Do urzędów kontroli skarbowej wpłynęło w 2015 roku 6084 donosów. Składano je przede wszystkim na osoby posiadające niezarejestrowaną działalność, sprzedawców niewydających potwierdzeń zapłaty, czy sąsiadów prowadzących zbyt wystawny tryb życia.
Tylko około 5 proc. zgłoszonych donosów znalazło swoje potwierdzenie w toku czynności sprawdzających prowadzonych przez Urzędy Kontroli Skarbowej. Polacy piszą rokrocznie tysiące donosów do urzędów kontroli skarbowej. Bankier.pl sprawdził, z jakich powodów najczęściej napuszczają fiskusa na własnego sąsiada.
Nieco ponad 6 tys. skarg wpłynęło w 2015 roku do urzędów kontroli skarbowej poszczególnych miast wojewódzkich. Polacy skarżą się przede wszystkim na przedsiębiorców, którzy nie wydają paragonów, wystawiają puste faktury lub nie rejestrują swoich działalności. Coraz więcej donosów kierowanych jest również z powodu cudzych luksusowych samochodów lub unikania płacenia alimentów przez byłych współmałżonków. Najwięcej donosów na jednego mieszkańca przypada dla Katowic, Olsztyna i Rzeszowa, natomiast statystycznie najrzadziej zgłaszano skargi w Łodzi i Warszawie.
– W zalewie donosów, te zasadne stanowią jednak kroplę w morzu. Polacy najczęściej skarżą się jedynie na podstawie przypuszczeń. Wystarczy kupić nowy samochód, aby zostać podejrzanym o matactwa czy oszustwa podatkowe – komentuje Weronika Szkwarek, Bankier.pl.
Jeśli chodzi o Białystok, to urzędnicy z kontroli skarbowej, też nie mają czasu na nudę. I podobnie jak w innych miastach Polski, donosy w ubiegłym roku, dotyczyły głównie przedsiębiorców, ale i dłużników alimentacyjnych oraz indywidualnych osób, którym lepiej się wiedzie. Część z tych białostockich donosów wynika z poczucia obywatelskiej powinności i sprawiedliwości społecznej, ale zdarzają się i typowo złośliwe – spowodowane konfliktem sąsiedzkim lub waśniami rodzinnymi.
Białostoccy „życzliwi” rzadko podpisują się imieniem i nazwiskiem. Co ciekawe, często podawane rewelacje na temat łamania przepisów skarbowych lub innych, są opisywane w taki sposób, że trudno się połapać o co chodzi, ale i w ogóle o kogo chodzi. Sformułowanie typu „mój były zięć”, albo „złodziejka z Bema”, czy też „pasożyt osiedlowy” raczej wiele nie pomogą urzędnikom w ustaleniu faktycznego stanu rzeczy. I podobnie, jak to ma miejsce w innych miastach w Polsce, donosy w większości przypadków nie potwierdzają się.
- W nadsyłanych dokumentach często opisywane są sytuacje poważne, wynikające z niewiedzy lub wprowadzenia w błąd podatnika, zdarzenia o charakterze przestępczym oraz okoliczności nie mające wpływu na wielkość zobowiązań skarbu państwa. Doniesienia w większości pisane są uprzejmym tonem, jako prośby. Tylko nieliczne zawierają wulgaryzmy. Sądząc jednak po procencie spraw jakie wszczynamy w wyniku otrzymania takich zawiadomień, wydaje się, że głównym motywem, którym się kierują autorzy, nie jest (w przeciwieństwie do tego, na co sami powołują się w swoich pismach) ani żądanie sprawiedliwości społecznej, ani potrzeba ochrony interesów uczciwych obywateli – tłumaczyła naszej redakcji już rok temu Izabela Głowacka rzeczniczka prasowa Urzędu Kontroli Skarbowej w Białymstoku. – My jako urzędnicy możemy mieć tylko nadzieję, że przynajmniej część z nich jest wynikiem podnoszącej się w społeczeństwie świadomości podatkowej oraz poczucia, że podatki powinni płacić wszyscy i na równych zasadach. Widać to w niektórych pismach wpływających do urzędu – dodaje.
Część donosów się potwierdza, ale jest to niewielka ilość w stosunku do tego, co napływa każdego roku do urzędów kontroli skarbowych w różnych miastach w Polsce. Na wszelki wypadek lepiej być czujnym, nie łamać żadnych przepisów i podczas kontroli współpracować z urzędnikami. Ale nade wszystko warto utrzymywać dobre relacje z sąsiadami i rodziną.
Komentarze opinie