Mamy dla Was dwie propozycje na karnawał.
Scott Walker „Bish Bosch”, 4AD 2012
Zaczynał w latach 60., jako jedna trzecia boysbandu. Potem poszedł na swoje, nagrywał coraz trudniejsze albumy. Kiedy chce, to milczy, kiedy chce nagrywa muzykę, która jest prawdziwym awangardowym kosmosem. „Bish Bosch” tylko potwierdza klasę Walkera, jako artysty niepokornego, kapryśnego, ale również, jako jednego z największych żyjących dźwiękowych geniuszy. Muzyka to wymagająca, ale potrafiąca nagrodzić słuchacza. Dla tych, którzy nie boją się pływać po nieznanych wodach i chcą nie tylko wpadających w ucho hitów.
Robin Guthrie „Fortune”, Soleil Apres Minuit
Niegdyś filar genialnych Cocteau Twins, dziś nagrywa solowo. I jasne, że jego eteryczna gitara, bez wokalu Liz Fraser nie ma już takiej siły rażenia, Guthrie nadal jest jednak mistrzem przestrzeni, nastroju, pastelowego malowania dźwiękiem. Płyta to dla tych, którzy cenią piękno brzmienia gitary i tych, którzy uwielbiają wprowadzić się w nostalgiczny nastrój. A aura za oknem do tego sprzyjająca. Niepocieszeni będą tylko fani Cocteau Twins. Bo dla nich „Fortune” będzie bolesne, jak śpiew słowika. Słowiki wszak śpiewają tylko z tęsknoty…
To są klimaty z mojej młodości, Scott Walker, riesling, ciuchy z fręzlami i carmeny...