego dnia spółce PKS uciekały bardzo cenne złotówki, kiedy Miasto Białystok, zarabiało grosze.
„Zezwolenie przez władze Miasta Białegostoku tak dużej grupie przewoźnikom, możliwości korzystania z przedmiotowego przystanku, jak również częstotliwość odjazdów i przyjazdów doprowadziło w konsekwencji do utworzenia nieformalnego, konkurencyjnego para dworca. Przyczyną takiej sytuacji jest również stawka należna dla Miasta Białegostoku za jednorazowe zatrzymanie się na przystanku komunikacyjnym, która zgodnie z ustawą z dnia 16 grudnia 2010 r. o publicznym transporcie zbiorowym nie może być wyższa nić 0,05 zł. Natomiast PKS w Białymstoku S.A. za jeden wjazd na teren dworca domaga się kwoty od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Tak wysoka różnica w cenie za jedno zatrzymanie środka transportu na przystanku komunikacyjnym a Dworcem PKS Białystok, jest podyktowana koniecznością ponoszenia przez Spółkę ogromnych kosztów utrzymania infrastruktury dworcowej, przy jednoczesnym korzystaniu, bez wynagrodzenia, z samego budynku dworca przez pasażerów wszystkich firm przewozowych” – odpowiedział radnemu obecny marszałek województwa – Mieczysław Baszko.
Z odpowiedzi na interpelację dowiadujemy się jeszcze, że na początku kwietnia tego roku, w Urzędzie Miejskim w Białymstoku, odbyło się spotkanie marszałka, prezydenta Białegostoku oraz prezesa PKS Białystok. Omawiano sprawy funkcjonowania tego przystanku, który przynosi niewielkie zyski dla Białegostoku, a generuje ogromne koszty dla PKS Białystok. Ustalono, że w rejonie przystanku mają się pojawić znaki informujące przewoźników o tym, że już nie mogą korzystać z postojów na dotychczasowych zasadach. Prezes PKS Białystok za to obiecał obniżyć o połowę obowiązujące stawki postojowe. Tak ma być do czasu przebudowy tego miejsca i budowy docelowego centrum przesiadkowego. I co wówczas?
Wówczas dworzec PKS w ogóle nie będzie do niczego potrzebny. Przede wszystkim dlatego, że w bezpośrednim sąsiedztwie ma powstać nowoczesne centrum przesiadkowe z odpowiednią infrastrukturą do tego, aby mogli tam znaleźć miejsce prywatni przewoźnicy. Czyli dokładnie tak samo, jak do tej pory i jak na razie za taką samą opłatą – czyli 5 groszy za jedno zatrzymanie. Chyba, że zmieni się ustawa, która podniesie stawki z 5 groszy na więcej.
Nie zmienia to faktu, że przez ostatnie lata zarząd spółki PKS Białystok wraz z poprzednim marszałkiem województwa dawali się skubać Miastu Białystok, ponosząc w tym samym czasie koszty utrzymywania całej infrastruktury.
I mamy teraz taką oto sytuację: Miasto Białystok zarobiło niewiele. W tym samym czasie PKS Białystok tracił sporo i popadał w coraz większe tarapaty finansowe. Zaciągał pożyczki i kredyty, które teraz z odsetkami będą spłacać mieszkańcy województwa podlaskiego. A wystarczyłoby gdyby kilka lat temu panowie, którzy ze sobą tak blisko współpracowali – porozmawiali i rozwiązali problem. Wówczas być może my, mieszkańcy, nie musielibyśmy płacić jako wszystkich kosztów, które narosły przez lata. A na pewno byłoby ich mniej. Na dodatek ci sami dwaj panowie teraz też blisko ze sobą współpracują i to w urzędzie miejskim w Białymstoku. Jeśli i tym razem będą tak samo ze sobą rozmawiać i współdziałać, być może znów to nas uderzy w kieszeń. Plus – trzeba doliczyć to, co wypracowali przez ostatnie lata we współpracy przy dworcu PKS. I można zrozumieć, że są to inne budżety, że jest budżet miasta i budżet województwa. Tylko, że tak się składa, że na jeden i drugi budżet, to my składamy się do wspólnego worka. No cóż – jacy fachowcy – taka ekonomia.
Komentarze opinie